niedziela, 6 stycznia 2013

Czarne



To się stało wczoraj. Siwy rozpakował stary gramofon. Taki jeszcze z poprzedniej epoki, a już stulecia z pewnością. Nie na korbę! Elektryczny, ale ta łapka, i okrągłe miejsce na czarną, winylową płytę zalatuje myszami! Jaki grat! A kiedyś człowiek się puszył, że sobie kupił nowy zastępując stareńkie pudełko z czasów króla Ćwieczka, no, z czasów wczesnej Karin Stanek – na pewno.
Wyjął też ze starej reklamówki płyty. Uchowały się!
- Zobacz, ta nie ma okładki, chyba się zniszczyła, czy co… Tę sam zrobiłem! No, zobacz! – nuka mnie żebym popatrzyła.
- Też mi coś! Mój tatko gromadzący muzykę klasyczną też miał ten problem i też z brystolu i taśmy klejącej robił okładki! A ze dwie, to skleił takim beżowym plastrem z apteki! I flamastrem na górze podpisał co tam jest za skarb. Okładki nowsze były mniej psujące się bo z lakierowanej tektury, porządnie klejone na zakład kopertowy. W takiej jest John Mayall, chyba jedyna uchowana z muzyka z lat młodzieńczych Siwego, bo już weszły taśmy! Reszta płyt jest po starej cioci. Siwy nastawia jedną i mowę mi odejmuje! Słyszę piękne rosyjskie romanse śpiewane łagodnie, szkolonym głosem, bez fałszu i zadyszki. Bajka! Nani Bregvadze gruzińska madonna piosenki pięknej śpiewa „Калиткy, czyli po naszemu „Furteczkę”. Co za spokój i czułość, co za głos.

Cały wieczór upłynął nam w dźwiękach starych piosenek z czarnych krążków. Nie da się tego opisać, to trzeba przeżyć. Kominek rozświetlał pokój, za oknem chłód i zima, przed nami aromatyczna herbata i domowa nalewka, i nostalgiczna wędrówka przez różne epoki i style naszego życia – znalazła się włoska, Milva, ruda piękność o silnym głosie. Jej „Little boy”, czyli mniej znany tytuł „Piccolo ragazzo” to mój czas podstawówki, śpiewałyśmy to dyndając na trzepaku. Rosyjską „Jarzębinę”, „W cichym sadzie” i inne – w szkolnym chórze. Co tu jeszcze mamy? Humperdincka i Mayalla posłuchamy kiedy indziej! Tak, zapominamy. Przytłacza nas nowe, a przecież w nowych próżno szukać tego, co w piosenkach sprzed lat – cudownej harmonii dźwięków, staranności wykonania, oddania nastroju pachącego sadu, zmierzchu i serca rwącego się kochać. Albo grać na nosie chłopakowi co serce złamał, odpływającemu marynarzowi… Milva i Dalida! Śpiewajcie, bo kiedy was słucham znów mam dziewięć, dwanaście, czternaście lat i to, co czuję teraz jest wielką siłą nostalgii
Wymieniać można jak z rękawa tych wykonawców którzy naznaczyli moje muzyczne gusta, Wasze gusta. Lista byłaby długa! I nie mają znaczenia granice, język, polityka. Piękno nie zna granic. Górnolotne? A, co mi tam – przecież to prawda. „Dzisiaj tak nikt nie śpiewa”? Eeee, też nieprawda. Jest piękna Gruzinka, Katie Melua, jest wspaniały głos Adele, są młodzi, czuli odbiorcy dzisiaj nastoletni i tak to się kręci w kółko, jak czarna płyta.

1 komentarz:

  1. ja tez kocham takie nostalgiczne melodie z lekkim szumkiem....
    mąż mój zbiera i kolekcjonuje od 40 lat stare gramofony, polifony, mamy płytu perforowane , melodie na walcu jak pozytywka.... bardzo lubi e takie klimaty i nie dziwie sie że i wy słuchacie ich z rozrzewnieniem
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń