piątek, 30 października 2015
Zaraz Zaduszki...
Fragmenty akurat na teraz z ksiązki "Kochana moja. Rozmowa przez ocean"
(Która znów zawita do księgarni Matras)
Kochana Moja!
(...)
Wiesz, byłam wczoraj na smętarzu. Podoba mi sięto słowo – smętarz.
Jest lepsze niż cmentarz, prawda?
To też jesienny spacer. Jest przed listopadem, więc ludzi
tu było więcej niż normalnie, to ta pora polskich
świąt zadusznych. Wczoraj było już jesiennie, żółtolistnie,
przyjemnie ciepło, tak na lekką kurtkę i bez
parasola :. Pojechałam przed zmierzchem. Porobiłam
porządki, porozmawiałam z rodzicami. Gadałam „do
nich” o Tobie, żeś daleko, o Staśku, jaki z niego fajny
tatko dla małej Mati i Poli. Gdyby mnie ktoś podsłuchał
– pomyślałby, że jakaś szurnięta, bo mówiłam cichym półgłosem,
zapalając znicz. Jak myślisz – zwariowałam?
A jak tam, na antypodach, wygląda dialog ze zmarłymi?
Jak cmentarze? Wizyty bliskich? Nam pomaga
aura – na Wszystkich Świętych (mój kolega mówił,
że to największe imieniny świata, więc powinno się
tęgo popić) i Zaduszki, czyli niegdysiejsze pogańskie
Dziady, zazwyczaj zimno, szaro, smutno. Kiedyś towarzyszyły
temu rodzinne obiady, teraz chyba nie.
Wycinam dynię, wiesz? U nas w Polsce Halloween
z dyniami i świeczką oraz przebierańcami jakoś nie
może się zaaklimatyzować.
Po powrocie z smętarza zjadłam zimne samosy
z obiadu z gorącą herbatą, tą koreańską, która de facto
wygląda jak dżem cytrynowy. Rozgrzewająca, fajna!
Siwy był na swoich sportowych zajęciach. Krzepki
z niego pan, ćwiczy regularnie, świetny jest! Sama go
sobie zazdroszczę! :
I wiesz, co jeszcze tak lubię w jesieni? Targ i tę
feerię barw i kształtów dojrzałych owoców i warzyw.
Teraz jest festiwal papryki, a kończą się gruntowe
pomidory. Zrobiłam przecier, to jasne, ale dla kogo?
Ty nie wpadniesz znienacka, by wypić duszkiem ów
przecier prosto ze słoika… Mati za mała, ale nauczę
ją! Obiecuję! Powiem, że ciocia Basia tak robiła i że to
dobry zwyczaj – wtedy będę znów robić tego przecieru
mnóstwo.
Jadacie czasem hinduskie potrawy? Podam Ci
przepis na te samosy, pyszne danie i doprawdy mało
skomplikowane.
Ściskam Cię jesiennie – Mama
Samosy – indyjskie pierożki warzywne lub łączone
z mięsem. Zostało mi kilka okrawków z indyczyzny –
usiekałam i na patelnię, na której była już laska cynamonu
(do wyjęcia zaraz po podsmażeniu), kumin,
curry, kolendra mielona, ciut gałki, usiekana cebula,
czosnek, imbir. Po lekkim podsmażeniu i ścięciu białka
w mięsie dodaję szpinak (obojętnie jaki) i może być
ciecierzyca albo (ja tak robię) posiekane, ugotowane
ziemniaki z wczoraj i papryka (też została z wczoraj).
To smażę na klarowanym maśle i łyżce oliwy.
Sól, pieprz i mała filiżanka piwa, wody, wody z octem
jabłkowym.
Potem maszyna do chleba wyrabia mi ciasto – inne
niż na pierogi – tłuściejsze, z małą filiżanką oliwy. Jest
cudownie plastyczne.
Trochę lepienia i do piekarnika – po posmarowaniu
rozkłóconym (co za piękna nazwa!) jajkiem.
Nadzienie może też być stricte wegetariańskie – na
ciecierzycy, ziemniakach, soczewicy.
Do tego jakieś sosy – jogurtowe, winegretowe, jakie
tam chcecie.
Mamuś!
Lubię chodzić po cmentarzach. Wiesz, jakieś pięćdziesiąt
metrów przed grobem dziadka ktoś na krypcie
postawił posąg rycerza na koniu. Koń jest w pozycji
wzniesionej, wierzga przednimi nogami, rycerz ma
w dłoni miecz, całość jest wyższa ode mnie, więc sięga
może nawet dwóch metrów? Stylistyka posągu jest
toporna, grubo ciosana, trochę w stylu Przodowników
Pracy na Placu Konstytucji. Myślę, że to celowe, by
postać tworzyła zwartą bryłę – może chcieli uniknąć
obtłukiwania cieńszych elementów, może rycerz miał
być z założenia męski, mocny i silny, by symbolizować
coś ważnego dla rodziny zmarłego? Uwielbiam tę
rzeźbę, choć pewnie niejeden nazwałby ją przesadną,
patetyczną i niepotrzebną. A ja ją uwielbiam, bo jest
piękna i inna, bo jest warta odwiedzania, warta zatrzymania
się, przyjrzenia z każdej strony i zastanowienia,
kto tam leży, kim był, jaki był. Lubię patrzeć
na tabliczki na płytach i umieszczone na nich inskrypcje.
„Tu spoczywa Elżbieta, na zawsze w naszych
sercach i pamięci…”, „…dołączyła do Aniołów…”,
„…najdroższa moja żona…”. Czasem jest jakiś cytat,
wers z Biblii, słowa poety. Lubię patrzeć na nazwiska
i imiona, które dziś są już całkiem zapomniane
– Apolonia, Ludmiła, Romuald, Eustachy. Bajeczne!
Często zatrzymuję się przy grobach zapomnianych,
zawalonych, pożartych już częściowo przez glebę
cmentarza, zatopionych w trawie i mchu, opatrzonych
całkiem już zatartym i nieczytelnym nazwiskiem i zastanawiam
się, czemu nikt go nie odwiedza. Może też
umarli? Wyjechali? Może to był zły człowiek i nikt
nie chce go pamiętać? Może nie wiedzą, gdzie jest
pochowany i po prostu nie mogą go znaleźć? Tam też
stawiam czasem świeczkę. Za zapomnianą duszę.
Widzisz, Mamuś, tak mnie jakoś wychowałaś, że
groby są mi chlebem powszednim. Już jako dzieciak
urządzałam pochówki biedronek, żuczków i innych
robali. Przybiegałam do Ciebie z wypiekami na twarzy,
informując o kolejnej udanej ceremonii, a ty odpowiadałaś:
„Ta biedronka pewnie wciąż żyła! No nic,
wygrzebie się z tego piachu przez noc…” i wracałaś
do gotowania.Zawsze jednak pamiętałam,
by każde moje zwierzątko pochować. Pewnie
nawet nie wiesz, jak się zmarło mojemu ślimakowi
afrykańskiemu, Dżordżowi. Ja już byłam tu na obczyźnie,
kiedy Gosia poinformowała mnie, że Dżordż
się nie budzi, a muszla zaczyna podejrzanie śmierdzieć.
Wiem, że to tylko ślimak, a ślimak to przecież
nie pies, wiem, że on nie miał mózgu zbyt dużego,
nie aportował, nie łasił się i pewnie nawet nie kojarzył,
że do kogoś należy, ale łza mi się w oku zakręciła.
Gosia doskonale rozumiała powagę sytuacji i pochowała
Dżordża pod drzewem na osiedlu. Z pochówku
otrzymałam szczegółowy raport, włącznie z informacją,
że towarzyszący jej przy procederze P. (kolega).
„zachował powagę i nawet nucił z namaszczeniem
marsz pogrzebowy”.
Kończę już, bo mi się dziwnie zrobiło… Nie chcę
myśleć o śmierci…
Buziaki, Mamuś!
Wyślij przepis na grochówkę bo ostatnio poległam.
B.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nic dodac nic ujac- piekne!
OdpowiedzUsuńPani Małgorzato .
OdpowiedzUsuńNiedawno odkryłam Pani blog .
Ja tak nie na temat i może to powinno znaleźć się pod innym postem ale bardzo chciałam Pani napisać ,podzielić się swoimi odczuciami ,że...
że mam wszystkie Pani książki ,że parę książek Pani autorstwa czytałam po parę razy (a jest Pani jedyną Autorką ,której książki czytałam więcej niż jeden raz ,tzn.dwa razy tę samą).Po prostu kocham Pani książki ,kocham Panią jako Autorkę jako Człowieka ...za mądrość ,za ciepło ,za podobny światopogląd do mojego:) I cieszę się (jeny jakie to niesamowite),że mogę się tymi moimi odczuciami z Panią podzielić.
Serdeczności:)
Agnieszka.
To ja Pani dziękuję. Najserdeczniej!
UsuńUściski - Małgorzata.
Jakby co - zapraszam na fanpejdź Fb. (w kapeluszu) :-)
Piękne rozmowy... wzruszyłam się, ale i uśmiechnęłam.
OdpowiedzUsuńTo prawda, dziś już nie zbiera się na te obiady.. a ten koń i mi by się pewnie spodobał. Też robiłam pochówki wszystkim swoim zwierzątkom.. jak ja uwielbiam Panią czytać, nie tylko tu, bo Pani książki też dumnie stoją na mojej półce.. dziękuję za wszystko :)
Pani Małgorzato , co się dzieje z Lilka część druga ? nigdzie nie mogę kupić ani wypożyczyć...
OdpowiedzUsuń