poniedziałek, 14 października 2013

Alice Munro, czyli czemu mnie to cieszy.



Dla jednych zdumienie, dla innych zaskoczenie, jedni sa na tak inni na ostrożne, dyskusyjne nie, "no bo jak to tak?".
 Może to być dowód na to, że kapituła jest podobnego zdania co ja (przyczepiło się ... do okrętu), że może dość już dziwnych i politycznie uzasadnionych tytułów, że kraje azjatyckie są już dostrzeżone i nagrodzone, więc może pora na Kanadę? Od lat czeka w kolejce.
A może to sygnał, żeby wrócić do najzwyklejszej, klasycznej literatury? Alice Munro jest prozatorką jak wzór metra z Sevre. Staroświecki typ narracji, dobre, pełne opisy, nienachalne dialogi, jeśli jakieś dramaty i tragedie (jak to w życiu) to wplecione dyskretnie, i jakby w drugim planie, (a nie jak u nas - w pierwszym solo i saute), bo dramat i tragedia to nieodłączna część naszego życia i tak właśnie się w nim często objawiają, z boku a i tak są przez nas przeżywane. Niebanalne fabuły i niejednoznaczne, czasem dziwne, jakby przerwane w pół zakończenia. Żadnych eksperymentów, efektownych wolt  i kontrowersyjnej tematyki.
Może to właśnie doceniono? Zwyczajność, znakomity obraz społeczeństwa, miast i miasteczek, klimat życia, sposób myślenia, obyczaje. Widzę w Niej znakomitą, pogłębiona, ciekawszą i taką bardziej „dla dorosłych” spadkobierczynię Lucy Moud Monomery, a obrazki z życia Kanady na przestrzeni kilkudziesięciu lat są ciekawe i niesztampowe.
Nie ma tu słodu, i kiczu, modnego dzisiaj Glamour, „roztrzepanej trzydziestolatki w sieci przezabawnych peregrynacji miłosnych”, ani też ekstremy krzywej Gaussa – mrocznych tragedii spływających krwią niewinnych ofiar, martyrologii i politycznie uzasadnionego (no bo współczesna proza żeby się liczyła MUSI podobno poruszać jakieś społeczno – polityczne kwestie!) feminizmu. A bohaterki Alice Munro są bardzo różne – wyzwolone i nie, młode i stare, ładne i brzydkie nade wszystko są jakieś. I mężczyźni też, ani łamagi ani agenci 07.
Ktoś już z emfazą napisał, że ona jest mistrzynią krótkiej formy (zgoda), i że jednym zdaniem określa swoich bohaterów i już wszystko o nich wiemy! Nieprawda. Stosuje zwyczajny zabieg - opis bezpośredni i pośredni, i dzięki temu poznajemy bohaterów powoli, czasem zmieniając o nich zdanie. To przyznam, lubię!
Mnie ten Nobel nie dziwi. Ba! Cieszy! Jak dla mnie, to powrót do zwyczajności , bo jest wielu takich jak ja konsumentów sztuki, których eksperymenty już męczą. Nie da się dzień w dzień jechać na kuchni fusion czy molekularnej, cukierki i batoniki to też nie moja bajka. Czytelnik, widz, potrzebuje sycącego posiłku i czasami najzwyczajniejszy, domowy obiad smakuje wybornie!

3 komentarze:

  1. Przeczytałem ostatnią książkę - "Drogie życie" (bo przecież warto sprawdzić, jak pisze osoba nagrodzona literackim Noblem); co prawda tematyka nie za bardzo po mojej linii, ale warsztat pisarski, styl narracji, sposób opowiadania - miodzio... :)
    Co prawda od razu stwierdziłem, że gdybym tak pisał wypracowania za szkolnych czasów, naraziłbym się mojej ulubionej polonistce. Uczono mnie przecież, że nie zaczyna się zdania od "przecież", "ale", "i", "jednak"... a już Boże broń od "ja"! "Ja, osioł" - natychmiast bym usłyszał...
    Ale to szczegół...
    Zachęcony, sięgnąłem po pierwszą książkę pani Munro, też nagrodzoną (choć nie tak wysoko...) i - niestety - rozczarowanie... Styl prawie nie zmieniony, ale te naturalizmy, lubowanie się w opisach, że to śmierdzi, tamto brzydkie, ta gruba, ta chora... Cóż...
    Rozwinęła się... :)

    OdpowiedzUsuń