Pocięci – dobrze napisałam. Nie „poczęci” i nie „posiekani”,
pocięci. My jesteśmy pocięci, jako społeczeństwo. Od dawna, jak i inne
społeczeństwa zapewne, bo kiedyś podczas nierówności klasowych też cięcie szło
wzdłuż zasobności, szlachectwa, wyznania…
Jakoś tak mi się wydawało, że to powoli zarasta, że już
normalniejemy i te podziały nie są ważne choć przecież różnimy się majątkiem,
wyznaniem a po szlachectwie zostały nam herbarze w szafie i sygnet po dziadku. Błękitem
krwi nikt dzisiaj na poważnie nie szpanuje.
I tak już miało być fajnie – dużo się mówiło o wolności
wyznania, o równości i solidarności, wolności wypowiedzi, sumienia etc., etc…
Dzisiaj ze smutkiem patrzę jak skorodowaliśmy – jak mocno
jesteśmy podzieleni – krzyżem, Smoleńskiem, medycyną (de facto poglądami na
nowości) i jak dalej pęka między nami to co nie powinno pękać.
Różnica zdań już bywa powodem do ustawienia jakiegoś płotu, wywalania z grona znajomych.
Róznica zdań na często dość banalne tematy.
Różnica zdań już bywa powodem do ustawienia jakiegoś płotu, wywalania z grona znajomych.
Róznica zdań na często dość banalne tematy.
Czas jakiś temu wypowiedziałam się publicznie o sklepie, o
którym też wypowiedzieli się wszyscy z branży. I to też był znakomity powód do
tego żeby środowisko podzieliło się na tych, którym sklep jest wstrętny, na
tych obojętnych a też takich którzy akceptują, że jest taki a nie inny i z
asortymentem różnorakim. To kwestia de gustibus a także sprytnej manipulacji
dziennikarza, który zbierając opinie (pochwalne) zbierał te opinie w sposób
bardzo... współczesny, czyli „to jutro idzie do druku, więc autoryzacji nie
przewidujemy”. Wyjaśniła to dobrze Krystyna Kofta w publicznym mailu odpowiadającym
na mail Jacka Dehnela ( w którym pytał Krysię co miała na myśli i czemu się tak
a nie inaczej wypowiedziała), jakby tłumacząc się mu z tego, jak została
zmanipulowana. Obie jesteśmy w podobnym wieku, przyzwyczajone do innego poziomu
dziennikarstwa a młody (dość młody) Jacek Dehnel urodził się już w innych
czasach i doskonale chyba wie, jak działają współcześni zjadliwi dziennikarze,
którzy nie mają zasad ale mają wyznaczony cel i stojącą za tym kasę. Tak czy
inaczej nadal Dehnel pozostaje z Krystyną Koftą w najnormalniejszych
stosunkach, ani jej nie złajał ani nie usunął ze znajomych z Fb. Widać można…
To zresztą mniej ważne. Wypowiedź dotyczyła sklepu, sprawa
dyskusyjna, godna faktycznie obgadania, bo nie o rybny sklep idzie a o sklep z
szerszym zapleczem (powiedzmy to - kontrowersyjny sklep z książkami), który – jak wspomniałam – od dawna mąci w branży. Mniej to
dotyczy literatów a znacznie bardziej milczących w tej sprawie (?) wydawców, którzy w pierwszym rzędzie powinni o owym sklepie pogadać.
Tak czy siak dyskusja się wzmogła a ja zostałam wywołana
publicznie do tablicy w tej właśnie sprawie. I nie byłoby w tym niczego
nienormalnego, od dawna wdałam się, niestety, w jakieś rozmowy publiczne o
branży. Gadać, spierać się rzecz ludzka, nawet można mieć skrajnie inne zdania
ale, jak napisałam, jestem z tego pokolenia, które nie było kiedyś aż tak
pocięte, owszem różniliśmy się zdaniami ale umieliśmy siedzieć przy jednym
stole, poróżnieni na chwilę znów wypijaliśmy na zgodę, przyjaźniliśmy,
kolegowaliśmy etc…
Ale to już było i nie
wróci więcej (obawiam się).
Jakież było moje pierwsze zdumienie, gdy zamieściłam na
swoim „wallu” jakiś obrazek ze śmiesznym hasełkiem drogą udostępnienia
(fejsbukowicze wiedzą co to jest, to rodzaj wytnij – wklej) z profilu Janusza
Palikota. I mój fajny i niegłupi znajomy nagle napisał do mnie suchą wiadomość,
że ... skreśla mnie z grona znajomych, bo on Palikota nie toleruje.
To był pierwszy kopniak. Nie, nie zdziwienie – kopniak.
Jakby mnie on, znajomy, całkiem przecież miły, fajny facet, kopnął brutalnie.
Daj spokój, powiedział mąż, ludzie sami sobie dają
świadectwo małości, daj spokój.
Drugie zdziwienie to owa rozmowa (szeroka, bo objęła jak
napisałam pół branży) o owym sklepie. Moja bliska znajoma z branży, a jakże uważająca się za znawczynię tematu i deklarująca wielką
sympatię dla mojej skromnej osoby nagle wystąpiła z paluszkiem skierowanym na mnie, natupała, rozmawiając ze mną (publicznie) tonem wzburzonej pani wychowawczyni i
dała mi do zrozumienia, jak bardzo ją zawiodłam. Koniec
znajomości!
I tym razem mąż wypowiedział zdanie niepocieszające ale
prawdziwe – „Naturalna selekcja, daj spokój”.
Myślę i nadziwić się nie mogę.
Myślę i nadziwić się nie mogę.
Też się dziwię...
OdpowiedzUsuńJa tylko sprostuję: nie, nie pytałem p. Kofty, co myśli. Napisałem do Polityki felieton, obśmiewający piarową akcję, w której wzięły Panie obie udział (wypowiedzi dla Metra, wychwalające Empik i sugerujące, że jedyną dla niego alternatywą jest sprzedaż książek w supermarketach). Krystyna Kofta zaprotestowała na swoim blogu i w prywatnym liście, przesłanym przez redakcję Polityki, mówiąc, że wcale nie brała udziału w żadnej akcji - po czym grzecznie odesłałem ją do tekstu w Metrze i wtedy się dopiero dowiedziała, co dziennikarz podał do druku.
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się również, żebyśmy z Panią Koftą byli znajomymi na facebooku, więc nic dziwnego, żeśmy się wzajemnie nie wyrzucali. Nie pozostajemy również w żadnych stosunkach, bo nie znamy się nawet osobiście, po prostu wymieniliśmy listy w przedmiotowej sprawie i doszliśmy do porozumienia.
JDehnel
O, świetnie Panie Jacku. Dziękuję za sprostowanie a właściwie - szersze tło.
OdpowiedzUsuńZ listu Krysi wynikało, że się jakoś tam znacie. Tak czy siak, cała sprawa w Jej wypadku miała szansę na sprostowanie, ja nawet nie próbowałam się tłumaczyć, bo jak?
Fakt - pan redaktor z Metra ładnie nas podszedł i z 15 minutowej rozowy telefonicznej wybrał sobie co tam chciał. No i ten przepraszający ton, że "to na jutro" więc bez autoryzacji...
Oj naiwne, naiwne, naiwne.
Tak czy inaczej Wasza korespondencja bez owego paluszka, bez wytykania tonem niezadowolonej Pani i bez publicznej przygany z konsekwencjami towarzyskimi - zaskakuje mnie bardzo. Na plus oczywiście.
Można mieć różne zdania, można mieć skrajnie różne zdania, a mimo to nie wywalać z towarzystwa, nie obrażać publicznie, nie robić z różnic - barykad.
Tego nie pojmuję. Dlatego dla kontry przytoczyłam Waszą publiczną "rozmowę" na ten idiotyczny temat, bo jest o czym, a ton jaki inny. Kultura po obu stronach.
I chyba własnie o to chodzi.
Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję Tajny Detektywie :-)
Tata moj mawia - jak Cie jeszcze cos dziwi, to mloda jestes!
OdpowiedzUsuń