poniedziałek, 3 grudnia 2012

Przyjaciółki


Po burzach i zawirowaniach – pogodzili się! Było znów wspaniale, ale… jej koleżankom to nie w smak! Judzą – „skoro raz narozrabiał, to zawsze może to powtórzyć! Nie daj się! Nie wierz mu, facetom się nie wierzy!” Tak czy siak namówiły skutecznie do… rozwodu. Ona rzuca papierami, ma wsparcie przyjaciółek! Układ miedzy nimi, jego i jej wspólne starania, rozmowy, pójście do Canossy, miłość, dzieci – nieważne.
Przeważyły wspierające koleżanki. Niejedna samotnie wychowująca, bo też rozwódka, więc ona WIE! Namawia do wyciśnięcia go jak cytrynę i pokazania mu miejsca w szeregu. „On kłamie, zobaczysz! Oni TACY są!” Osiągnęła swoje i tylko… czy jako przyjaciółka będzie spłacać kredyt? Zapewni codzienny kontakt dzieciom z ojcem? Przytuli, i pogada w łóżku, zaprowadzi syna do dentysty? Weźmie odpowiedzialność za rozpad rodziny?
Zamieściłam taką notkę na Fb, bo ciekawa jestem zdań na ten temat. Wiem, za mało danych dla konkretnego osądu, nie znamy backgroundu, ale ja trochę znam… Powinni się dogadać, jest podstawa. Już, już było dobrze ale wtrąciły się przyjaciółki.
To taki ostatnio obserwowalny trend „przyjaźni kobiecej”, modnej bardzo i przeciwstawianej przyjaźni małżeńskiej. Tak! Pamiętam jak pewna stacja telewizyjna zadzwoniła do mnie z propozycja wzięcia udziały w dyskusji „Czy dopuszczalne jest przyjaźnienie się z własnym mężem?!”. Kiedy zapytałam czy aż dyskusji trzeba i co oznacza „dopuszczalne jest?” pani reserchearka objaśniła mi, że wg pani psycholog i pani feministki które będą gośćmi – nie uchodzi! Przyjaźnić się możemy z przyjaciółką, a mąż to rzecz nabyta, istota z gruntu nam wroga i obca!
Powiedziałam że mam wręcz inne zdanie i chętnie je wygłoszę w imieniu tysięcy dobrych i szczęśliwych małżeństw. Redakcja rakiem wycofała się z zaproszenia mnie do dyskusji. Mój głos był… demode! Nie trendy – znaczy.
I tak niestety obserwuję tę damsko – damską przyjaźń która judzi, podburza kobietę w trakcie małżeńskiego wiru i zbyt często posuwa się bezkarnie za daleko. Przyjaciółki za kobietę decydują jak ona ma postąpić i dyktują rozwiązania ekstremalne, często bardzo ostre, złe, nie biorąc pod uwagę dobra dzieci i faktu, że małżeństwa kłóciły się i godziły od zawsze, byle tylko dać im św spokój. Wyłączając bicie i znęcanie się – tu wsparcie, pomoc jest bardzo potrzebna ale też bywa, że koleżanki nie mające stosownej wiedzy potrafią bardziej pogorszyć, niż polepszyć. Lepiej to idzie facetom. Przykład:
X była bita. Panowie z rodziny wkurzyli się, pojechali we trzech do niej, i wyprosili ją z domu. Usiedli do stołu z mężem i zapowiedzieli mu że ona jedzie z nimi zamieszkać do dalszej rodziny (wszystko zostało przygotowane), a on ma dwa wyjścia – albo idzie do AA i na terapię, albo nie zbliża się do niej wcale bo mu przestawią facjatę. Zrzucili się na zapomogę dla niej, na trzy miesiące. Z dala od faceta znalazła pracę i żyła powoli się wyprostowując. On poszedł na terapię po okresie strasznego buntu i wścieklicy. Dzisiaj, po dwóch latach separacji znów są razem. Czy jest alkohol – nie wiem, panowie z rodziny zrobili tyle ile się dało. Nie namawiali do rozpadu tylko podali rękę.
Współczesne przyjaciółki posuwają się do takiej socjotechniki, że kobiecie z problemem małżeńskim robią przysłowiowy kisiel z mózgu i zdecydowanie namawiają na wojnę. Nie dopuszczają myśli, że oni mogą się dogadać, że wybaczanie było, jest i będzie wpisane w nasze życie, że bywa iż po takich doświadczeniach związki bywają głębsze, mocniejsze tylko w pewnym momencie trzeba dać im spokój i zapewnić intymność.
Wiele, zbyt wiele małżeństw się rozpada, bo mąż nie miał pojęcia że bierze ślub z przyjaciółkami i to one będą rządzić w ich związku.

 www.domaszewska.pl

8 komentarzy:

  1. A mnie się wydawało, że przyjaźń z mężem to coś oczywistego. No bo jak inaczej? I hierarchia wydawała mi się inna - najpierw rodzina (czyt. mąż), a potem przyjaciółki. No nie tak? A po rozwodzie te "przyjaciółki" zajmą się swoim życiem i tyle z radości przyjaźni będzie. Prawdziwa przyjaciółka nie podjudza...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo za ten artykuł!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest jakiś taki dziwny trend, że rodzina to dzieci, a mąż przecież obcy. A jak byśmy się czuły gdyby to nam mąż takie herezje opowiadał - że dla niego rodzina to dzieci, a my obce ?
    Chlubna tradycja ratowania, łatania , układania zanika...a ten dowcip rysunkowy rewelacyjny - chyba skradnę !

    OdpowiedzUsuń
  4. a co z "przyjaciółkami" ze strony partnera? czy przyjaźń z byłą, skarżenie się jej na klopoty w związku z obecną jest lojalnością czy nie? z Pani jest mądra kobita, jak do to oceniać? Barbórka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barbórko miła!

      Sama się serdecznie przyjaźnie z Pierwszym (czyli Ex'em). Mamy dla siebie wiele ciepła i serdeczności, troski i przyjaźni. Nie wyżalam mu się na mojego obecnego, nie mam powodów. Skąd wiesz, że się żali? Może to Twoje domysły? Może się radzi - wtedy oznacza to, że byłą traktuję jak siostrę, kumpla, może nawet mamcię, ale on z TOBĄ jest i CIEBIE wybrał. Daj mu ten luksus, że ma przyjaciół i dobre kontakty z byłą, chwal go za to to i publicznie mów, że popierasz to i podziwiasz że tak potrafi. Ciasna smycz uwiera a na luźnej zawsze się wraca do domu! Szczególnie, gdy w nim jest serdecznie, ciepło i miłośnie.
      Pięknych dni przedświątecznych! M.

      Usuń
  5. Ja ostatnio spotkałam się z ciekawym stwierdzeniem: "Nig­dy nie pozwól so­bie wmówić, ko­go masz kochać i ko­go niena­widzić. Zaw­sze ci źle doradzą." i muszę przyznać, że coś w tym jest, zwykło się mówić, że gdy kobieta wiążę się z mężczyzną to rozpada się przyjaźń, bo tam, gdzie mężczyzna, tam nie ma przyjaźni kobiet, albo związek jest nieszczęśliwy, bo przyjaźń liczy się bardziej.

    Pytanie trochę podobne do @Barbórki, co jeśli przyjaźń między kobietą, a mężczyzną jest nieakceptowana przez jego partnerkę, która niegdyś była przyjaciółką owej kobiety? A jedyny argument swoistego ataku na przyjaźń brzmi: "Przyjaźń między kobietą, a mężczyzną nie istnieje, bo nie"?

    OdpowiedzUsuń
  6. Może przyjaźń to lepsze rozwiązanie? Ja rozwiodłam się po 15 latach małżeństwa, spakowałam co mogłam i przeprowadziłam się daleko...On (wydawało mi się ) walczył o powrót do nas...po 4 latach przeprowadził się niedaleko nas...wydawało się, że przemyślał wszystko i ...teraz po 3 latach "wspólnego" znów bytu nie mogę się go pozbyć....jest gorzej niż było przed rozwodem....po co zgodziłam się żeby wrócił? ... tak trzeba się było z nim tylko "przyjaźnić"...

    OdpowiedzUsuń
  7. Bo na samym poczatku jest zakochanie - szalone i zwariowane, potem milosc dojrzala i prawdziwa, ktora przeradza sie w milosna przyjazn i na koncu przyzwyczajenie i wygoda, ze ma kto kocykiem na kanapie przykryc i herbatke zrobic.
    Takie sa koleje losu, normalnego malzenstwa. Niektorym to sie jednak nie udaje i zaczynaja sie klopoty, takie czy siakie, ktore doprowadzaja do rozpadu malzenstwa. Najgorsze jest to, jak wtracaja sie do malzenstwa osoby trzecie (mam na mysli przyjaciolki i znawcow od siedmiu bolesci), bo "trojkaty" zwykle nie dzialaja.
    Pomocna reka i zrozumienie jest najlepsza pomoca.
    Ale od "damskich bokserow" i pijakow, uchowaj nas Boze! Z tymi to trzeba ostro i stanowczo. Innego wyjscia nie ma!

    OdpowiedzUsuń