środa, 20 marca 2013

Himalaje czyli rozumiem, ale nie rozumiem.



Himalaje – wiem co to jest, i wiem, co to jest himalaizm. Wiem też, co to jest żeglarstwo, biegi, rzut młotem i szachy. Wiem, co to zamiłowanie do sportu. Rozumiem, choć sama tego nie czuję. Mam inne zamiłowania.
Dotarła do mnie wiadomość o śmierci naszych himalaistów, jak i dotarły inne wieści o innych śmierciach. Wczoraj na skrzyżowaniu 4 km ode mnie młodzi ludzie (trzeźwi, zdrowi) zagadali się i wjechali pod koła pędzącej ciężarówki. Nie uprawiali sportu. Nie byli naszymi reprezentantami – jakaś sekunda nieostrożności i już. Codziennie niemal pokazują nam media czyjąś śmierć.
Młody sportowiec jest dzisiaj kaleką, bo koleżanka miotająca młotem rzuciła, a on znalazł się niechcący w polu lotu. Lotnicy spadają z nieba, bo nawalił samolot sportowy, z konia, bo poniósł. Bywa…
Himalaiści zyskują jakieś specjalne nimby. Z maty zostałam poinstruowana na fejsbuku, że mam nie zabierać głosu, bo się nie znam, bo nie rozumiem!
Hola! Wiem, jaką wartość ma życie, szczególnie, gdy ma się rodzinę, gdy ktoś jest kochany i oczekiwany przez wiele osób w domu.
Czytałam „Moje bieguny” Marka Kamińskiego, w których opowiada (czego pojąć jednak nie umiem, bo nie lubię jak mi zimno) jak bardzo kocha te czyste przestrzenie i samotną walkę z wiatrem i zimnem. Szacunek, gdy po ślubie i staniu się ojcem – zaprzestał, wiedząc, że JAKABY CO, najbliżsi zostaną z pękniętym sercem.
Himalaistka tłumaczy nam, jacy to jesteśmy głupi, że komentujemy śmierć naszych himalaistów: „sami sobie wybrali ten los”, że „jakby zwyciężyli, byłby fanfary i oklaski a jak zginęli to komentujemy” – i co w tym nienormalnego? Jak się odbiera złoty medal – klaszczemy, a jak ktoś ginie od upadku, poślizgu etc. – normalne, że komentujemy. Normalne!
To nie była wojna, zabójstwo – sami poszli wiedząc, co może się stać. I to jest kalkulowanie ryzyka.
Mam uczucia ambiwalentne kiedy czytam apel do społeczeństwa o datki, albo odpis 1% od podatków, dla rodziny Macieja B.
Z jednej strony żal mi ogromnie rodziny z drugiej pytam – czy nie był dostatecznie ubezpieczony? Przecież sponsorem ich wyczynów był niejako polski rząd (dzisiejsze doniesienia prasowe), któremu zależało na tym, żebyśmy byli tak dobrzy jak Rosjanie, którzy chcą zdobyć koronę ziemi zimą. Dotacja była spora, (m.in. PKN Orlen) i co, nie było porządnej polisy?! Nadto Maciej B. miał 58 lat i nie był samotny… Nie liczył się z odczuciami bliskich? Ryzyko nie było zbyt wielkie? A teraz apel do nas, o zrzutkę? Dziwnie się z tym czuję.
W Trójce dyskusja o himalaistach i głos kobiety – żony himalaisty: od czasu, gdy ma nas – przestał. Nie naraża już życia, bo my jesteśmy dla niego ważniejsze niż pasja. Kiedyś byłoby to piękne bohaterskie, wielkie, bo to piękna postawa, a dzisiaj okazuje się, że egoistyczne zapędy są już bezgranicznie ważne. Pani himalaistka (wdowa po himalaiście) pisze: „Będę na pewno ostrożniejsza, ale nie mogę obiecać, że wyczynowa wspinaczka to już temat w moim życiu zamknięty. Dziecko nigdy nie było dla mnie żadnym ograniczeniem”. Tak?! Jak dla mnie – niezrozumiałe, szczególnie że i tatę góry zabrały.
Może dzisiaj egoizm nazywany „pełną realizacją” jest w porządku? Nie liczy się nikt, nic, ino moja pasja i ja i JA, i JA!
Nie rozumiem i chyba na zrozumienie tego już za późno. Nie wyobrażam sobie życia bez mojego męża, nie wyobrażam sobie żeby przedłożył swoja pasję nad rodzinne zobowiązania i troskę o mnie. Wiem, że taką ma – motor. Ale nie jeździ. Zrezygnował właśnie dlatego, że nie chce prowokować. Już i tak tych różnych przypadków w życiu jest coraz więcej, latka lecą, więc i zdrowie, wypadki. Nie prowokujemy losu. Moja rodzina, mój mąż jest dla mnie ograniczeniem, z którym nie walczę. Mój egoizm nie jest celem wyższym, bo nie jestem sama. Takie były odwieczne idee życia w rodzinie, w związku i szczerze mówiąc zmian na JA nie rozumiem.

8 komentarzy:

  1. AMEN. Brawo Pani Małgosiu! Nic dodać, nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie.Przy szczawiu:)doszliśmy do wniosku że nie trzeba stać przy garach dla rodziny.Niech rąbią szybkie zupki-mama się realizuje.Tatuś pójdzie w góry,poszaleje na motorku,pospada na spadochronie-może się nie zabije i też zdąży sobie pojeść zupek aż do wrzodu żołądka.Babcia lata na uniwersytet,dziadek na karty,a nasze dzieciaczki łajdaczą się w galeriach handlowych.Wszyscy mają to co lubią.A ci co cenią inne wartości?Do czego ten świat zmierza.Ja tak nie chcę!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. weselnapiekarka20 marca 2013 18:11

    Święta racja.Kto myśli tylko osobie,o swoich wzlotach niech myśli i o swoich upadkach.

    OdpowiedzUsuń
  4. I niech tak zostanie:)wyjeła mi pani to ust, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. zgadzam się w stu procentach...
    egoizm w czystej postaci...ich już nie ma
    zostały matki,żony, dzieci..
    pasje ludzkie szanuję, wszystkie, ale egoizmu nie rozumiem

    OdpowiedzUsuń
  6. Są napaleńcy którzy swoją pasję traktują jak narkotyk.Są bliscy którzy kochają tych napaleńców bez względu,mimo,ponad wszystko.Tak było jest i będzie.Ogromny szacunek dla mężów i żon którzy w porę zrozumieli.

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że to kwestia wyznawanych wartości, priorytetów. Jedni mają je takie, a inni inne. Choć zastanawia mnie po co ktoś zakłada rodzinę, skoro ważne są dla niego tylko własne cele i chce się wyszaleć, podczas gdy rodzina jest ustatkowaniem się.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Pani Małgorzato! (Mogę tak familiarnie?)
    Uwielbiam Panią, ale kompletnie się z Panią w tej sprawie nie zgadzam. Ale to dzięki Pani dowiedziałam się o zbiórce na rzecz rodziny p. Berbeki. I za to serdecznie dziękuję. :) Właśnie wpłaciłam pieniądze.
    Mocno Panią ściskam i czekam na następny tekst jak zwykle niecierpliwie.
    Pani wierna czytelniczka
    Mia

    OdpowiedzUsuń