poniedziałek, 10 lutego 2014

 Humanitaryzm czy hipokryzja, czyli uczucia ambiwalentne.

W kopenhaskim zoo zastrzelono dwuletnią żyrafę. Świat się zatrząsł w świętym oburzeniu. Mnie też zatrzęsło, gdy czytałam, że wiele osób i instytucji domagało się wzięcia owego niechcianego żyrafka - Mariusa.
Zatrzęsło mnie też to, że zrobiono to na oczach widzów, dzieciaków. O dziwo te przyjęły to z ciekawością, podczas ćwiartowania zadawały pytania. Dzieci są niezbadane…
Wyjątkowo krwawe wydarzenie jak na pokazówkę. Ludzi za potworne zbrodnie już od dawna świat cywilizowany nie zabija, bo to niehumanitarne a tu zabito żyrafę tylko dlatego, że miała „kiepskie geny” (samczyk pochodził z kazirodczego związku). Zaleciało mi holokaustem… Nie, nie kpię.
Złe geny można łatwo załatwić skalpelem. To się nazywa kastrowanie i świetnie działa, gdy się nie chce reprodukcji zwierzęcia. Mógłby Marius sobie hasać po czyichś polach, bo kilka mln dolarów chciał za niego dać pan bogaty, mający wielkie przestrzenie gdzieś w Stanach. Ale nie. Urządzono widzom jatkę, ze strzelaniem w głowę zwierzęcia. PUBLICZNIE! Nie było wściekłe ani chore, a jednak dokonano na nim publicznego mordu…

Wściekli byli też kilka tygodni temu Internauci, moim zdaniem nadto rozhisteryzowani swoim pseudo-humanitaryzmem, gdy niezbyt udała się kara śmierci wobec faceta, który bestialsko zgwałcił i zamordował kobietę w siódmym miesiącu ciąży. Gdyby tak pokazać im drastyczny, dokumentalny film jak ów drań znęcał się nad swoją ofiarą. Gdyby ofiara była siostrą, żoną, sąsiadką, córką, może nie mieliby nic przeciwko temu, że ta ludzka bestia pocierpiała 15 minut nadprogramowo?
Te okrzyki, że to nieludzkie, były potwarzą dla tej zakatownej, niedoszłej matki. Podeptaniem jej cierpienia i czci, ale … taką ma dzisiaj twarz nasz niby-humanitaryzm. Andreas Breivik ma całkiem wygodny hotel za pieniądze podatnika (w tym za pieniądze rodziców zamordowanych dzieciaków) do końca życia. Cackają się z nim, jakby był złodziejem batonika… Podobnie z Fritzlem, wyjątkową bestią w ludzkiej skórze.
Nasz nibyhumanizm daje katom większe prawa niż ofiarom! Ofiara da sobie radę, mimo, że będzie cierpiała do końca życia, ma rozwalone nerwy, zdrowie, może blizny? A kat „to przecież człowiek, biedny miś!”, ma wikt i opierunek, darmowe leczenie, bibliotekę i „miękkie widzenia” jak chce.
Polecam dogrzebać się do raportów psychologów więziennych i raportów, jak działa resocjalizacja. Nie działa. Na bestie, czyli tych, którzy z rozmysłem i z wyrafinowaniem mordują i gwałcą, zadają wielogodzinne tortury, nie działa.
„Martinson, znany amerykański kryminolog mówi: "Nic na nich nie działa". Martinson zbadał efekty ponad dwustu amerykańskich programów resocjalizacji przestępców i stwierdził, że były to programy złudzeń. Okazało się, że pozytywne przykłady resocjalizacji mieszczą się w granicach błędu statystycznego, a niemal wszyscy objęci programami przestępcy nadal łamali prawo, a nawet popełniali zbrodnie”.
Wciskany mi humanitaryzm jest dziwaczny, zręcznie nami manipulując mówi, że „zabijając, stajemy się jak oni” (zbrodniarze). To nadużycie. Lekarz rozcinający pacjenta i wycinający mu rakowatą narośl, a potem trując go chemią – de facto chce ozdrowienia pacjenta. Raka się nie izoluje w organizmie pacjenta na długie lata – raka się usuwa. Kara śmierci zatem nie jest KARĄ sensu stricte, a tylko wycięciem społecznego nowotworu, rakowatej narośli, która nie będzie już normalną tkanką. Czemu mamy ją hodować za nasze pieniądze?
Wiem, to nie przystaje do współczesnej idei humanizmu, ale nic nie poradzę, jestem matką i krzywda, zwłaszcza dzieci działa na mnie jak przysłowiowa płachta. 

A teraz wracam do żyrafy, która nie była zbrodniarzem. Została publicznie zabita i o to PUBLICZNIE mam wielki żal i pretensję do weterynarza, do władz zoo. Ale mam mieszane uczucia wobec tej zbrodni, która tak nas poruszyła, bo MA PRAWO poruszać właściwie tylko jaroszy. Tylko oni mają pełne prawo do wyrażenia swojej złości, oburzenia i dezaprobaty bo są w tym uczciwi - dla nich nikt zwierzaków nie zabija. My mięsożerni – buzia w ciup!
Codziennie zabija się w rzeźniach po cichu i bez publiczności miliony krów, świń i kurczaków, ryb. Nasz humanitaryzm niechaj milknie. Lubimy kotlety.
Dlatego nie mamy prawa łkać nad Mariusem, nie róbmy z siebie większych hipokrytów niż jesteśmy, bo zwierzęta hodowlane nie mają imion, są zabijane codziennie.

C’est la vie.

2 komentarze:

  1. Hmm, też po pierwszym zjeżeniu włosów na całym ciele przypomniałam sobie kotlet schabowy z niedzielnego obiadu i zamilkłam speszona...A jako studentka zootechniki widziałam rzeźnie wielokrotnie.
    Jeśli dzieci muszą się zaznajamiać z prawami panującymi wśród zwierząt, zabijaniem dla zaspokojenia głodu, niech im w zoo pokazują filmy przyrodnicze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby Europa, a jakze inne metody uswiadamania dzieci. Nie jestem religijna, wiele w zyciu widzialam, ale jestem osoba bardzo emaptyczna, i zal mi tej zyrafy. Nie chcialaby, zeby to widzialy moje dzieci.

    OdpowiedzUsuń