czwartek, 12 grudnia 2013

DNA, czyli sprawdzam.



Kilka aspektów tej sprawy na szybko:
– Kobieta nie zawsze wie, czyje ma dziecko, gdy się była uprzejma zabawiać z kilkoma (no, nawet tylko dwoma) panami w podobnym terminie. Odkładając na bok moralny wydźwięk zabawy (nie jestem wszak sędzią) mam jednak zastrzeżenie natury higienicznej. Dzisiaj, gdy się hasa z kimś „obocznie”, to jednak prezerwatywa powinna być warunkiem i podstawą owego hasania. Po pierwsze choroby, a po drugie ciąża, która dzisiaj jest łatwa do rozwikłania pod kątem – who is who?
To ważne z kim mam dziecko, ważne kto mu da opiekę, nazwisko i najzwyklejszą miłość. Może to dzisiaj niemodne, ale zapewniam, że dla dziecka bardzo ważne.
– Oboje hasający muszą wiedzieć i mieć świadomość tego, że wytrysk bez prezerwatywy to jak nic droga do ciąży! I choćby pani zapewniała, że dzisiaj „droga wolna” – zdarza się wielka złośliwość losu lub… samej pani.
No i nadal grożą choroby. Od AIDS po jakieś niewinne rzeżączki czy chlamydie. Nieużywanie (nieposiadanie w kieszeni) pospolitej gumki jest dzisiaj absolutnym idiotyzmem i pakowaniem się w kłopoty.
– Pieniądze.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Badania DNA, którym ponoć masowo poddają się niepewni ojcowie, nie mają przecież na celu zaspokojenia zwykłej wątpliwości czy też dumy z posiadania potomka! Nic bardziej złudnego! Badanie DNA to sprawa KASY. Oczywiście zarabiają laboratoria – jest popyt, jest podaż! Nade wszystko jednak chodzi o wścieklicę tatusia, który tatusiem nie jest i nie ma zamiaru łożyć na nie swoje dziecko aż po kres studiów owego!
Dziwne, a może całkiem normalne, to indywidualna rzecz, ale bardzo szybko u tatusiów rogaczy wyłącza się funkcja „Kocham”. No, cóż... ciężko mi to pojąć, ale empatycznie rozumiem, że gdy DNA zaprzeczyło, to nagle inaczej patrzę na syneczka albo córeczkę.  Od feralnego badania widzę: NIE MOJE!
- Nadal pieniądze.
Tatuś który nie miał pojęcia, że został tatusiem, a został oskarżony o tatusiostwo, też chce wiedzieć czy będzie alimentował potomka, czy też jest przypadkowym jeleniem – bankomatem. Znam taką historię pana jelenia bulącego na nie swoje dziecko, bo w tamtych czasach badanie z krwi nie zaprzeczyło, więc sąd dał wiarę pani wskazującej palcem na kolegę. A i ostatnio pewien tygodnik opisał przypadek damy, która cztery razy dostarczała materiał genetyczny do badania i zdziwiła się, gdy laborant zapytał o następne próbki, bo jak na razie – pudło!
Nie dziwi wściekłość żony, która nagle dowiaduje się, że mąż musi płacić jakiejś pani alimenty, bo miał wpadkę. Sporo tych różnych konfiguracji zgodnie z powiedzonkiem – co chatka to zagadka.
Znajomy zapytał mnie (jakby spadł z Marsa), czy nie sądzę, że teraz kobiety zaczną się może jakoś lepiej prowadzić i mniej oszukiwać. Wyśmiałam ten pomysł. Nie, tak się nie stanie. Krew nie woda, chuć silna jak tsunami (coś-niecoś pamiętam z młodości) odbiera rozum. Ten rozum trzeba mieć zanim nas dopadnie to coś, co się nazywa pożądanie i to takie na maxa. Nie znacie? Szkoda, szkoda, bo to fajne jest.
Zanim nas ogarną owe płomienie, warto zakupić stosowny sprzęt czyli gumkę! Wtedy nie powołamy do życia niewinnego dziecka, które w tym wszystkim najbardziej cierpi najbardziej, a zdrada czy też prosta, analogowa rozwiązłość, czy też sybarytyzm, radość życia (do wyboru) pozostanie tylko nasza sprawą.
– DZIECKO.
I tu spuszczam z tonu. Dziecko w razie problemów cierpi najbardziej. Najpierw ma rodzinę i miłość z przydziału. Wszystko ma! Mamę, tatę, babcie i dziadków, ciocie i cioteczne rodzeństwo. I nagle tatuś czyta w prasie artykuł, albo gada z kumplem i… idzie zbadać ojcostwo. Okazuje się że dziecko nie jest jego.  Awantura, rozpad związku, tata odchodzi, (dziadkowie w płacz i idą za synem) i płaci alimenty (takie jest prawo – po roku dziecko jest już twoje i szlus). Albo tata zostaje udobruchany dla „dobra dziecka” ale dawna sielanka już nie wróci. Często za to wracają wyrzuty. I tak się rodzina rozleci wcześniej czy później, bo dzisiaj sztuka wybaczania odeszła do lamusa. Dzisiaj się nie wybacza - jak w starożytnej Japonii. Raczej obraza i trzaśnięcie drzwiami a dziecko… Zazwyczaj zostanie z mamą, często bardzo wściekłą i pełną poczucia krzywdy.
Kolejna samotna mama i wkurzony ambitny nietata fundują dziecku traumę i smutny los. Tak, wiem – usłyszę, że dzieci wychowane w „szczęśliwych rodzinach” samotnych matek są zadowolone itp. Mogą sobie gadać do woli a i tak wiele nocy przepłakały w poduszkę tęskniąc za ojcem albo wybijając koledze ząb za przezwiska czy wytykanie palcem w szkole.
Każde dziecko chce i ma do tego prawo – żyć w pełnej kochającej rodzinie. Taka może bajka, ale bardzo uzasadniona i fajna. 
Powtarzam za Laurą Esquivel – rodzina daje moc.
Kiedy Sandra miała cztery lata, zapytała mnie, czy umiem haftować - opowiada. - Oczywiście umiałam, nauczyła mnie mama. „Nauczysz i mnie?” zapytała. To było magiczne! Siedzieć z córką i wyszywać meksykańskie wzory kolorowymi nićmi. Miałyśmy czas, by rozmawiać. Zaczęłam szyć sobie ubrania, robić biżuterię, oglądałam dawne indiańskie stroje. Przedtem zawsze uważałam te zajęcia za żenujące, za więzienie. A wtedy zrozumiałam: zajęcia domowe są równie ważne jak działalność społeczna i polityczna.
- Naszą największą szansą na zmianę są dzieci - mówi.
Naucz dziecko, jak opiekować się ludźmi, naucz je, że jest częścią kosmosu, natury, ponosi za nią odpowiedzialność, że musi się troszczyć o życie, o ziemię. Wtedy, gdy ktoś przyjdzie do niego/niej i powie: „Musisz zrzucić bombę na Irak”, odpowie: „Nie zrobię tego”.
Ale czy to jedynie powinność kobiet?
pytam, (dziennikarka polska) bo jednak boję się ponownego zepchnięcia kobiet do kuchni.
Oczywiście, że nie. Nie lubię tej idei separacji kobiecości i męskości mówi Laura - feminizmu i maskulinizmu. Jesteśmy jednym gatunkiem. I w tak trudnych czasach należy się łączyć, pomagać sobie, a nie zwalczać się.

Ja rozumiem, że to dzisiaj trudny temat – MOJE czy NIEMOJE?
Niemniej oboje i On i Ona muszą pamiętać, gdy kipią zmysły, gdy biodra oblewa wrzątek i ciała jamiste rządzą zamiast mózgu, wtedy nie ma miejsca na rozsądek. I albo trzeba wyrobić w sobie niemodny odruch bezwarunkowy, że skoro kocham, skoro jestem żoną, mężem, to nie zdradzam i to jest najlepsze albo, jeśli mam już tę skazę, że jestem osobą wiarołomną i mówiąc pospolicie „puszczam się czasem”, albo wyznaję wolność seksualną ponad wszystko i wszystko mi jedno – to zabezpieczam się, żeby żadne dziecko zrodzone przypadkowo nie musiało cierpieć rozpadu rodziny, czegoś, czego nie zrozumie.
Wg doniesień nie jest aż tak dramatycznie – sprawa nie dotyczy każdego związku, ale skoro jest za 700 PLN możliwość sprawdzenia, to mężczyźni będą sprawdzać jak w pokerze. To niesie ze sobą sporo rozczarowań, żalu i rozpad związków.
Tak, mamy wolną wolę, seks jest pyszny, może skoki w boki ekscytujące, ale dzieci żal.
I może zostanę znów zjechana, ale gdy chcemy mieć rodzinę, to trzeba w głowie, w sercu, w duszy włączyć starą i niemodną funkcję – wierność, odpowiedzialność. Dzieci na to zasługują i my też.

9 komentarzy:

  1. Cóż, Żydzi ponoć mówią, że prawdziwy Żyd jest z matki Żydówki.....bo z ojcem nigdy nic nie wiadomo.

    OdpowiedzUsuń
  2. W starożytnym Rzymie było takie prawo, że tylko matka jest pewna. Nie będę się popisywać łaciną, ale tak było.
    To samo u Żydów - żydostwo dziedziczy się tylko po matce.
    I nadal można tak powiedzieć, że matka jest tylko jedna, a ojcem może być każdy, nawet listonosz:) Wcale się nie dziwię tym domniemanym tatusiom, że sprawdzają DNA. A co, mają płacić i chować nie swoje?

    OdpowiedzUsuń
  3. no, no, ale epistola niby wszystko sie zgadza.... ale wcale to mnie nie przekonuje; dlaczego? bo to w sumie pobozne zyczenia; gumka nie jest skuteczna, zdarzaja sie wymuszenia, zdarzaja sie dziewice ciezarne i blizniaki, nie jednojajowe, ktore 2 ojcow maja; w mojej praktyce zawodowej nauczylam sie m.i.: sluchac, sprawdzac, wierzyc,wspierac, wyjasniac, uczyc, abortowac bezpiecznie i bez wmawiania poczucia winy;

    OdpowiedzUsuń
  4. Reklama kondomów? One też zawodzą. "żeby żadne dziecko zrodzone przypadkowo nie musiało cierpieć rozpadu rodziny, czegoś, czego nie zrozumie". Rodziny rozpadają się z różnych powodów. Przeczytałąm bloga - deczko przydługi, i tak naprawdę nie wiem, po co się tak rozpisywać. Wiadomo, że ojcowie wolą wychowywać swoje dzieci, a nie cudze. Tak było od zarania dziejów, a metody zapobiegającej ciąży w 100% jeszcze nie wynaleziono.

    OdpowiedzUsuń
  5. "żeby żadne dziecko zrodzone przypadkowo nie musiało cierpieć rozpadu rodziny, czegoś, czego nie zrozumie" ... stosujmy prezerwatywę, niech się w ogóle nie urodzi. Wtedy nie będzie cierpieć. Cóż za logika :-) A co, jeśli to nowy Mozart? albo Einstain byłby? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. tylko dupa nie chłop sprawdza czy jego. Albo jest ojcem, który bierze odpowiedzialność, albo kombinuje jakby się wyślizgać z nieudanego potomka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani Małgosiu, zastanawiam się tak po cichu, po kiego grzyba Pani bloga czytają osoby które Pani nie lubią? Nie rozumiem takich dziwnych komentarzy: "deczko przydługi, i tak naprawdę nie wiem, po co się tak rozpisywać", w końcu nie ma obowiązku czytania? Jak mi się blog nie podoba, to tam nie zaglądam i koniec, nie rozumiem tej wszechogarniającej złośliwości, nie znasz mnie, nic mi nie zrobisz, to Ci dokopię, a co!
    A co do tego co Pani tu napisała, to zgadzam się z Panią, jeśli już musisz "zaszaleć" z byle jakim facetem, to zrób wszystko, aby nie zajść w ciążę, nie ma nic gorszego, niż takie przypadkowe ciąże, niechciane dzieci. Ciekawe, że komentujące tu osoby zauważyły tylko tę część odnośnie prezerwatyw, tego o wierności to już nie.... widać dzisiaj to już niemodne i niepotrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy bloga mają czytać tyko ci co wielbią daną osobę? I zawsze mają się z nią zgadzać? Może lepiej zacząć już budować ołtarzyk i palić świeczki?

      Usuń