piątek, 21 grudnia 2012

Święta



Pamiętam, kiedy mieszkałam z rodzicami w bloku na czwartym piętrze, na sześćdziesięciu dwu metrach kwadratowych, tatko wpadł na pomysł zwołania zjazdu rodzinnego.
– Mało się znamy, dzieci nie znają wujów i wujenek, stryjenek, stryjów, dziadków i siebie nawzajem!
Przyjechało do nas dużo ludzi, na pozór kompletnie sobie obcych – tak sądziliśmy my – dzieciaki, bo starsi rzucali się sobie w objęcia z okrzykiem
– Felek?! Aleś się zestarzał!
– Zośka? Nic się nie zmieniłaś!
– Ciocia? Wujo? …. Etc.
Rodzice przygotowali nieskomplikowane jedzenie, żeby to nie ono przytłoczyło nasze spotkanie, w formie szwedzkiego stołu stało sobie koło okna, a rodzina stłoczona na niewielkim metrażu mogła się zintegrować tym bardziej, że mój tatko z mamą (polonistką!), przygotowali ściągawki w rodzaju „Who is who” w rodzinie. Nas, młodzież szalenie to rozbawiło, bo dotąd funkcjonowaliśmy używając jak wytrychu słów ciocia i wujek, a tu się nagle okazało, że są wujenki, stryjowie. Tłumaczono to nam i sobie na wszystkie sposoby, każdy sobie musiał dostosować tytuł do osoby i tak oto nagle ciocia Zosia i wujek Czesiek stali się dla mnie… stryjostwem! Nam młodym ogromnie się to spodobało, bo to stare nazewnictwo zabrzmiało autentycznie i zapachniało czymś takim retro, jakimiś pełniejszymi więzami? Od tamtej pory w naszej rodzinie obowiązuje ten język! Dlatego dla mojej Synówki nie jestem teściową ,tylko świekrą!
A teraz, za kilka dni – może nie będzie to spęd rodzinny – duuuuuża Wigilia z rodziną bliższą i dalszą. Będą moje Starszaki, będę ja i teściowa mojego syna i babcia i wujenka Ola, i mój Pierwszy (mąż) i wnuczka nasza wspólna – najukochańsza. Mam powierzchnię i wystarczająca ilość krzeseł, także zadbam o dizajn czyli choinkę i ozdobienie domu. Ugotuję i upiekę! Kapusta się kisi w domu robiona rękami Siwego – jest Mistrzem! Karp ze stawu już zamrożony czeka na zrobienie go po żydowsku, zupy pewnie dwie – barszcz czerwony i grzybowy zrobię, i śledzi co niemiara. To oczywiste! W tym roku pierwszy raz zrobię pierniczki witrażowe, ciasto już się zrobiło i czeka na werandzie! Zresztą każdy coś dowiezie w misce, rynience, słoju, butelce i w kuchni pomoże mi synowa i Olcha; panowie zadbają o porządki i zmywanie (!) i niechby tylko spadł śnieg jako miła sercu i oku dekoracja! O resztę się nie martwię. My się po, prostu lubimy!

Kochani – wierzącym i niewierzącym, ale praktykującym rodzinne spotkania życzę serdeczności i uśmiechu, w ten jedyny taki w roku wieczór wigilijny. Świec i miłych rozmów, może kominka z ogniem, a jak nie – ciepełka rodzinnego w sercach! 

  

6 komentarzy:

  1. Pięknie to Pani napisała...bo to nie chodzi przecież o te potrawy, dizajny, itd. tylko o to, żeby się lubić..U nas nikt się nie lubi, mimo, iż łączą nas więzy krwi..Trza to przeżyć jakoś...Wszystkiego dobrego..

    OdpowiedzUsuń
  2. Wesołych Świąt p.Małgorzato :)
    Ukłony.
    Monsieur LaPadite :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Magia Bożego Narodzenia to właśnie wspólne przygotowania rodzinne ....super to Pani ujęła.....Radosnych świąt...Wiesława ze Zgorzelca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wesolych i wspanialych Swiat Bozego Narodzenia
    zyczy wierna czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Święta to jednak święta i coś więcej niż dużo jedzenia i nawet najlepsze prezenty... Mam nadzieje, ze święta upłynęły w miłej atmosferze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Święta to specjalny czas............

    OdpowiedzUsuń