sobota, 18 lipca 2020

Przywiązanie do ziemi czyli romantyzm.




Nasz polski problem, to przywiązanie chłopa do ziemi.
Taki nasz romantyzm, że ojcowizna, Chopin i wierzby przydrożne i że jak to porzucić?!


|Dawno temu opowiadała mi koleżanka mieszkająca w Kanadzie, że Kanadyjczycy nie mają żadnego problemu z relokacją. Gdy (pisała) Kanadyjczyk dostaje lepsza propozycje pracy (albo sam sobie znajdzie) to robi wyprzedaż garażową, sprzedaje dom z klonem i piwoniami, zabiera ukochanego kota i jedzie 600 - 1200 - 4000 km tam, gdzie jest lepsza praca. Tam sobie kupuje dom, sadzi piwonie i klon, i żyje bez łkania, że porzucił "łojcowiznę".
U nas to problem.
Rozmawiam z kobietą ze wsi, po zawodówce, kumata, w średnim wieku i dzieci 13 - 15 (czas jakiś temu): - Może byście wyjechali na winobranie do Francji (kiedyś, przed koroną jeszcze) całą rodziną? Najpierw nieco pobiedujecie, ale szybko wynajmiecie mieszkanie, a potem znajdziecie inną pracę, nauczycie się języka... Przerażenie w oczach. NO JAK TO?!
- ...albo jak Ewa, do Norwegii, tam też robota jest, zwłaszcza na północy. Ona pracuje w piekarni na noce, ale i inne prace są.
Przerażenie w oczach. ZOSTAWIĆ DOM?!
- ...ale jak to zostawić to?!
Domek ledwo się trzyma, Kaśka Dowbor nie chciałaby go remontować, spłachetek ziemi 6 kategorii. Nędza. Nie... "nie rzucim ziemi skąd nasz ród!" Będą tak brać z MOPSu, 1000 z pińcetplusa, bo dookoła roboty żadnej i pomysłu na życie żadnego oprócz przędzenia tej biedy za datek państwowy. I gnuśnieć.

Rozmawiam z córką. Jak wiecie, wyjechała wiele lat temu do Sydney.
Drogą wyboistą dotarła do stabilizacji ale ... nie do końca.
Znów ich świerzbi droga do lepszego, bo jest możliwość.
"Mamcik, gdyby to się udało, to wyprowadzimy się 120 km od Sydney do takiego ichniego Płocka, i tam Ben miałby fajną pracę i ja coś znajdę. To mieszkanie sprzedamy, spłacimy kredyt, a tam widziałam już fajny dom, dzieciaki i psy miałyby ...."
Bez żadnych tam romantyzmów i pojękiwania, że "tu się już urządziliśmy". No to się urządzą gdzie indziej na jakiś czas!

A my, Polacy zaraz musimy drzewo zasadzić i zakopać butelkę z napisem "MOJE!". Nadto za cholerę się nie ruszymy dalej niż NASZE miasteczko, NASZA wieś, bo JAK?!

Ja mam podcięte korzenie.
Nie jestem uwiązana do ziemi ojców bo i ojcowie ziemi nie mieli. Nie taszczę, jak Rebeca ze "100 lat samotności" worka z kośćmi zmarłych. Jak ich mam w głowie, w sercu i książce Taty, wspomnieniach Mamy.
Mogę tak jak mój mąż powiedzieć "Nie ważne gdzie, ważne z kim". A z NIM choćby i za krąg podbiegunowy choć raczej ze względu na wiek, wolelibyśmy cieplejsze rejony.
Nawet żałujemy, że nie zostaliśmy w Korei Pd, ale... wówczas wydawało nam się, że kulturowo odlegle a i bliżej dzieci...
O Australii też myśleliśmy, ale tam jeszcze Basi nie było.
Jedyna rzecz jaka nam stoi na przeszkodzie przed wyjazdem, to zdrowie, i finanse, bo Australia owszem, przyjęłaby emerytów ale pod warunkiem, że mielibyśmy własne zabezpieczenie emerytalne.
A my aż tak dobrze nie mamy...

Świat jest wielki, miejscami ciekawy i piękny, miejscami bezpieczny i nie mam żadnych problemów z tym, że ludzie się pakują i nie chcą dłużej żyć w tej naszej pisowskiej kruchcie.
Zaraz też zrobi się tu atmosferka, jak za ruskiego zaboru. jeszcze rok...

Cieszę się, że moja córka powoli, ale skutecznie toruje sobie drogę do lepszego jutra, że jak napisała mi świetne słowa "Mamo, ja tu SIEBIE lubię". Że żyje w kraju kolorowym i wielokulturowym i nikt tam nikomu gęby nie obija za rodzaj miłości jaki preferuje, ludzie są (widziałam) uśmiechnięci i wyluzowani. A gdy znany aktor wyląduje w szpitalu NIKT nie wysyła do niego lub jego syna nienawistnych i chamskich komentarzy, rząd nie wypowiada konwencji stambulskiej dotyczącej przemocy domowej, a hierarcha kościelna nie wtyka nosa do rządzenia.


To jednak odległy kosmos...









Smuteczek.

niedziela, 5 lipca 2020

Dokument WHO i wychowanie seksualne dzieci i młodzieży. PRAWDA jak jest.

Kochane, Kochani.

Kłamstwa związane z nauką dzieci o seksie czyli o płci narosły i stały się zgniłą purchawą. Przestudiowałam słowo po słowie dokument WHO w tej dziedzinie i Wam to doradzam, SAMODZIELNE, spokojne przestudiowania słowa po słowie, rubryk, ze zrozumieniem.
Sama wczoraj stworzyłam swoisty przewodnik.
Wklejam ów mój tekst i podajcie dalej, żeby odkłamywać te strasznie niesprawiedliwe osądy i kłamstwa sprawiające że ciemnota i zacofanie mają gdzie szaleć. Uczyłam dzieci o ich seksualności, robiło się to po to, że dziecko znało funkcje swojego ciała i wszelkie sprawy z tym związane, bo skoro uczymy o oddychaniu, jedzeniu wydalaniu wzroście i poruszaniu się czemu nie o rozmnażaniu i sferze seksualnej czyli płciowej?! Wszak to fragment naszego życia. I erotyzm też, bez niego nie ma pełnej miłości między partnerami, bo jest jej immanentnym fragmentem. Nawet u bardzo starych osób istnieje "miłość light" potrzebna jako fragment dobrego samopoczucia - przytulenie, pocałunek, uścisk osoby ukochanej. 
EDUKACJA nie może ukrywać fragmentu naszego życia i nazywać go wstydliwym czy tajemniczym jak średniowieczu. To niewiedza i zabobon niszczą ludzkie życie, a nie oświata. A dzieci poza nauczeniem czym jest ich seksualność uczy się na takich zajęciach ZACHOWAŃ ASERTYWNYCH - czyli gdzie są granice ich intymności, kogo mogą dopuścić bliżej a kogi nie i jak mówić NIE. Jak szanować własne ciało, do kogo udawać się po ratunek gdy czuje się dyskomfort czy wręcz zagrożenie.

* * *


Nazywam się Małgorzata Kalicińska.
Jestem matką dwójki dorosłych dzieci, babcią trzech wnuczek i co ważne, uczyłam w szkole podstawowej biologii. Piszę to, żeby rozwiać wszelkie narosłe legendy i nieprawdy związane z nieprawidłowym terminem seksualizacja dzieci” stworzonym nie wiem przez kogo, ale z pewnością ten ktoś nie miał dobrych intencji, ponieważ powołując się na dokument WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) wmówił wielu ludziom nieprawdę. Zanalizuję dokument WHO w oparciu też o własne doświadczenia jako mamy, i jako nauczycielki. Zanim wezmę się za ów dokument, kilka słów prawdy.
Seksualność jest cechą organizmów żywych związaną z rozmnażaniem. Podobnie jak inne cechy – wzrost, odżywianie, poruszanie się, oddychanie odżywianie i wydalanie, rozmnażanie jest jedną z najnormalniejszych cech organizmów zwierzęcych. W tym człowieka. 
Pytanie:
- Dlaczego w szkole dzieci uczą się o cechach roślin i zwierząt, poznają cechy organizmów bez problemów, a nagle sfera rozmnażania się człowieka okryta jest woalem wstydu i niedomówień? Tak jak uczyłam dzieci o jedzeniu, oddychaniu wydalaniu wzrastaniu, tak samo opowiadałam skąd się biorą dzieci. Podobnie opowiadałam o tym jak się rozmnażają owady, żaby, ptaki i ssaki. Człowiek to ssak, a „seks” znaczy PŁEĆ.
Seks nie oznacza z automatu zachowań erotycznych – te są fragmentem jedynie pewnej sfery naszej płciowości. Nauka o seksualności nie ma nic wspólnego z pornografią czy rozwiązłością. Opowiada o wszystkim co wiąże się z ciałem i emocjami, a też potrzebami człowieka z jego płciowością i wszystkimi aspektami towarzyszącymi od fizjologii, przez emocje, choroby, po sprawy kryminogenne czyli przestępstwa z tym związane (molestowanie, gwałt, nakłanianie do czynów niechcianych czyli wszelka przemoc na tle seksualnym, a też nawet łagodne przekraczanie dozwolonych granic intymności człowieka (zwłaszcza dziecka) będące nadużyciem). Te lekcje prowadzone najnormalniejszym językiem biologii, przyjmowane są świetnie i ze zrozumieniem. Oczywiście język i poziom musi być dostosowany do wieku dzieci. Inaczej mówi się o tym „skąd się wziąłem/wzięłam” z dwulatkiem, a inaczej z szesnastolatkiem – prawda? I my nauczyciele to wiemy. Umiemy rozgraniczać i różnicować.
Ważne jest żeby nie robić z tego jakiejś niewytłumaczalnej i wstydliwej tajemnicy, bo jak wiadomo dzieci uwielbiają wszystko, co zakazane, a przecież nasze ciało nie może być źródłem lęku czy wstrętu. I jeśli nie chcą ich uświadamiać dorośli w cywilizowany i mądry sposób, zrobią to same w mniej lub bardziej „czysty”, albo „brudny” sposób. Wychowanie podwórkowe w tym względzie, a więc pokazywanie sobie filmików pono na telefonach czy oglądanie w tajemnicy świerszczyków nie jest tą właściwą drogą dowiadywania się o tym czym jest MOJA seksualność.

Seksualność. KAŻDY ją ma, bo każdy ma seks – CZYLI PŁEĆ. Tak – seks znaczy po łacinie PŁEĆ.
Zachowania seksualne są związane z płciowością ludzi i zwierząt, a nawet przecież rośliny też mają płcie. Więc „seks” nie jest słowem, które powinno budzić lęk, wstyd czy niezdrowe emocje. 
Dawniej (a i teraz też) dzieci wiejskie miały i mają zachowania seksualne zwierząt podane jak na dłoni w obejściu – nie raz widziały jak się rozmnażają gołębie, kury, gęsi, świnie, krowy czy konie. Tysiącleciami nikt nie robił z tego ceregieli bo zawsze był to pewien fragment wiejskiego życia blisko natury. Organizmy się rozmnażają. To niezbędny element życia. Zasługuje na światłość a nie tłumienie w oparach wstydu czy zażenowania. 
WHO, Światowa Organizacja Zdrowia stanęła na stanowisku, że tak jak dzieci stają się świadome swojego ciała – że widzą, czują zapachy, rosną, jedzą, trawią, wydalają, oddychają i poruszają się, tak samo muszą być świadome swojej seksualności czyli wszystkiego co jest związane z płcią. To różnice w wyglądzie w okresie rozwoju i później, i własne odczucia, które najpierw nieco niepokoją, ale wyjaśnione (po to się dzieci uczy o tym) stają się oswojone i są rozumiane. Własne uczucia, nastroje i chęci lub niechęci stają się sferą świadomą. Dzieci rozumieją co komu wolno w stosunku do nich i co same mogą lub nie w stosunku do innych. To bardzo ważne. I to jest ta sfera, która wg wszystkich światłych ludzi MUSI być chroniona, ale nie tak, żeby o niej nie mówić, okryć niepokojąca tajemnicą, ale dać dziecku indywidualną wiedzę o jego odczuciach i potrzebach (ciała i emocji), a też niepokojach, lękach obawach, i w związku z nimi nauczyć chronienia tej strefy stanowczym mówieniem NIE, w sytuacjach gdy ktoś dziecku proponuje albo robi coś, co dziecku szkodzi, sprawia przykrość lub jest przestępstwem. To się nazywa zachowanie asertywne – czyli nauka stanowczego odmawiania, chronienia własnego komfortu. Dziecko powinno być nauczone – jakie są granice jego własnej „strefy komfortu” czyli dobrego samopoczucia i komu, oraz w jaki sposób nie wolno NIKOMU jej przekraczać. NIKOMU! I tego uczy się dzieci na lekcjach związanych z ich seksualnością.
Skąd się wziął kłam, obrzydliwy i wredny, że niby WHO i ludzie mający uczyć dzieci o ich seksualności „będą uczyć czterolatki jak się masturbować”?

 
To jest absolutna nieprawda. NIEPRAWDA!

Jako matka, babcia kobieta i nauczycielka biologii z całą mocą twierdzę, że to jest wyssana z brudnego palca bzdura nad bzdurami. Żadna nauczycielka, ani nauczyciel nie ma takiego zamiaru. Sami mamy dzieci. Czy uczymy je technik seksualnych?
A skąd się to wzięło, to kłamstwo? Z niedoczytania dokumentu. I ze złej woli kogoś kto to powtarza jako niby prawdę. W dokumencie do którego link załączam na końcu, są różnego rodzaju rozdziały omawiające to zagadnienie. Jest też rozdział pt Psychoseksualny rozwój dzieci, w którym omówione są różne fazy rozwojowe i poznawcze dzieci pod kątem seksualności (podobne są opracowania o rozwoju dzieci pod względem wagi, wzrostu, a też rozwoju narządów wewnętrznych – płuc, grasicy, mózgu, układu sercowo naczyniowego itd.)

W tym rozdziale opisane są etapy rozwoju płciowego dziecka (a też jego świadomości i emocji) poparte stwierdzeniami np: dziecko 3 letnie pyta „skąd się wziąłem”? A czemu mamusia (siostrzyczka, koleżanka ze żłobka) ma „kieszonkę”, „cipkę”, a tata ma siusiaka, „kranik”, „ptaszka”? Wszak to normalne że dziecko rozróżnia płcie. Świetnie!
Dziecko dotyka swoich miejsc intymnych podobnie jak twarzy, uszu czy głowy. To normalne. Zawstydzanie dziecka w tym względzie jest głupie, bo to tak jakbyśmy je zawstydzali gdy pyta gdzie trafia jedzonko które się połyka, i co to jest kupka, po co wdychamy powietrze i po co pijemy wodę. Jeśli na takie pytania związane z seksualnością (PŁCIĄ) odpowiemy bez pruderii i wzbudzania wstydu, (bo po co?) dziecko nie rozwinie w sobie przekonania, że jego seksualność, a więc płeć TO COŚ ZŁEGO. Gdybym miała się odnieść do religii to przecież Stwórca stworzył całość człowieka – seksualność też, i nigdzie nie wspomniał w przekazach że to coś ohydnego czy wstydliwego.
Nie raz śmiejemy się, gdy przewijamy niemowlę płci męskiej, a kilkumiesięczny dzidziuś miewa mimowolny wzwód, po otarł się o pieluszkę. To odruchowe i niezawinione przecież. Ale… nie wolno dziecka w tym kierunku dla własnej rozrywki pobudzać. To już jest niedozwolone i niczemu nie służy.
Dzieci same z czasem, i chłopcy i dziewczynki odkrywają, że dotykanie miejsc intymnych bywa przyjemne, no bo jest i każdy dorosły to wie, więc czemu nagle dziecko nie miałoby tego zauważyć? Zamiast zawstydzać je (czyli jednak mocno skierować na to ich uwagę krzycząc czy zrzędząc czy strasząc) trzeba po pierwsze delikatnie sprawdzić czy dziecko nie ma infekcji, zapieczenia, odparzenia, a potem skierować jego uwagę na coś zupełnie innego, atrakcyjnego. Nie utrwalać tego, że drapanie, dotykanie czy głaskanie miejsc intymnych jest godne awantury i zawstydzania, zastraszania, bo to tylko wzmocni ów odruch. Każdy seksuolog to potwierdzi. To jak postępować, jest wiedzą dla edukatorów 😊 nauczycieli. I rodziców.
W rozdziale ogólnym jest taki ważny akapit o edukacji seksualnej:  "Edukacja seksualna zakłada także ścisłą współpracę z rodzicami i społeczeństwem w celu stworzenia przyjaznego środowiska. Rodzice są zaangażowani w prowadzoną w szkole edukację seksualną, co oznacza, iż są oni poinformowani wcześniej o jej rozpoczęciu. Daje im to możliwość wyrażania własnych życzeń oraz zastrzeżeń. Szkoła i rodzice nawzajem wspierają się w procesie ciągłego wychowania seksualnego. Korzystna jest również współpraca z innymi osobami i instytucjami mającymi istotną rolę w procesie edukacji seksualnej (społeczne i kościelne organizacje młodzieżowe, opieka społeczna, usługi zdrowotne i doradztwo, grupy religijne).
Nieporozumienie albo zła wola nastąpiła wtedy, gdy ludzie pobieżnie czytający dokument WHO nie zrozumieli czego dotyczy rozdział (dla nauczycieli) pt: MATRYCA czyli dokładny projekt tego jak i o czym uczyć dzieci. Podzielony on jest na trzy części ( informacje czyli wiedza/umiejętności(czego uczyć dzieci)/ postawy - jakich postaw oczekujemy).
Strona 38 dotyczy dzieci 0-4 lata – proszę czytać w rubryce umiejętności, postawy i znaleźć punkt w którym mowa jest o tym, że ktoś (?) ma niby nauczyć 4 latka masturbacji? Założę się, że żadnej instrukcji jak to zrobić nie ma, nie było, i nie będzie. 
Opowieści jakoby nakazuje się uczyć 4 latki technik seksualnych jest wrednym wymysłem ludzi którzy chcą innych nastraszyć. KŁAMIĄ. Jest owszem, mowa o masturbacji we wczesnym okresie dzieciństwa (bo malutkie dzieci bywa, że odkrywają wrażliwość stref seksualnych i chętnie się głaszczą, pocierają, bawią w lekarza albo mamę i tatę), ale o tym jest mowa w rubryce INFORMACJA – a nie „umiejętności”! To jest informacja dla prowadzącego, a nie wymóg by nauczać technik masturbacyjnych. Tymczasem, gdy się wczytamy w rubryki UMIEJĘTNOŚCI i POSTAWY znajdziemy tam inne ważne aspekty do nauczenia dziecka – a mianowicie: „Rozmowa o przyjemnych i nieprzyjemnych odczuciach dotyczących własnego ciała Wyrażanie własnych potrzeb, życzeń i granic, na przykład w kontekście „zabawy w lekarza”, „Wyrażanie i komunikowanie własnych emocji, życzeń i potrzeb”, i najważniejsze: „Zaufanie własnym instynktom. Stosowanie modelu trzech kroków (mówienie nie, odejście, rozmowa z osobą, do której ma się zaufania)” a też: „Rozróżnienie między zachowaniem się w sytuacjach prywatnych i publicznych Przestrzeganie norm społecznych i kulturowych Zachowanie stosowne do sytuacji Szacunek do własnego ciała i ciała innych osób Akceptacja norm społecznych dotyczących prywatności i intymności Respektowanie dla „tak” i „nie” innych osób Wpływ wieku na seksualność i zachowanie stosowne do wieku. Normy dotyczące nagości Umiejętność oceny sytuacji – kiedy można dotknąć drugą osobę, a kiedy robić tego nie wolno”Wielkie nieporozumienie dotyczy faktu, że dokument służący dorosłym jest napisany językiem świata dorosłych, nieco naukowym, ale jest rzeczą normalną, że edukatorzy, czyli nauczyciele rozmawiają z dziećmi językiem uproszczonym, pozbawionym aury wstydu i pruderii, ale też pojęcia dostosowuje się do wieku. Inaczej mówi się o związkach (mama, tata, siostra z narzeczonym czy pani z panem w filmie) z czterolatkami, a inaczej z szesnastolatkami. Polecam spokojne przeczytanie dokumentu SAMODZIELNIE, pamiętając o tym, że tak naprawdę chodzi o to, żeby dzieci wiedziały czym jest płeć (czyli seks) czym są związane z nim emocje i JAK NALEŻY UTRZYMYWAĆ GRANICE, których nikomu nie wolno przekraczać, jak okazywać niezadowolenie, jak się bronić gdy sytuacja jest niekomfortowa albo groźna i do kogo iść po pomoc bez lęku gdy np napastnik szantażuje „mamusia będzie smutna”, „powiem wszystkim co robiliśmy” etc.
Czyli tak naprawdę chodzi o to żeby dzieci od małego wiedziały że ich ciało jest ważne, nie jest źródłem wstydu, a nawet bywa źródłem przyjemności (i żadne zabranianie na nic się zda, gdy dziecko to odkrywa, trzeba mu tylko wyjaśnić, że nikt obcy nie powinien mu w tym „pomagać”, nawet jeśli to jest ktoś tak zaufany jak dziadek, tata, mama, babcia, wujek, ciocia, sąsiad czy …ksiądz, lekarz…)Edukacja seksualna przez fakt wyjaśnienia dzieciom i starszym dzieciom „na czym to wszystko polega” jak o siebie dbać, czym jest intymność, komu wolno, a komu w żadnym razie mnie dotykać i JAK wolno, a jak nie wolno, nie jest niczym złym. Uczy czym jest „ZŁY DOTYK”, jak sobie radzić gdy ktoś bliski (wtedy zwłaszcza dzieci są bezradne) przekracza granice przytulania, i całowania. Jak sobie radzić z seksualną agresją rówieśników i z kim rozmawiać w czasie poczucia zagrożenia.
Czy to jest ZŁE?
Ilu z rodziców umie o tym rozmawiać i chce o tym rozmawiać? Jak wiele jeszcze dziewczynek zostawionych jest samych sobie z pierwszą miesiączką, która przeraża je, bo nie widzą, co się stało? Nie mają pojęcia skąd się wzięła krew z ich ciała, bo mam wstydziła się z nią porozmawiać. Wciąż są takie przypadki. Nauczycielka, edukator czy jak tam nazwiemy taka osobę, opowie i pomoże fachowo, wyjaśni i zdejmie lęk. Wiem, bo sama nauczałam.

Na koniec opowiem jak to nauczanie o seksie wyglądało w 4 klasie szkoły podstawowej, 20 lat temu. Skończyliśmy już rozdziały z biologii, rozwój i rozmnażanie roślin, rozmnażanie zwierząt a też rozwój, budowa i rozmnażanie człowieka. Opowiedziałam dzieciom najzwyczajniej, jak to jest, gdy do jajeczka dociera plemnik, jak powstaje zarodek i jak się dziecko rozwija w macicy przez 9 miesięcy i jak przychodzi na świat. Słuchały z wielkim zainteresowaniem, jak też obejrzały naukowy film animowany, pt „Życie prze życiem” na którym animacja pokazuje jak dokładnie przebiega to świetne zjawisko od jednej komórki mamy i jednej taty – przez różne etapy rozwoju, aż do porodu i pojawienia się niemowlaczka na świecie. 
Na koniec zaproponowałam dzieciom pracę domową: „Porozmawiaj z rodzicami jak to było, gdy przyszłaś/przyszedłeś na świat. Jaki był nastrój w domu, co się działo w szpitalu, co potem?”. Dzieci napisały wspaniałe wypracowania w oparciu o rozmowę z rodzicami i dziadkami. Również o tym ile dostały w skali Apgar, i jak się urodziły, naturalnie czy przy pomocy cesarskiego cięcia. Jak się wszyscy cieszyli, jak wybrano imię itp. I tylko jedna dziewczynka przyszła do mnie przed lekcją.
- Ja nie mam tej pracy domowej, bo mam powiedziała, że o takich świństwach nie będzie ze mną gadać.
Na lekcji siedziała bardzo smutna...
Rodzice byli bardzo zadowoleni, mówiąc mi: „nie wpadłam na to, żeby porozmawiać z dzieckiem na TE tematy, zawsze uważałam, że za wcześnie, a przecież oni już wszystko wiedzą, z telewizji, z podwórka”. Prawda, i często tak jest że o wiele lepiej te sprawy jak też mnóstwo innych o wiele lepiej tłumaczy ktoś fachowy niż nieprzygotowani rodzice przed którymi dziecko czuje naturalny wstyd. Zwłaszcza gdy tę sferę życia w domu uważa się za wstydliwą, a przecież to najnormalniejsza rzecz pod słońcem!

MOJE CIAŁO. 😊

Tu link do dokumentu WHO:
https://stop-seksualizacji.pl/images/WHO_BZgA_Standardy_edukacji_seksualnej.pdf