poniedziałek, 23 maja 2016

Wyście sobie, a my sobie. Każdy sobie rzepkę skrobie

(cytaty w tekście z Wesela St. Wyspiańskiego)

Ja o podziałach.
Wszystko jest w „Weselu”.
Nie byliśmy i nie jesteśmy spójnym narodem choćbyśmy nie wiem jak zaklinali rzeczywistość i pisali dumnie i wersalikami, że jesteśmy jednością. Nie jesteśmy.
Polacy zawsze byli mocno rozbici, różnice zawsze widoczne.
Wesele:
Radczyni:
Cóż ta, gosposiu, na roli?
Czyście sobie już posiali?
Klimina:
Tym ta casem sie nie siwo.

I dzisiaj podobnie.
Co robią Warszawiacy po marszu KOD? Idą do knajpek na piwo, niektórzy na obiad do food truck’a inni do miejskich, wygodnych domów – też prawda.
Gospodyni wiejska, z którą rozmawiam, w ogóle nie rozumie po co ten marsz. Czemu taki szum wokół tego, no … trybunału. Nie, nie wie co to jest i po co. Tłumaczę. Wzrusza ramionami „A co ja z tego mam?” I nigdy nie zrozumie. Miastowi mogą se mieć fanaberie i jeździć na jakieś food truck’i (gospodyni nie wie co to jest, gdy tłumaczę mówi, że ona też smacznie grilla robi i taniej). Ona mieszka 70 km od stolicy zaledwie. Ma ogromne problemy – brak pracy, zdrowie, komunia chłopców. Skąd na to brać?
Mąż pracuje niedaleko, u chama i prostaka na tartaku.
Tam nie ma nawet pomieszczenia, w którym mogliby sobie herbaty nastawić. Nie mają WC.
- Jak to? Nie mają WC?!
- No. Szczają i srają gdzieś za zakładem, w krzakach.
Nadto cham – właściciel, traktuje ich gorzej od bydła. Bydło ma socjal i własny żłób.
Nie, mąż nie odejdzie! Zarabia 1650 zeta i milczy, bo próbowali ale krzykaczy facet pozwalniał. Wielu w okolicy przyjdzie, żeby milcząco harować za 1650 zł. Czyli za 366 euro.
Napisałam im pismo do NIK-u, powiedziałam jak zadziałać, żeby nie wyszło, że to od nich. Bali się. On się wystraszył i zakazał jej wysyłania tego pisma. Jest jak jest.
Ona pracy nie może znaleźć. Jeśli nawet by poszła na sprzedawczynię w sklepie 14 km od miejsca zamieszkania to jak dojedzie (dwa autobusy dziennie) i kto zostanie z chłopcami (6 i 8) Żłobek? Przedszkole? Pomarzyć. A starszego kto rano wyprawi? Kto nakarmi po szkole? Teściowa nie chce.
Komunia święta ją czeka.
Koszty wielkie - ubranka, buty, przyjęcie dla rodziny (w domu, bo bieda).
- Jeszcze musimy zapłacić kościołowi po 700 zł.
- ZA CO?! – nie dowierzam
Milczy chwilę a potem mówi:
- Za "koszty oprawy". Po 700 od rodziny. Ubranie kościoła, wideofilmowanie, światło ksiądz będzie palił i sama posługa.
- Posługa? A ksiądz was nie zwolnił boście biedne, przecież to sakrament! Powinien być bezpłatny. Na światło zbiera sobie z tacy!
Smutny śmiech pełen politowania.
- To się nie zgódźcie! Nie przystąpcie.
- Ja bym może się i nie zgodziła, ale wie pani, WIEŚ by nam żyć nie dała, wyklęli by nas i dzieci naznaczyli, byłoby gorzej jak w piekle.
Jej się też PiS nie podoba, ale pięćset weźmie, bo to dla niej jak manna z nieba. Miastowych nie rozumie, znaczy rozumie z urodzenia mają lepiej, ale nie wierzy, że i ona kiedyś się czegoś fajnego dorobi. JAK?
Chciałby mieszkać w bloku, mieć czysto i zarabiać tyle, żeby móc czasem zjeść „w lokalu”, do kina iść… Tymczasem musi nakarmić dzieci, drób i bydło – dwa byczki hodowane na sprzedaż – to na ten kościół i komunię będzie.

CZEPIEC
Pon się boją we wsi ruchu
Pon nos obśmiwajom w duchu. –
A jak my, to my się rwiemy
ino do jakiej bijacki.
Z takich, jak my, był Głowacki
A, jak myślę, ze panowie
duza by juz mogli mieć
ino oni nie chcom chcieć!

Tak naprawdę statystyczny mieszczuszek, pracownik korpo wykształcony i żonglujący pojęciami z dziedziny informatyki, mediów, nowoczesnych technologii nie ma dzisiaj zielonego pojęcia o życiu i problemach polskiej wsi. Polaków takich niby samych, jak on.
Nadal aktualny jest Wyspiański.
Nadal miastowi, kształceni na dobrych uczelniach i pracujący, żeby mieć na mieszkanie, samochód i wczasy nie dogadają się z bohaterami filmu „Czekając na sobotę” (jest na youtubie). ZERO możliwości. Bohaterowie owego strasznego dokumentu nie głosują. W OGÓLE. Jak i kiedyś każda władza ich pomija. Jak wówczas, gdy siłą włączała ziemie ich ojców do Spółdzielni Rolniczych i powiedziała, że teraz wszystko jest wspólne. Skoro tak mówiła, to sobie brali co potrzeba, nawet gdy brygadzista trochę groził, że nie wolno. Ale i on podbierał.
A i potem, gdy się władzy odwidziało i rozwiązała PGRy i spółdzielnie zostawiając ludzi samych sobie. Mówiąc że „muszą wziąć sprawy w swoje ręce”.
Kilka filmów oglądałam o tym wzięciu… Najgłośniejszy to „Arizona” Ewy Borzęckiej, ale pamiętam też taki o dzieciach z byłego PGR dziczejących w odległym od wszelkiej cywilizacji w popegeerowskim osiedlu. I chłopczyka, który lubi iść „na szosę” popatrzeć na tiry, które jeżdżą skądś i dokądś. Na pewno do lepszego świata…

Znajomy brutalnie: „TO pokolenie musi wymrzeć. To dzicz! Niczego nie umieją, nie rozumieją i nie dają się edukować”.
Ich łatwo złapać na 500 zł i nauczyć powtarzać, że ktoś im coś kradnie, że jacyś wykształceni ludzie zabierają im sprzed nosa to, co im się należy i tylko nikt nie powie, że to kłamstwo. Że trzeba się uczyć, starać, myśleć już w inny sposób niż… się weźmie z PGRu, bo wszystko wspólne to i moje. Ktoś rzucił i oni w to wierzą, że każdy który „ma” to nakradł. No bo jak ma mieć? Oni też umieją harować i nic nie mają, to jak można mieć z samej pracy i aż tyle? Co dziwniejsze tę śpiewkę powtarzają też dość inteligentni i wykształceni ludzie…

Miastowym się chce pomaszerować i pokrzyczeć, ale więcej niewiele. „Pacyfistą jestem”.
Za to prości chłopcy, którym narodowcy nakręcili w głowie, kibole i zwykła znudzona młódź miast i wsi aż się rwie, żeby pobić policjantów albo kogokolwiek. Bo im się chce chcieć. Pierwsi do awantur i ustawek. Wszak patriotami są! Tatuaż z falangą mają.

- Chińczyki trzymają się mocno?

Widać w telewizji kraje, które eksplodują rozwojem. Czemu gdzie indziej to możliwe a u nas nie? Powraca to pytanie podczas podróży i czytania, obserwowania skoku cywilizacyjnego takich krajów jak Chiny czy Korea, Wietnam czy Kambodża. Bohaterka reportażu Martyny Wojciechowskiej, Wietnamka z niewielkiej osady na łodziach wie, że tylko praca i wiedza da jej lepsze życie. Jej i rodzinie. Młoda powoli rozwija swoją małą hodowlę ryb na sprzedaż. Uczy się jak hodować i haruje z rodziną. Na razie nie ma willi z basenem, ale ma na jedzenie i nowe jeansy z cyrkoniami, oprócz innych 16 par (!). I konto w banku.
Wypracowała sobie to.
Podobnie wdowa koreańska, która po śmierci męża, nie mając pracy a w koło masę warsztatów samochodowych założyła jadłodajnię „pod chmurką” z jedną jedyną potrawą – kurczakiem w rosole. Po dwóch latach miała już jaki taki lokal i zaplecze kuchenne. Nadal podaje to samo, ale poprawę życia odczuwa. Buduje przydrożną restaurację. Dała radę, choć w Korei nikt nie dostaje z budżetu pieniędzy „na dzieci”.

Inaczej żyją mieszczanie w Korei, Chinach czy w Polsce, a inaczej mieszkańcy wsi na głębokiej prowincji. Jak bardzo byśmy nie zaklinali rzeczywistości – podział na tych ze wsi i z miasteczek, i tych „wielkomiejskich” jest faktem. Wyczuwalnym także w Polsce. (A dzisiaj jeszcze doszedł nowy podział – MY miastowi i… słoiki. Nie cierpię tego pogardliwego „słoiki” wredne to).
Polskie miasta maszerują w słusznym gniewie, w obronie demokracji, informatycy pracują nad nowym logo, dwubarwnym motylkiem nawiązującym do efektu motyla, i tylko jak wielu z nas wie co to jest? (Kto wie, o czym mówią równania Lorenza, co to jest teoria chaosu?) Czy moja sąsiadka wie, co to jest demokracja i co ma jej dać? Czy ona tej wiedzy potrzebuje czy bardziej 500 złotych?
Rząd się nie zajmuje takimi szczegółami jak teoria chaosu i piękne logo na marsz, a nawet jest z dala. Wmówił wielu ludziom, że byli okradani i robieni w bambuko – bo łatwo jest zwalić wszystko na jakiegoś złodzieja. A i ludziom uwierzyć łatwo i wołać: „złodzieje”! Żeby zakrzyczeć mrowienie sumienia, że się samemu nie umie zapracować na lepsze życie, albo samemu kradnie.
Czapka z piór
„Pani jak to je, że one (miastowe) mają i na mieszkanie w bloku i na samochód i na wczasy zagraniczne, a ja haruje w gospodarstwie i nic ni mam?! Muszom kraść!”
I nikt takiemu /takiej nie wyjaśni, że WYKSZTAŁCENIE, wiedza, innowacyjność, wydajność, technologie i inteligencja naprawdę popłacają!
Że on swoim konikiem z pługiem niewiele zarobi, a ten który spiął kilka pługów razem i zamiast konia wstawił maszynę, zaorze znacznie więcej i szybciej. A jak najmie ludzi i dokupi pola… W wielu, nawet młodych głowach ktoś taki, to jednak krwiopijca i złodziej!
Kułak! Złodziej.

Rząd wyciągnął rękę z pięcioma stówami do tych, którzy od lat dziwują się tym, którzy mają czas na marsze, wczasy w Chorwacji, mają na drogi rower z koszyczkiem, kupują „ekologiczne” mydełko za 15 PLN z kwiatkiem w środku, buty za 2000 złotych i nijak nie rozumieją, jak można takiego rządu – co daje – nie lubić?

A demokracja, wolność, marsze? Chocholi taniec?

Miałeś chamie, Złoty Róg… 

1 komentarz:

  1. Bardzo, baaaardzo lubię Panią czytać i to nie tylko książki.
    Nic dodać nic ująć, idealnie Pani to ujęła.
    Smutna prawda.
    Pozdrawiam
    Iwona

    OdpowiedzUsuń