sobota, 3 listopada 2018

Cmentarne maniery Polaków.



Kolega nie znosił swojej matki. Gdy zmarła skremował ją i wrzucił byle jaką urnę wprost do ziemi na cmentarzu komunalnym. Potem przywiózł skądś spory, owalny kamień i rzucił na miejsce pochówku urny. Jakby chciał ją przydusić tak mocno, żeby już nigdy nie wyszła jak jakiś dżin z butelki. Okropne to było.
Chodząc po polskich cmentarzach mam co jakiś czas takie wrażenie, że rzucamy na zmarłego jakieś głazisko, nagrób (bo nagrobek brzmi jak coś małego) wielki i ciężki, jakbyśmy się bali, iż zmarli rozkopią się i przyjdą do nas z pretensjami. Niechaj siedzą pod takim wielgaśnym, szczelnym nagrobem!
Idą na to takie pieniądze, że doprawdy można się załamać. Policzyłam to na małych liczbach: Cmentarz Wojskowy Powązki: 39000 (po zaokrągleniu) grobów pomnożyłam przez uśredniony koszt nagrobka. 10 000 (Oczywiście jedne to „tylko 3500 PLN a inne 50 000 PLN) i wyszła kwota 390 milionów PLN.
A jak policzyć to, co tam zostawiamy?
W całej Polsce (ktoś policzył koszt zniczy i kwiatów naturalnych i sztucznych) to zakupy za… miliard złotych! A tacy niby jesteśmy ubodzy…
Chodzę i oglądam groby i nadziwić się nie mogę, czemu jesteśmy cały czas tacy „zastaw się, a postaw się”? Po co zmarłym pomniki za tysiące złotych?! A nam żywym, po co? Żeby raz, góra dwa do roku, złożyć kwiecie i zapalić znicz? A czemu ów znicz musi być wielki, ozdobny i palić się 5 dni? Zmarły tego nie widzi, my też, bo po godzinie jedziemy do domu na obiad. Nie wystarczy maleńki znicz i kwiat? Musimy paść producentów sztucznych (obrzydliwych) kwiatów i zniczy? Czy nie lepiej te pieniądze dorzucić do wakacji, na książki? Miliard złotych zostawiamy w zaduszki na cmentarzach a potem to wszystko ląduje na wysypisku!
   
A pochówek? Pogrzeb to cały przemysł dzisiaj. Na zrozpaczonej rodzinie łatwo żerować i wpuszczać ją w koszty. KOLOSALNE. Trumny jak samochody, pościel trumienna, makijaż i lifting, strój trumienny – wszystko co pójdzie do grobowca, albo do grobu na wieki. Pod ziemię. Pieniądze w ziemię.
A te wielkie, wystawne bukiety, wieńce, które ciężko dźwignąć, wymyślne urny i oprawa, za którą księża biorą też niewąskie pieniądze.
Osobny temat to zmarłe znakomitości. Zasłużeni.
Aleja Zasłużonych to prestiż, ale i zmartwienie dla rodziny, bo tani nagrobek tu nie pasuje.       
Ostatnio na Fb mamy wręcz wylew pretensji i roszczeń ludzi kompletnie nie związanych ze zmarłymi do rodzin. Że JESZCZE nie ma nagrobka, że nieładny, że tabliczka za mała, albo co tam jeszcze. A za tym wylewa się fala hejtu, wrednych komentarzy, sugestii i przypuszczeń wyssanych z palca. A wdowy, wdowcy i rodzina czyta to i czuje się jak na publicznym pręgierzu.
Sama miałabym wątpliwości, czy gdybym chowała znanego męża w Alei Zasłużonych, to czy dałabym się wmanewrować w nagrobek za takie pieniądze, za które mogłabym na stare lata wyjechać w podróż, albo leczyć się bez problemów.
Nagrobek Kory jest dla mnie jednym z piękniejszych – bez ostentacji i piękny, w Jej stylu. Nagrobki luminarzy świeżo pochowanych z bramy na prawo – przykładem nadęcia i gigantomanii a też braku gustu w tym względzie.
Od lat wiadomo, że polski kamieniarz tłucze nie tylko kamienie, ale i potężną kasę.
Bywałam w świecie, zachwycił mnie jeden z cmentarzy w Perth. To na w pół dziki park, a tam zamiast alejek z nagrobkami tylko tabliczki ku pamięci i kilka może malutkich tablic i płyt nagrobnych. Skromniej nawet niż w USA. Bywa, że rodzina (tak sądzę) zabiera urnę, a może i wkopuje ją do ossuarium czy niskiego kolumbarium w owym parku, a na mostku czy obramowaniu jeziorka przykręca tabliczkę z danymi babci czy ojca… I tylko.
Koszty prawie żadne. Bo liczy się pamięć, a nie ostentacja.

czwartek, 12 lipca 2018

Pierwsze Damy

Wpis z Fb:

Jako kobieta i człowiek z niejakim zdumieniem widzę udostępniany sobie wzajem mem, na którym mowa jest o tym, że Pani prezydentowa Agata Kornhauser Duda miałaby dostać swoją pensję, i że absolutnie się na to nie zgadzamy.
Serio?
To wstrząsające, że myślący ludzie idą za emocjami (bo ktoś nie lubi pani Prezydentowej, i ja też nie jestem wielbicielką) a nie za SPRAWĄ.
Nota bene ustawa ta padła. PADŁA, szanowni udostępniacze.
I nikt nie zadał sobie trudu sprawdzić, co się z tym projektem dzieje i dlaczego pis nie podpisał pensji dla własnej prezydentowej.
PADŁA, a czemu? Bo te pieniądze należałyby się też pozostałym paniom prezydentowym Danucie Wałęsowej, Jolancie Kwaśniewskiej i Annie Komorowskiej, a tego pis już nie mógł ścierpieć.
W prawie, nie tylko polskim, jest luka legilacyjna w sprawie tego, czy Pierwsza Dama może pracować, czy nie.
Zwyczajowo, jeśli jest kobietą (!) z automatu staje się kwiatkiem do garnituru męża i sprawuje "funkcje reprezentacyjne" - znaczy stoi i się uśmiecha, ewentualnie konwersuje mile + inne, czyli
wedle woli, sprawuje pieczę nad szpitalami, ochronkami etc.
Pierwsi Dżentelmeni na świecie - pracują jak gdyby nigdy nic!
Od nich się nie wymaga, by byli kwiatkiem do kożucha żony prezydentki. Pierwsze Damy muszą (?) rezygnować z pracy.
Nadto na ten czas nikt Pierwszej Damie nie płaci ZUS. Może to robić oczywiście mąż, łaskawie.
Ale to dość kiepskie jest w obliczu równouprawnienia.
Słabe to jest.
Po dwóch kadencjach niepracowania i nieodprowadzania składek wyląduje finansowo fatalnie.
To jest niehalo wobec KOBIETY.
Faktem jest, że w obecnych czasach żona prezydenta bywa narażona na różne wredne zachowania oponentów politycznych, frustratów i zwykłych szaleńców, więc musiałaby jeździć i być w pracy w towarzystwie BORowików czy nawet antyterrorystów. Dlatego padła propozycja pensji publicznej i oficjalnego opłacania ZUS.
Wówczas Pierwsza Dama ( i tego trzeba byłoby dopilnować) ubierałaby się z własnej pensji. A i tak dzisiaj każda z dam ubierała się (zwłaszcza na publiczne występy) z naszej kieszeni.
I tu nie chodzi o tę, konkretną Panią Prezydentową (a w tym nasze sympatie czy antypatie) a wszystkie następne Pierwsze Damy. O KOBIETY.
Przykro mi to pisać, ale warto pomyśleć ogólniej i nieemocjonalnie, zanim się coś podobnego coś wklei, udostępni.


sobota, 30 czerwca 2018

Med kontra altmed

motto: "Gdy pacjent chce wyzdrowieć, medycyna jest bezradna" ;-)

Że też w dyskusji o tym, muszę wspominać pani dr onkolog a właściwie robić wykład z psychologii pacjenta!
Mówimy o pewnych "cudach" które się dzieją w gabinetach altmedów, a potem są dowodem na siłę altmedycyny.
NAJWAŻNIEJSZE w tym wszystkim (lekarze powinni to wiedzieć) jest myślenie pacjenta, jego wiara w leczenie i optymizm. Bioenergoterapeuta dał pacjentowi wiarę i jakąś siłę po tym, gdy lekarze rozłożyli ręce i powiedzieli, że tu już nic nie mają do roboty. "Idź pan do domu".
I ja o tym!

O tym, że tym więcej ludzi będzie szukało CUDU, im więcej lekarzy będzie pacjentom okazywać znudzenie, brak możliwości leczenia czy nonszalancję. To też wina systemu, ale czy to ma obchodzić pacjenta?

Oboje się dzisiaj leczymy, ja i mąż.
I wiem, że z ową komunikacją nie jest najlepiej. Wiem dlaczego, stykam się z tym, no i czytałam Pawła Reszki "Małych bogów" wiem, że lekarze są uwikłani w system, który nie bardzo działa, ale trudno - skoro między pacjentem a lekarzem zieje dziura z powodu braku pełnego porozumienia, (brak czasu na idnywidualizowanie, pacjent bywa drażliwy, załamany nieoptymizujący, mało elokwentny, a lekarz nie ma czasu etc) tworzy się pole dla cudotwórców, którzy z oczyma pełnymi troski ROZMAWIAJĄ i mówią (czasem na wyrost, czasem nieporadnie) to, co pacjent jest w stanie pojąć, bez skomplikowanego, niezrozumiałego języka. (A czasem wręcz bajdurzą).

Nie wszyscy rozumieją lekarskie terminy i nie wszyscy lekarze umieją upraszczać w rozmowie. Stąd kolejki do cudotwórców.
Na każdy przykład "cudu" znaleźć można pełne wyjaśnienie medyczne, i ja je przyjmę! To jest nauka wiedza i racjonalność, ale to znaczy tylko tyle, że ci pacjenci którzy odeszli z kwitkiem od lekarza szukają alternatywy, ze strachu, jak to bywa najczęściej, i z wielką nadzieją, bo ona umiera ostatnia. A kiedy umrze wcześniej od pacjenta, to "po japkach" jak to się mówi, on traci chęć do życia gdy usłyszy: "medycyna proszę pana/pani nic już tu nie poradzi".
To pacjenci tworzą cudotwórców - bo za wszelką cenę chcą wierzyć w cud, którego być może nie otrzymają (z powodów postępu choroby) w szpitalu. Wówczas gdy umierają kilka miesięcy (tygodni) po wizycie u cudotwórcy są spokojniejsi, że skoro cud nie pomógł to pora umrzeć. Szlus.A gdy żyją długie lata?
To podstawowa psychologia. Altemdzi wiedzą o niej dużo.

A jeszcze oszustwa internetu...

Medycyna klasyczna liczy sobie ok 150 lat.
Chińska 5000 lat i wszak cały czas są i zgony i uzdrowienia. Zioła, akupunktura, bańki, minerały i te wszystkie chińskie (hinduskie) zabiegi jakoś działały... Tyle lat obserwacji dało dużo wiedzy. Tak, masa ludzi umierała, ale i dużo zdrowiało. Jakoś...
Medycyna klasyczna neguje prawie wszystko co nieklasyczne. Ledwie zgadza się na zioła. A przecież na wiele zjawisk nie ma dowodów, więc jak można z całym przekonaniem twierdzić, że skoro nie ogarnia tego "szkiełko i oko" że tego nie ma?!

I to jest właśnie strefa cudu, w który chory/rodzina chce wierzyć, że zanim on/ona umrze, sięgnęli po wszystko, nawet po niezbadane. Nawet po cud.

​​

czwartek, 21 czerwca 2018

Kultura chrześcijańska bez kultury.

Krajowa Rada Sądownictwa negatywnie zaopiniowała projekt ustawy o związkach partnerskich. Uzasadnienie? "Polska jest demokratycznym państwem prawa, ale kultury chrześcijańskiej".” (GW)
Rasizm ksenofobia i homofobia mają być chrześcijańskimi wartościami?! Negowanie czyjejś miłości to... KULTURA???
To są wady, średniowiecze, to wstyd i hańba, bo powinien liczyć się człowiek i świat dookoła, a nie bzdury wypisane 2000 lat temu w KOMPLETNIE INNYCH warunkach i okolicznościach przez jakiś facetów uzurpujących sobie prawo do narzucania innym swoich stanowisk!
Dla rządu dusz i tylko.
To NIE SĄ prawdy uniwersalne, ani okoliczności tłumaczące jakiś niby uniwersalizm, dzisiaj mamy świadomość humanistyczną i NAUKĘ i lata doświadczeń, wreszcie historię która pokazała przemocową stronę religii. I dzisiaj odwoływanie się do plag egipskich, rozstępujących się mórz i sprawdzanie lojalności sugestią by zamordować brata, czy wreszcie pogaduszki z wężem i robienie z niego agenta Tomka, seks z tatusiem (córki Lota) to nie są poważne odniesienia, ani „prawdy uniwersalne”, a 10 przykazań? Zasady współżycia społecznego istniały też w innych, wcześniejszych kulturach, i nie dajmy sobie wmówić, że dopiero 2000 lat temu ktoś wymyślając obowiązującego wszechboga wymyślił też zło i dobro.
To pospolita nieprawda.
Znacznie wsześniej spisano Kodeks Hammurabiego w którym jasno jest spisane zło i kary za nie. I właśnie dlatego, że owe kary są niezgodne z dzisiejszym pojęciem humanistyki i psychologii nie stosuje się ich dzisiaj. Proste.
Religia Chrześcijańska uważa że wszystko co wymyślono 2000 lat temu jest super i dzisiejszy rząd manipulowany przez episkopat wyprowadza religię ponad prawo, naukę i współczesny humanizm. Niebywałe.
Jestem wściekła, że średniowieczne i prymitywne uprzedzenia zatwierdza... KRS! Że muszę żyć w tej Polsce chorej na raka niechęci, nienawiści, prostactwa i ciemnoty.
I niech mi nikt nie pisze: „źle ci tu, to wyp*****laj”, bo odpysknę: nie, to ty wyp*****aj, do książek, UCZYĆ SIĘ, pozwijać zwoje, ucz się empatii, poznaj inne kultury, uśmiechaj się, szanuj ludzi innych niż ty.
EDUKACJA głupcze!
Bo w tym jest piękno świata, w różnorodności, a nie w hermetycznych bzdetach.
Howk.
Wstyd KRS - owi, wstyd wam ksenofobi i ksenofobki przed barwnym światem, przed nauką i postępem, myślą humanitarną, w którym jest dość miejsca na miłość i szacunek.
WSTYD.

środa, 20 czerwca 2018

Krótkie majteczki i husaria.

"Pasje piłkarskie rozwijają mentalność plemienną, pogłębiają barbarzyńskie podziały na „swoich” i „obcych”, stają się pożywką dla agresji i bezproduktywnego marnowania czasu, który można by poświęcić na naukę, kulturę lub aktywny sport. Oczywiście jeśli wypełnieni adrenaliną młodzieńcy i politycy mieliby robić wojny, to lepiej by budowali sobie stadiony i uczestniczyli w wojnach piłkarskich, a nie realnych. Prof. Magdalena Środa - "Postęp do tyłu"
Pani profesor uściśliła: "piłkarskie".
Wszelkie czynności (w tym sport) grupowe są ze wszech miar fajne, łączące (grałeś/grałaś kiedyś na plaży, w siatkówkę plażową, którzy się po prostu skrzyknęli i grają? Nieznajomi - znajomi, a siatka nie tworzy podziału, jest elementem zabawy), fajne i potrzebne. Nade wszystko w aktywnym (!) uczestnictwie.
Ale kompletnie nie rozumiem tego szaleństwa kibiców na punkcie piłki kopanej! ROZUMIEM podekscytowanie, radość i lekką wrzawę, ale nie świra. Przegiętego, który z karnawału przechodzi w ataki na wrogów, a wrogiem jest "KAŻDY, kto nie z nami" (np Krystyna Janda została przez dziennikarzy i redaktorów narodowych mediów posądzona o nienawiść do Polski, bo tak chlapnął rozsierdzony bramkarz Jan Tomaszewski).
Czy to nie jest zidiocenie?
Wszelkie inne dyscypliny sportu żyją gdzieś swoim życiem, owszem, ale AŻ TAK nie spinają "narodowo", nie powodują tego niebezpiecznego nadęcia, wyzwisk i haju. Widzowie, kibice siatkówki, piłki ręcznej, zawodów załóg kajakarskich, tenisa czy ping ponga itp to normalni kibice, bez husarii i narodowego szaleństwa.
I smutne, żenujące, groźne jest właśnie to co powiedział pan Tomaszewski i co podchwycili inni dziennikarze redakcje portali, że z faktu iż aktorka wyraziła swoje dezinteresman (moje też i miliona innych ludzi) i swój stosunek do narodowego świra została tak obrzydliwe zhejtowana, a jej, NASZE (!) zdanie sprowadzone do sprawy miłości lub niemiłości do OJCZYZNY - czy to nie jest świr?
Jak pisze moja znajoma o panu bramkarzu: "za dużo przyjmował na główkę", OK, a inni faceci w redakcjach?
Uważam, że ten piłkarski świr miał prawo narodzić się w 76 roku, bo było naprawdę świetnie, nowe w pewnym sensie, ale to wszystko. To wtedy narodził się (ale jeszcze nie był taki chory) ten narodowy, piłkarski psychodeliczny taniec na modłę krajów Ameryki Pd. gdzie prymitywni ludzie nie mając innych zainteresowań, a sami wierzący w Boga popisowo i ostentacyjnie, łamią drugie przykazanie, bo czczą np Maradonę czy innych tam, niczym bogów!
I zdumiewa fakt, że w innych dziedzinach życia społecznego kibice nie umieją już ramię w ramię stanąć, jak husaria w obronie praworządności, demokracji, kobiet i niepełnosprawnych. W tym zawiera się miłość ojczyzny i wolności, panie Tomaszewski et consortes, a nie w piciu piwa kupowaniu dziwnych kapeluszy, barwienia polików na biało czerwono i wrzaskach: "bo tam nasi...!".
To mentalne krótkie spodenki i piłeczka, szkoda że tylko to.

niedziela, 3 czerwca 2018

Taka gmina...

Takie dwie historyjki o kolei w XXI wieku i o nas.
Prawdziwe! Na jak najbardziej  AUTENTYCZNYCH ;-) faktach! 
Niewielkie miasteczko.
Linia kolejowa, stara ale nadal mocno eksploatowana, więc tę kupę gruzu śmierdzącego zresztą szczynami, pobazgranego sprayami i ledwo się trzymającego przebudowano, a właściwie ODBUDOWANO! 
Na tym koniec radości.
Kupa była stara, więc odbudowano ... i wyszedł zabytek.
ZABYTEK, więc w ocenie konserwatora dzieło nietykalne.
Zamiast oddać to kioskarzom garmażerii i zrobić porządny WC wiater tam ino szaleje. Pusto jest.
Jest TYLKO jedno, smutne okienko i na małej ladzie biletowej, pod szkłem, RĘCZNIE napisana poprawka spóźniających się pociągów. A teraz UWAGA:
Mąż pyta pani w okienku:
- Czemu nie ma gabloty z rozkładem jazdy na tej hali?
- Na peronie jest.
- Ale czemu tu, na hali brak takiej gabloty i wyświetlającego się komunikatu, monitora z zawiadomieniem co, gdzie, kiedy i dokąd?
- Nie pozwolił KONSERWATOR ZABYTKÓW.
- ???
- No, bo to podobno zabytek. Nie pozwolił na nic! 
Sytuacja druga:
Tłuszcz. Podobnie odnowiony dworzec. Dziwne dojście do peronów i do dworca, z każdej strony kostka ale pośrodku 15 metrów teren niczyj, więc ani tam kostki ani asfaltu - BŁOTO i syf. Trudno, komuś się myśleć nie chciało, ktoś się z kimś nie dogadał. Symptomatyczne, bo jeszcze wiele tu mamy podobnych w gminach. ktos wyasfaltował gminna drogę ktoś wojewódzką a między nimi 5 - 7 metrów ....niczego. Bo nikt się do tej ziemi niczyjej nie przyznaje. leżą jumby (dobra wersja) albo kałuża i brud (ta gorsza wersja). LATAMI.
Na peronach tłok, bo się pociąg spóźnia. Nie ma wyświetlaczy. Jest "szczekaczka" JEDNA i z takim pogłosem że komunikatu nadawanego "paszczą" nie sposób zrozumieć.
Tu też problemy z gablotami i wyświetlaczami (mało), też w hali pusto i smętnie. Bardzo niedaleko jest Topaz - sklep spożywczy to choć bułkę i kefir można sobie kupić. Na drogę.
Na jedynym wyświetlaczu nie podają faktu, że pociąg się spóźni i będzie za godzinę. Są tylko komunikaty o aktualnie nadjeżdżającym pociągu. O opóźnieniu możesz się dowiedzieć w okienku. Idź i się zapytaj!
Pociąg do B-stoku nie nadjechał o określonej godzinie. Ma opóźnienie ponad pół godziny. Konduktor spóźnionego pociągu zapytany o powód i chyba z nadzieją pytającego na jakieś PRZEPRASZAM, słyszy:
- ...mamy prawo!
Czyli efekt szatni i płaszcza działa coraz cześciej...
Ludzie miejscowi się na to godzą. WSZYSCY się na to godzą.
Milczą jak petent za caratu, albo jak wierny na zakrystii mnąc czapkę w milczeniu. W strachu, że się narazi urzędnikom.
A urzędnicy coraz bardziej chamscy i bezczelni.

SUBMISSION po polsku.


niedziela, 15 kwietnia 2018

Pobudka, Polaku katoliku.


Pora włączyć myślenie. 
W Polsce obserwujemy dzisiaj triumfalne pochody nazistów.
Prężą muskuły, jak w latach ’20 ubiegłego wieku. 
Głoszą hasła:
- „Czołem wielkiej Polsce", "ONR walczy, ONR czuwa, ONR wielką Polskę wykuwa", "Młodzi, aktywni, radykalni", My nie chcemy tu islamu, terrorystów, muzułmanów", "Narodowy radykalizm", "Praca w Polsce dla Polaków", "Śmierć wrogom ojczyzny", "Idzie nowe pokolenie, niesie Polsce odrodzenie", PiS, PO, jedno zło", "Nie tęczowa, nie czerwona, tylko Polska narodowa", "Polska walcząca", "Stolica Polaków nie chce lewaków", "Rząd na bruk, bruk na rząd", "Znajdzie się kij na lewacki ryj".

Przemarsz zabezpiecza policja.
Zdjęcia polityków  PO wieszają na szubienicach. To nie jest zabawa. To jest wstęp. 
Teraz patrzymy ze zgrozą jak tupią koło pomnika stoczniowców, a gdzieś w oddali jest… Westerplatte. Nie widzisz Polaku-katoliku zgrzytu?! 

 Wczoraj pieścił ich kościół na Jasnej Górze, usłużnie i serdecznie ojcowie jasnogórscy przyjmowali NACJONALISTÓW jak ukochane dzieci.
Arcybiskup Hoser odwraca oczy od niepełnosprawnych. To niebywałe! Nie zna tego?:
"Jezus współcierpi z wszystkimi, którzy doznają bólu,
bez względu na to, do jakiej przynależą oni
klasy społecznej, religii lub narodowości.
Jest w nim coś, co nie może znieść obłudy
i jawnej niesprawiedliwości
wobec ludzi ubogich, chorych, ułomnych i potrzebujących,
których serca także są zranione, przepełnione wstydem i poczuciem winy, ludzi sponiewieranych przez tych, w których widziano przedstawicieli Boga,
arcykapłanów i kapłanów,
zamkniętych w swoim bogactwie i władzy.
"Splanchna" oznaczać może również gniew.
Jezus wpada w gniew, widząc w jaki sposób traktuje się ubogich."
WSTYD Arcybiskupie nie znać tych słów.

Widzisz to Polaku-katoliku i nie grzmisz?! 
Włącz myślenie! Larum grają! 
Sadzisz, że to jest jakiś inny kościół od tego Twojego, w którym się modlisz w niedzielę? NIE! To TEN SAM kościół. Wciąż nie ma refleksji? ZERO?
W czym TY – katoliku bierzesz udział? Co legitymizujesz uważając, że CIEBIE to nie dotyczy? Bo tę niewygodną prawdę, że TWÓJ kościół idzie ręka w rękę z nacjonalistami – faszystami wypierasz, bo Ty się modlisz w INNYM budynku? 
Ale nadbudowa ta sama, ci sami hierarchowie, których słucha Twój ksiądz! 
Ci sami hierarchowie głaszczą ogolone oenerowskie głowy (i loki panienek oenerówek), którzy niepokornym księżom zamykają usta nakazując milczenie, gdy ci nieliczni się burzą.
To ten sam kościół Polko – katoliczko, któremu nosisz z wdzięcznym uśmiechem koszyczek ze święconką i płacisz chore pieniądze za ponoć bezpłatne sakramenty – chrzest, komunię, ślub… Ten sam kościół , który wczoraj uśmiechał się do brunatnych ludzi skandujących ksenofobiczne i nienawistne hasła, obiecującym każdemu kto przeciw im szubienice i komorę gazową. 
Z nimi szłaś Polko-katoliczko, szedłeś Polaku-katoliku ramię w ramię dzisiaj na mszy i za tydzień grzecznie pójdziesz… Wspierasz ONR, bo wspierasz TEN kościół. Innego katolickiego w Polsce nie ma.

Kumasz to? Dociera? 
Pora włączyć myślenie.

piątek, 2 lutego 2018

Savoir vivre na oddziale.



Od jakiegoś czasu jestem częstą bywalczynią w szpitalu.
Mąż jest pacjentem, a ja mu towarzyszę. Pomagam, przywożę wodę i owoce, zabieram zbędne rzeczy, dodaję otuchy i zmywam się gdy mąż jest już „osadzony”. To krótkie wypady, trzydniowe. Ale i podczas takich mam dobre pole obserwacji. Rok temu odwiedzałam w niewielkim, miejskim szpitalu Krzyśka (54) naszego znajomego chorego na raka krtani.
Co ja się napatrzyłam, nawąchałam…
Po tych doświadczeniach po prostu muszę napisać to, co mi leży na sercu.
Dziwię się, że gdy szpital przyjmuje chorego, z góry zakłada, że chory wie co oznacza dobre wychowanie. No, niestety nie wie, więc dobrze byłoby drukując mu kartę przyjęcia itp. wydrukować też pewnego rodzaju przewodnik (krótki i zwięzły) po tym, jak się zachowywać w szpitalu.
Tak, ja wiem, że chorzy to …chorzy, cierpiący, ale nie każdy ma izolatkę z wygodami. Rzadko kto z pacjentów ma swoją „biznes klasę” jak w samolocie, a i tam też obowiązuje bardzo ważna zasada obowiązująca również w życiu:
TWOJA WOLNOŚĆ KOŃCZY SIĘ TAM GDZIE ZACZYNA WOLNOŚĆ INNEGO CZŁOWIEKA.
Na sali leży wielu pacjentów.
W szpitalu trzeba wzmocnić ten przekaz:
Tak to powinno wyglądać jako ulotka:

PACJENCIE!
1 – Jeśli chcesz słuchać radia, oglądać film, słuchać muzyki, zainwestuj w słuchawki. KONIECZNIE! Nie zmuszaj współpacjentów do słuchania tego, co generuje twoje radio, albo telefon.

2 - Doprawdy wczuj się i zmniejsz do połowy głośność dzwonków. Słuchanie co i rusz dzwonienia, ryczenia, taktów roc’ka, bimbania, dziwnych i wymyślnych sygnałów telefonicznych jest na dłuższą metę upiorne. Ścisz telefon!

 3 – Rozmawiaj ciszej. Nie wszyscy muszą wysłuchać twoich opowieści, problemów, humorów, plotek czy połajanek. DYSKRECJA.

 4 – Zazwyczaj w salach są toalety, więc pomyśl sobie, że twoi sąsiedzi słyszą, że poszedłeś (poszłaś) na siku lub też coś więcej i NIE MYJESZ POTEM RĄK! W domu to źle, a co dopiero w szpitalu?! Umyj dłonie. Tam wisi nie tylko mydło ale też często płyn dezynfekujący. No i powinieneś /powinnaś mieć własne. Ręcznik też.
Zamykaj klapę i myj te ręce! Nie pomagaj bakteriom. Wszyscy jesteście osłabieni.

 5 – Higiena obowiązuje taka jak w domu, albo na wyższym poziomie. Wstajesz do łazienki? UMYJ SIĘ codziennie. Niestety jako gość często wchodzę  do sal i jak obuchem obrywam zapachami spod pach, z pachwin i niemytych nóg. Czemu to fundujesz pozostałym? Pielęgniarkom i lekarzom, którzy się nad tobą pochylają?! Masz masę czasu – myj się codziennie i używaj dezodorantu. To dzisiaj wyznacznik kultury osobistej.
Nie zapominaj o zębach. Niemycie ich to okropny obciach.

 6 – Ciuchy. Weź na zmianę, jeśli leżysz ponad 3 dni. Przynajmniej podkoszulek. Koszulę. I niech to nie będą stare powyciągane łachy, koszule sprzed wojny , szlafroki czy piżamy złachane na maxa „bo to tylko do szpitala”.
Nie musisz wyglądać jak łach, jak Baba Jaga!
Skarpetki też zmieniaj. I ogólnie wąchaj się.  To co ty czujesz na 10 % my, obcy czujemy na 110%. Serio!

 7 – Tak, wiadomo, że macie obniżoną odporność, ale świeże powietrze nikomu nie szkodzi, a zatęchłe - TAK!  Pozwalaj na otwieranie i wietrzenie, domagaj się tego. Przykryj się po uszy, gdy ktoś chce wietrzyć i pozwalaj na to! Zaziębienie Ci nie grozi gdy się nakryjesz. A przez okno wyleci powietrze z bakteriami, wleci świeże. Nie ma nic bardziej przykrego, gdy się Was odwiedza, jak zatęchły smród na sali spowodowany brakiem higieny i oknami zamkniętymi „na amen”

 8 – Chrapanie. No cóż. Wszyscy chrapiemy. Ty też. Jeśli cierpisz w nocy bo cię budzi ktoś chrapiący, poproś rodzinę albo sam sobie kup stopery do uszu na noc, a może też plasterek przeciwdziałający chrapaniu. Albo krople. Są takie w aptece.

 9 – Nie polemizuj z lekarzem na swój temat publicznie. Zwłaszcza gdy masz ostry temperament. Twoje zdenerwowanie nie jest potrzebne innym pacjentom. Umów się na rozmowę prywatną i jednak posłuchaj lekarza, zamiast go sztorcować. To on jest lekarzem. Nie ty. Wiedza od cioci, żony albo z Internetu nie jest ostateczna. Pohamuj nerwy, one jeszcze niczego nie poprawiły, nie przyspieszyły, a już z pewnością nie wyleczyły.

Gdyby wszyscy przestrzegali tych reguł, nieporozumień i stresu byłoby w szpitalach mniej.
ZDROWIA! 

sobota, 20 stycznia 2018

Med kontra altmed

Trwa wojna medów z altmedami, a właściwie nie samych "medów" a zwolenników z przeciwnikami.
Skąd się to bierze? Przecież człowiek ma wolny wybór - może korzystać z takich usług jakie mu odpowiadają.
Częściowo przyczynę pokazuje Paweł Reszka w swojej bardzo dobrej i niedocenionej książce "Mali bogowie".
To niestety sposób kształcenia i dalsze losy młodych lekarzy którzy chcą leczyć, a de facto wpadają w jakieś mechanizmy które ich nie zadowalają. Także w system, który uniemożliwia właściwie młodzieńcze marzenia o niesieniu pomocy chorym, a wtłacza w takie schematy postępowań, że szlag młodego meda trafia ale... musi się przystosować.
Choroba to nie tylko dolegliwości ciała, ale też duszy. To lęk i podatność na wszystko - od histerii, przez zasłyszane plotki, nowości z Netu, po defetyzm i depresję.
Choruje cały człowiek. Ma prawo być przewrażliwony.
Niestety medycyna nazywana współczesną, widzi nas w kawałkach.
Nefrolog widzi nerki, ginekolog waginę, srom i przydatki, kardiolog serce i układ krążenia a pulmonolog oskrzela, płuca i pęcherzyki. (etc)
Bywa, że są w nas dwa trzy albo i więcej chorób. Dają sprzeczne sygnały, ciężko o diagnozę. Mało jest w przychodniach dr House'ów, raczej spotyka się lekarza który po kolei wysyła nas do tych specjalistów od fragmentów naszego ciała.
Badania też opisuje taki specjalista we własnym zakresie.
Całości nikt nie widzi. Ducha i wrażliwości, lęku i pytań - zwłaszcza.
Kiedy pacjent ma to nieszczęście, że jeśli uważał na biologii, ma w rodzinie lekarzy innych specjalności (którzy już zdążyli zabrać głos i wydali jakieś opinie) który umie czytać nie tylko po polsku - buszuje po Necie i w gabinecie zadaje więcej niż jedno pytanie. Wówczas spotyka się z jakąś jawną nerwowością lekarza.
- Oj naczytała się pani. (kręcenie głową i .....cisza)
- Pani mnie pyta? Na to pytanie to ja musiałbym tu jakiś wykład akademicki robić! (milczenie i jawne zdenerwowanie)
- Proszę pani, to nie jest takie proste. (milczenie)
- Czy pani nie przesadza?
- "ironiczny uśmieszek" i milczenie
To częste zachowania. Świetnym wyjściem dla takiego lekarza jest monitor komputera w który, po odpaleniu w naszą stronę jednej z tych formułek lekarz wbija wzrok i coś czyta, klika, całkowicie nas ignorując. Potem wyjmuje z drukarki recepty i zalecenia.
Tym razem tłumaczy co jak mamy łykać.
Koniec wizyty.
Wychodzimy zbici z pantałyku.
Ja, na pytanie (po wypisanych receptach) CO MI JEST? Usłyszałam diagnozę lekarskobrzmiącą znaczy słabo zrozumiałą. Na pytanie czy pani dr mogłaby mi objaśnić specyfikę tej choroby odpowiedziała skupiają wzrok na monitorze, nie na mnie:
- Musiałabym cały, akademicki wykład pani robić!
Czyli w domyśle "idź już bo mnie wkurzasz"
To już nie te czasy gdy się przed lekarzem czapkowało z lękiem, bo "un kształcony". Jesteśmy partnerami. Ja w swojej dziedzinie, ty w swojej. NIE LEKCEWAŻ MNIE tylko dlatego że znasz terminy medyczne i umiesz leczyć taką, a nie inną pigułą moją chorobę. Sam wiesz, lekarzu, że zdrowienie jest w mojej głowie i im bardziej będę współpracowała tym szybciej nam pójdzie wy-leczenie.
Skąd popularność altmedów?
To objaśni mój kuzyn ortopeda z Giżycka:
- Co ja na to, że rodzina na oddział przyprowadza bioenergoterapeutę? BARDZO miło. Ja jestem zawalony papierami i nie mam czasu na pogaduszki choć naprawdę lubię. Ja składam kości, zakładam gips. Bioenergoterapeuta/bioenergoterapeutka siada przy łóżku, patrzy i ROZMAWIA z chorym o nim samym. Za rękę potrzyma.. O chorobie i wszystkim, co temu towarzyszy. Nakłada ręce, chory jest szczęśliwy i z mety mi się lepiej zrasta! Bo ktoś poświęcił mu czas i wysłuchał wszystkiego tego od czego my się opędzamy "że babcia, że dwa lata temu to tutaj, o..., że lubi prace w ogródku, że jak rok temu...". Ja ich lubię, naprawdę pomagają.
Jednak NAJPIERW JA!
My nie mamy na te pogaduszki czasu, a młodych tego nie uczą. Młodzi widza PRZYPADEK medyczny. Człowiek z jego opowieściami jest nudny.
Ale ... nie dla altmeda!
OCZYWIŚCIE szlag by trafił oszustów którzy każą odstawić insulinę cukrzykowi i łykać małe rybki, albo leczą białaczkę morelowymi pestkami w ilościach zabójczych. Ja mam na myśli uzdrawiaczy rozmawiających i nie przeszkadzających.
- Zalecających prawoskrętne witaminy?
- A nawet! Wiara góry przenosi. Niechaj chory se kupi tę "prawoskrętną" z wiarą, że to cudowności i połyka! Nic to. Nadmiar wysika. Ważniejsza ta rozmowa, potrzymanie za rękę, skupienie uwagi UZDRAWIACZA na chorym! To czego medycyna nie oferuje.
Gdzieś tu jest prawda...

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Ja kobieta, czyli o szacunku. 

Rok 2018 ma być rokiem przełomu w tym, jak postrzegamy same siebie.
Zaczynem jest akcja #metoo, czyli #jatez czyli ostry i odważny głos kobiet które ulegały molestowaniu wychowane w kulturze „przestań, nic się nie stało, nie ty pierwsza nie ostatnia”.
To kultura ostatnich ….tysiącleci.
Od zawsze tak było, że mężczyznom wolno było więcej, że byli „nad” kobietami, bo dysponowali większą siłą i możliwościami.
Religie nie sprzyjały kobietom. One zwłaszcza nakazywały ślepe posłuszeństwo mężczyznom, mimo iluzorycznego bleblania o szacunku jakim NIBY są darzone bo Najświętsza Panienka, bo cośtam. De facto największe religie zagoniły kobiety do rodzenia dzieci (z czym nie polemizuję bo to biologia) do kuchni i do roboty i uległości.
Są takie religie, obyczaje i tradycje, które do dzisiaj tak bardzo obawiają się kobiecej siły, że nakazują okaleczać małe dziewczynki (obrzezanie zewnętrznych narządów kobiecych) w imię… „szacunku dla przyszłego męża”. Niewyobrażalny ból i okaleczenie na całe życie w imię czego?! „Szacunku dla przyszłego męża”? A przyszły mąż nie umiałby zapracować sobie na szacunek postawą życiową?!
Niepojęta skala tego masowego przestępstwa jest porażająca. Na świecie żyje 180 000 000 obrzezanych kobiet!  I co najbardziej zadziwiające robią to matki córkom, babki wnuczkom same pamiętające ów ból i upokorzenie, latami ciągnące się problemy z drogami moczopłciowymi a też dziwnymi praktykami podczas stosunku gdy pochwę należało „udrożnić”.
Te praktyki dzieją się tu i teraz w cywilizowanych krajach również! W Szwecji, Wielkiej Brytanii, Francji i w Niemczech mimo państwowego zakazu.
Nadal kobiety kobietom to robią!
A my? U nas też kobiety kobietom dyktują jak inne mają żyć wg jakiejś ideologii, która wywodzi się z religii, nie nauki. A mamy XXI wiek.
No i wracam do problemu molestowania który nadal przez wiele osób jest niezrozumiały – jak to? Poklepanie po tyłku ma być naganne? Szargnięcie za pierś? Wymruczenie „nadziałbym cię mała”, albo „chodź to ci wsadzę” jako samczy okrzyk rzucony na podwórku do dwunastolatki to coś złego? Tak, to złe. To okalecza psychicznie, rani i poniża. Kto wychowuje mężczyzn? Matka, ojciec, dziadkowie. To przecież rodzina od małego naucza jak mały chłopiec ma postrzegać kobiety – mamę, siostrę, babcię, koleżanki. Rodzina od małej powinna nauczać dziewczynkę jak żyć asertywnie, jak się szanować i jak wymagać szacunku.
SZACUNEK – to jest słowo na 2018 rok. Na całe życie – dla nas, dla naszych dzieci, żeby akcja #metoo #jatez odeszła w siną dal i nie wróciła.