poniedziałek, 11 lutego 2013

Zapracować sobie na starość.



Lubię patrzeć na stare pary idące i trzymające się za ręce.
Jesteśmy gatunkiem żyjącym w parach. Jednak tak – nie łączymy się w pary tylko na okres godów, nie żyjemy w stadzie, żyjemy w parach a te pary tworzą oczywiście jakąś otoczkę rodzinną mniejsza lub większą. Ale ja nie o tym.
Ja o tych parach.
Na etapie początkowym bywa, popełniamy kardynalny błąd w wyborze partnera, ale żadna ludzka siła nam tego nie wyperswaduje, bo jesteśmy młodzi, głupi i wszystko wiemy najlepiej. Zawieramy związek z różnych powodów i nie zawsze to jest ta prawdziwa, dobra miłość. Czasem lęk przed tykaniem zegara (biologicznego), lęk przed ostracyzmem (wszystkie z mojej wsi już powychodziły za ten mąż!), poczucie, że należy… Najgorsza opcja, to głęboka fascynacja, bywa, że rodzaj szału erotycznego, czasem toksyczne uzależnienie od kogoś, kto tylko ugłaskuje nasze poczucie osamotnienia czy jakieś inne kompleksy, frustracje. Bywa mylona z miłością.
Takie związki szybko bardzo pokazują swą kruchość i bezsens.
Rozwód… Zmiana. Oby na lepsze!
Tak, to lepsze niż życie z poczuciem głębokiej krzywdy, żalu do siebie albo, co gorsza, do całego świata i tkwienie w trującym układzie, bo „co ludzie powiedzą”, mama się wścieknie, ojciec padnie na zawał, tyle wydał na wesele…
Lepiej zacisnę zęby i na terenie domu, po cichy (albo nader głośno) będę załatwiał/ła swoje frustracje, hodował/ła rosnąca niechęć i gorzkniała/ł na potęgę.
Bywa też, że po jakimś świetnym czasie, po wielu latach coś się w związku psuje, i to tak bardzo, że rysa rodzi pęknięcie, a potem stajemy się już dwoma innymi lądami. Bywa!
A przecież jednak są udane związki, te pierwsze, czasem drugie, chociaż jako związek nie płynęły zawsze, jak dostojny żaglowiec po ciepłym morzu. On i Ona, to układ dynamiczny, różnie bywa, ale zgodnie z zasadami metalurgii (kolega mnie oświecił) spawy na łączeniach (po złamaniach np.) są stokroć silniejsze od reszty! Czyli wspólne problemy sprawy, przeżywane w ciągu lat wspólnego bycia potrafią cementować, sprawiać, że patrzę na to swoje domowe szczęście i myślę, że takich trzech jak nas dwoje, to nie ma ani jednego! Wspólnie brane zakręty, wiraże, czasem rozłamy, spawane potem cierpliwie działają na korzyść i czujemy coraz bardziej, że On/Ona jest mi bliski/bliska najbardziej ze wszystkich, że to jest moje lustro, najlepszy przyjaciel, doradca, opoka i pomoc. Moja wielka, stara, siwa miłość.
Oczywiście wiążą też bardzo mocno wspólnie przeżywane chwile piękne, zachwyt zawsze fajnie jest z kimś dzielić „Kochanie moje, jak pięknie zachodzi to słońce za las!”, „Spójrz, ten Gaudi jest fenomenalny!”, „Pięknie to zatańczyła, co za ekspresja, prawda?”, „Dzwoniły dzieci. Mamy wnuczkę! Hurrrrra! Daj buziaka!”.
Przy śniadaniu - gdy dom już pusty, bo dzieci wyfrunęły - mamy stale o czym rozmawiać. Podglądając sikorki za oknem obgadać co tam u dzieciaków, jak kwitnie ten nowoposadzony krzew, jakie mamy plany na lato. Mamy wór zdjęć i wspomnień, wypracowany latami własny alfabet, skróty myślowe i żarty. Zmarszczki wokół oczu, zakola, czy plamy na dłoniach rozczulają i myślimy sobie, że to najukochańsze ręce, najukochańsze oczy, najukochańszy nasz partner życiowy.
Żeby sobie tak to poukładać, potrzeba z wiekiem więcej czułości, cierpliwości, szacunku. Na starość to są artykuły pierwszej potrzeby!
Kiedy jest obok ten ktoś, dzięki komu czujemy się bezpieczni, zadowoleni, zaopiekowani (wzajemnie), znaczy jesteśmy szczęśliwi szczęściem codziennym.
Starość jest brzydka i nieładnie wymyślona – to prawda, ale można się starać żeby przeżyć ją najpiękniej jak się da, zapracować na to i myśleć o niej jeszcze wtedy, gdy jesteśmy w miarę młodzi, gdy mamy dzieci w domu. Żeby nie stało się tak, iż dzieci są jednym „lepikiem” naszego związku, że gdy wyfruną, poczujemy się ze sobą… obco, coraz bardziej wrogo.
A tak pięknie byłoby, żeby po ich odejściu w swoje życie, cieszyć się nawzajem swoją obecnością, lubić swoje towarzystwo, wspierać się i czuć potrzebnym. To się nazywa miłość, i faktycznie jest znakomitym lekiem na całe zło.
Ale żeby tak się stało to trzeba…
- przytulać się, głaskać, to działanie terapeutyczne, wyzwala się serotonina a ona już dalej wie, jak nam ulepszać życie. Chcemy i lubimy tulić kota, wnuczkę, to się tulmy też nawzajem, przecież on/ona jest tak blisko!
- szanować i lubić się. Nasze przyzwyczajenia, zasady, zainteresowania, zwyczaje, które kiedyś nas nawzajem urzekły.
- rozmawiać także o zdrowiu, o tym co nam jest, o drobiazgach, żeby w porę dostrzec problemy i zaradzić. No bo z kim gadać o najintymniejszych sprawach?
- często jak się da (ja codziennie) mówić jak bardzo mi z Tobą dobrze, jaki jesteś kochany/kochana.
- seks? Wedle życzenia! Nie ma przeciwskazań! To może być (gdy siły i chęci już nie takie) seks light czyli ciut większa dawka tulenia, pieszczot i ogólnie pojętej cielesności. Gdy siły i chęci są – to tylko dodatkowa porcja ćwiczeń i owej serotoniny, hormonu szczęścia i zdrowia.
- nie zrzędzić. W ogóle nie zrzędzić, ani za młodu ani n starość.

Jeśli życie porównać do podróży, musi nam być ciepło i jasno, wtedy podróż nie straszna!
A kto chce być
wewnątrz zdarzeń
musi żyć wciąż z bagażem.
Musi mieć walizeczkę i koc,
i latarenkę na noc.

Tobie dedykuję, mój Kocyku i Latarenko!  

7 komentarzy:

  1. Czasem wychodzi sie z założenia że ; jakoś to będzie ; ale to jakoś to nie jakość życia, bo trzeba pracować, dawać z siebie wszystko, pokazywać, miłość inaczej związek przerodzi sie w flustracje i rozgoryczenie a to już popiół...

    OdpowiedzUsuń
  2. każdy z nas
    ma wlasny czas
    we dwoje
    świata się nie boją
    ich wspólny los
    jest jak pełny trzos
    z którego jak sekrety
    wydobywamy uczuc monety
    płacimy za miłość i zdradę
    za pomoc i złą poradę
    bo każdy człowiek jak żagiel w bieli
    na morzu nadziei tych co ocaleli

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami mimo starań i przytulania i dania wszystkiego co mamy nie udaje się...warto wszystko zostawić i zacząć od nowa aby choć na chwile przed końcem szczęśliwym być.Latarenki świecą słabiej a kocyki czasem nie grzeją i tak musi być ale czasem wystarczy uśmiech i mile słowo i wystarczy dusza razem być.:)
    Pięknie piszesz Małgosiu o życiu o staraniu i zachwycie.pozdrawiam Cię i twój kocyk z latarenka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie napisane. eva.

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy marzy o romantycznej miłości ,a może taka zwyczajna ,,proletariacka"wystarczy.Zapominamy co składa się na codzienne życie.Nie można sobie ciągle patrzeć w oczka i szeptać o miłości.Dla mnie codzienna miłość to wychodzenie naprzeciw tej naszej połówce.Zrobienie kawy,poprawienie kołnierzyka ,posmarowanie bolących pleców.Ot codzienność.
    Opowiadanie o dolegliwościach-może i tak,ale nie licytowanie się kto bardziej.
    Szacunek.
    Właśnie.To nie tylko zwracanie się do kogoś odpowiednio,liczenie się z jego zdaniem ,ale również zadbanie o to aby nasz partner czuł się z nami dobrze.I tu taka wstydliwa prawda.Czym starszy wiek tym większa niechęć do higieny.Umyj się ,zadbaj o siebie,nie wyglądaj jak stary śmierdzący kapeć a ten mąż,żona chętniej się przytulą .Nie uciekną do osobnego łóżka.Dzieciaki też chętniej odwiedzą jeśli będziemy pachnący i mieszkanie jakoś ogarnięte bez fruwających moli.Niech nikt się nie wykręca złym samopoczuciem,zmęczeniem.Trzeba i już.

    OdpowiedzUsuń
  6. pieknie jest miec kogos na starosc.czasem jednak nie jest to mozliwe.jest ku temu wiele roznych powodow...
    mam meza,dzieci,wnuki...,ale jestem sama ze swoimi troskami.
    zastanawiam sie gdzie popelnilam blad...czy zbyt mocno ich kochalam?
    teraz wiem,ze zawsze brakowalo mi tzw. zdrowego egoizmu.
    czy jest juz zbyt pozno na pokazanie,ze ja tez czegos czasami potrzebuje?...
    wiem,ze oni wszyscy mnie na swoj sposob kochaja.ale jednak czuje sie bardzo samotna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano właśnie...pięknie jest kogoś mieć na starość....


      czasami tak bywa jak w moim przypadku- choroba...i co ...partner tego nie dżwiga
      Zastanawiam się co będzie kiedy zupełnie przestanę chodzić.
      Kiedyś myślałam,że to będzie nasz najpiękniejszy okres w życiu..... taki jaki opisuje Małgorzata.
      Dzieci na swoim ,fajne wnuki,buzia aż się uśmiecha:) na ich widok...
      Z jednej strony staram się partnera zrozumieć..ba nawet wytłumaczyć...tylko czy to ma sens?.
      Dzisiaj szukam ogłoszenia o małym mieszkanku do wynajęcia,zaczynam mimo choroby i starości mieć chęć by odejść
      pozdrawiam nieznana Małgosiu

      Usuń