sobota, 11 lutego 2012

Pojęcie mainstreamu


Tekst Basi Grabowskiej, mojej córki.
Tak mi odpowiedziała na moje pytanie - Lalka, wyjaśnij mi pojęcie mainstreamu*, jak Ty to widzisz?. No i mam za swoje...

Jedno z modnych i szalenie istotnych, jak się okazuje, określeń, które trzeba znać, by wypowiadać się o szeroko pojętej kulturze i sztuce.
Nie dość, że trzeba je znać, to jeszcze warto mieć na jego temat opinię i to opinię nie dowolną. Otóż nie za dobrze jest o mainstreamie nie mieć opinii żadnej, wstrzymywać się od głosu czy unikać jednoznacznej odpowiedzi. Jak tak robisz, to pewnie jesteś mainstreamowy i boisz się przyznać. Jak jesteś jawnie za mainstreamem to lepiej w ogóle się już nie odzywaj. Modnie i odpowiednio jest być przeciw. Wszak mainstream to papka, chała, bezwartościowa karma dla mas, żenada i strata czasu. I nie cytuję tu wyłącznie tzw. hipsterów (kolejne modne, warte znania określenie grupy społecznej wyznającej idee „no logo” i wszelakiej alternatywności we wszystkim) ale różnorakich moich znajomych. Sama nie raz w rozmowach zetknęłam się ze stwierdzeniami typu: „kiedyś ich słuchałem, ale teraz to już
sprzedali za dużo płyt”, „poznałem fajną dziewczynę, ale… No nie będę z kimś, kto ogląda seriale”, „Fajne to było na początku, ale teraz każdy to sobie wrzuca na Walla”. No i zgłupiałam.
Czy to źle, że coś jest popularne, lubiane przez wielu i zrobiło komercyjną karierę? Oczywiście, fajnie być czasem oryginalnym i wyjątkowym, wyłuskać z archiwów świetną piosenkę, której nie słyszał jeszcze nikt i zbierać pochwały za niebanalny gust. Bardzo fajnie! Przyznaję, że lubię czasem tak zabłysnąć, ale – powtarzam to do znudzenia – nie żyjemy w świecie zerojedynkowym! To, że ktoś lubi muzykę niszową nie znaczy, że ma automatycznie gardzić rzeczonym mainstreamem i wywyższać się kosztem mainstreamowców. Czemu w ogóle tyle pogardy i wyższości w podejściu do kultury?
Do spisania spostrzeżeń o mainstreamie skłoniło mnie ostatnie zamieszanie
wokół Gotye i jego piosenki „Somebody I used to know”. O tym australijskim artyście belgijskiego pochodzenia wcześniej nie wiedziałam nic. Piosenkę usłyszałam w radiu, zlokalizowałam na youtubie i wrzuciłam na FB bo tekst wydał mi się bardzo interesujący (lubię piosenki opowiadające historię) a muzyka z gatunku „w pierwszej chwili strasznie irytująca a po trzecim przesłuchaniu nie mogę o niej zapomnieć”. Nowe, ciekawe, dzieje się.
Po około miesiącu na FB powstają hate-page, hasła anty no i oczywiście rzesze przeciwników. Dlaczego? Bo się Gotye „przejadł”? Może – stacje radiowe naprawdę potrafią zakatować każdy przebój. Ale jak coś się przeje to tego unikasz i już. Nie tępisz.
Skąd więc taka nagonka na Gotye? Bo przestał być świeży i oryginalny i stał się – niezamierzenie przecież! – hymnem mainstreamu?
Ja się przyznaję bez bicia – jestem mainstreamowa. Słucham muzyki popularnej ze wspomnianą piosenką Gotye włącznie, oglądam seriale na kablówce, chodzę do kina na wysokobudżetowe, hollywoodzkie produkcje i dobrze się przy tym bawię. Sprawia mi to przyjemność i chyba nawet miło mi, że dzielę tę przyjemność z milionami innych ludzi. Kiedy jednak mam ochotę na podniesienie sobie ilorazu i sięgam po „ambitną” książkę, „trudny” film, „bolesną” sztukę, specyficzną muzykę lub inny intelektualnie wymagający materiał, to nie czuję natychmiastowej potrzeby zdeptania telewizora i ogłoszenia światu, że oto Zafon/VonTrier/Warlikowski/Von Lekow to jedyny właściwy kierunek a reszta to chłam.
Wierzę w homeostazę i koegzystencję uzupełniających się, zróżnicowanych a nawet (czy może zwłaszcza) sprzecznych pojęć i wartości. Na wszystko jest miejsce we wszechświecie. I na Gotye, i na Na Wspólnej, i na kinematografię fińską. Nie widzę żadnego powodu aby którekolwiek tępić. I jeśli na coś w moim świecie nie ma miejsca, to na niczym nieuzasadnioną nienawiść i pseudointelektualną indoktrynację. Nie mam wystarczającej determinacji do zgłębiania tematu na tyle, by szafować przykładami, ale jestem przekonana, że również wśród filmów niszowych zdarzają się słabizny, że w muzyce alternatywnej nie brakuje nieznośnej kakofonii a w undergroundowych sztukach czasem po prostu nie wiadomo o co chodzi i reżyser się przestrzelił z interpretacją. W tym samym czasie w mainstreamowych pasmach TV można wyhaczyć perełki jak dobry cover wykonany przypadkiem na czyimś koncercie unplugged, wciągający i doskonale zrealizowany serial historyczny (np. Rzym czy Dynastia Tudorów), lekką i komediową acz świetnie zagraną sztukę (choćby „Love!” Strzeleckiego). Nie dajmy sobie wmówić, że tylko underground oferuje nam rozrywkę intelektualną a mainstream nas z niej wyprał i należy się go publicznie wypierać. Nie dajmy sobie wmówić, że coś przechodząc z niszy w mainstream traci na wartości, bo to już absurd. Sztuka – jak to zwykle w życiu bywa – to zachować umiar i umiejętnie czerpać z KAŻDEGO dostępnego gatunku rozrywki.
Chyba wrzucę sobie na Walla Gotye…



*Mainstream – z angielskiego „główny nurt”. W wielu dziedzinach życia, nurt myślowy bądź stylistyczny reprezentowany przez większość artystów, twórców lub innych ludzi zaangażowanych w daną dziedzinę. Na płaszczyźnie kulturowej mainstream jest utożsamiany z popkulturą. W opozycji do mainstreamu stoją subkultury, kontrkultury, underground i wszelkiego rodzaju myślenie i twórczość niszowa, która nie ma takiej popularności i
tylu zwolenników co mainstream.

1 komentarz:

  1. Miód na moje serce :-) Lubię rozmawiać z ludźmi, którym daleko do fanatyzmu, którzy potrafią uszanować poglądy innych, nie rezygnując bynajmniej ze swoich. A dzisiejsza "moda na modę" mnie po prostu bawi. No cóż, snobizm towarzyszył każdej epoce, a dystans do siebie osiąga się z wiekiem i doświadczeniem. I tym optymistycznym akcentem...
    Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń