sobota, 3 listopada 2018

Cmentarne maniery Polaków.



Kolega nie znosił swojej matki. Gdy zmarła skremował ją i wrzucił byle jaką urnę wprost do ziemi na cmentarzu komunalnym. Potem przywiózł skądś spory, owalny kamień i rzucił na miejsce pochówku urny. Jakby chciał ją przydusić tak mocno, żeby już nigdy nie wyszła jak jakiś dżin z butelki. Okropne to było.
Chodząc po polskich cmentarzach mam co jakiś czas takie wrażenie, że rzucamy na zmarłego jakieś głazisko, nagrób (bo nagrobek brzmi jak coś małego) wielki i ciężki, jakbyśmy się bali, iż zmarli rozkopią się i przyjdą do nas z pretensjami. Niechaj siedzą pod takim wielgaśnym, szczelnym nagrobem!
Idą na to takie pieniądze, że doprawdy można się załamać. Policzyłam to na małych liczbach: Cmentarz Wojskowy Powązki: 39000 (po zaokrągleniu) grobów pomnożyłam przez uśredniony koszt nagrobka. 10 000 (Oczywiście jedne to „tylko 3500 PLN a inne 50 000 PLN) i wyszła kwota 390 milionów PLN.
A jak policzyć to, co tam zostawiamy?
W całej Polsce (ktoś policzył koszt zniczy i kwiatów naturalnych i sztucznych) to zakupy za… miliard złotych! A tacy niby jesteśmy ubodzy…
Chodzę i oglądam groby i nadziwić się nie mogę, czemu jesteśmy cały czas tacy „zastaw się, a postaw się”? Po co zmarłym pomniki za tysiące złotych?! A nam żywym, po co? Żeby raz, góra dwa do roku, złożyć kwiecie i zapalić znicz? A czemu ów znicz musi być wielki, ozdobny i palić się 5 dni? Zmarły tego nie widzi, my też, bo po godzinie jedziemy do domu na obiad. Nie wystarczy maleńki znicz i kwiat? Musimy paść producentów sztucznych (obrzydliwych) kwiatów i zniczy? Czy nie lepiej te pieniądze dorzucić do wakacji, na książki? Miliard złotych zostawiamy w zaduszki na cmentarzach a potem to wszystko ląduje na wysypisku!
   
A pochówek? Pogrzeb to cały przemysł dzisiaj. Na zrozpaczonej rodzinie łatwo żerować i wpuszczać ją w koszty. KOLOSALNE. Trumny jak samochody, pościel trumienna, makijaż i lifting, strój trumienny – wszystko co pójdzie do grobowca, albo do grobu na wieki. Pod ziemię. Pieniądze w ziemię.
A te wielkie, wystawne bukiety, wieńce, które ciężko dźwignąć, wymyślne urny i oprawa, za którą księża biorą też niewąskie pieniądze.
Osobny temat to zmarłe znakomitości. Zasłużeni.
Aleja Zasłużonych to prestiż, ale i zmartwienie dla rodziny, bo tani nagrobek tu nie pasuje.       
Ostatnio na Fb mamy wręcz wylew pretensji i roszczeń ludzi kompletnie nie związanych ze zmarłymi do rodzin. Że JESZCZE nie ma nagrobka, że nieładny, że tabliczka za mała, albo co tam jeszcze. A za tym wylewa się fala hejtu, wrednych komentarzy, sugestii i przypuszczeń wyssanych z palca. A wdowy, wdowcy i rodzina czyta to i czuje się jak na publicznym pręgierzu.
Sama miałabym wątpliwości, czy gdybym chowała znanego męża w Alei Zasłużonych, to czy dałabym się wmanewrować w nagrobek za takie pieniądze, za które mogłabym na stare lata wyjechać w podróż, albo leczyć się bez problemów.
Nagrobek Kory jest dla mnie jednym z piękniejszych – bez ostentacji i piękny, w Jej stylu. Nagrobki luminarzy świeżo pochowanych z bramy na prawo – przykładem nadęcia i gigantomanii a też braku gustu w tym względzie.
Od lat wiadomo, że polski kamieniarz tłucze nie tylko kamienie, ale i potężną kasę.
Bywałam w świecie, zachwycił mnie jeden z cmentarzy w Perth. To na w pół dziki park, a tam zamiast alejek z nagrobkami tylko tabliczki ku pamięci i kilka może malutkich tablic i płyt nagrobnych. Skromniej nawet niż w USA. Bywa, że rodzina (tak sądzę) zabiera urnę, a może i wkopuje ją do ossuarium czy niskiego kolumbarium w owym parku, a na mostku czy obramowaniu jeziorka przykręca tabliczkę z danymi babci czy ojca… I tylko.
Koszty prawie żadne. Bo liczy się pamięć, a nie ostentacja.