środa, 26 września 2012

Potąd, panie Janeczku!


Czas jakiś temu wysłuchałam w radiu wielkiej dyskusji toczącej się wokół czasopisma BACHOR. Spór toczący się nie o dzieci, a wyłącznie o estetykę. Obie strony wytaczały ostro swoje argumenty.
Jedna ze stron, że Bachor to jednak w ich interpretacji pieszczotliwe określenie dziecka, fakt dość surowe, do którego przywiązujemy generalnie negatywne emocje, gdy posłużymy się stereotypem wrzeszczącej pijanej matki szarpiącej swoje małe dziecko z okrzykiem „Ty cholerny bachorze”. Fakt – przy tak negatywnych emocjach słowo bachor brzmi pejoratywnie. Jednak ciepłe bachorku nie ma w sobie niczego złego. (Jak i niczego złego nie miał na myśli mój tatko mówiący do mnie zołzo, zołzino).
Jednak musiała być jakaś przyczyna, dla której portal i czasopismo tak właśnie się nazwało. Jest nią hiperglikemia macierzyństwa obserwowalna ostatnio aż nadto. To zjawisko różowego rodzicielstwa słodkiego jak ulepek, cudnego różanego i anielskiego.
Są tacy, których od tego mdli, mimo, że właściwie każdy z nas o rodzicielstwo się otarł i jako dziecko, i jako rodzic.
Mnie też już mdli, a nawet wkurza traktowanie rodzicielstwa jako szczególnego stanu kapłańskiego. Ani księdzu ani matce (bo właściwie tylko matki i inne kobiety toczą tu spór) nie wolno niczego zarzucać! To osoby święte, nietykalne, posiadające rodzaj a prori otrzymanej aureoli i nietykalności. Każde słowo krytyki jest natychmiast torpedowane! Tak i dostało się profesorowi Mikołejce, bo śmiał językiem zjadliwca, skrytykować matki–jazgotki. Szczerze mówiąc dołączam się do stanu zbrzydzenia pana profesora, bo świat jest dla ludzi i każdy z nas ma prawo do dobrego samopoczucia, przestrzeni i samorealizacji. Ale jeśli ta przestrzeń jest nadgryzana przez wszędobylskie i głośne matki uzurpujące sobie prawo do głośnych swarów, nie uciszania rozkrzyczanych dzieci (bo rozwijają się) i niewybrednych komentarzy, które rażą uszy nie tylko pana profesora, mamy prawo – my już nie uświęceni rodzice mieć deczko pretensji.
Profesor zresztą ma pretensje do tych, które wzrosły i pozostają w prymitywizmie i demonstracyjnym rozpasaniu pt „jestem matką i wolno mi wszystko”, a przecież nie każda takim typem mateczki jest! Nie każdą więc matkę obraża profesor!

Wrócę do Bachora jako portalu, czasopisma i… zjawiska.
Nazwałam je reakcją (ostrą) na przesłodzenie i rozdęcie macierzyństwa.
Nie pamiętam kto to powiedział: „dzieci są od zawsze, dzieciństwo od niedawna”. Ważne słowa. Oczywiście ważne jest skupienie się nad dobrym, niekrzywdzącym dzieciństwie, ale ważne też nieprzeginanie w stronę świętych krów! Bo kiedy matki a zwłaszcza dzieci poczują się takimi świętymi krowami to biada pokoleniu, które musi to znosić. To tak jakby żądać specjalnych praw dla innych grup wiekowych, a przecież nikt szczególnych praw się nie dopomina tylko dlatego że ma 50 lat. Tak wychowane dzieci w kulcie bożka, zawłaszczają wszelkie obszary nie tylko życia rodziców, dziadków, ale i reszty społeczeństwa, z czasem wyrastając na przysłowiowe rarogi, niestety pozbawione empatii, egocentryczne, roszczeniowe i sobiepańskie.
Nie widzę niczego nienormalnego w uczeniu dzieci szacunku dla rodziców, dziadków i innych ludzi objawiającego się w nie zawłaszczaniu przestrzeni publicznej wyłącznie dla siebie! Nie widzę niczego złego w wychowywaniu dzieci w poszanowaniu potrzeby ciszy w miejscach publicznych (restauracje, środki lokomocji, sklepy etc.).
Nie uważam, że w imię nieskrępowanego rozwoju dziecku (i matce) wolno wszystko.
Czasopismo i portal Bachor w sposób bardzo naturalny (krzywa Gaussa) zgromadził wszystkich tych, którym cacane i wyróżowione dzieciństwo naszych milusińskich a zwłaszcza sposób mówienia i pisania o nim, nie odpowiada, mają dość napastliwej psychopedagogiki i ustawiania dziecka w pozycji różowego pępka świata. Dzieci trzeba rodzić, wychowywać dbać o nie, ale nie jest to żaden stan święty. Raczej bywa świętoszkowaty, często rażący tym całym niunianiem, kaczuszkowaniem i kiczem we wzornictwie.

Jako matka, dużo z dzieciakami rozmawiałam, śmiechu było u nas co niemiara, i łażenia po drzewach na działce dziadków (babcia ich nauczyła drzew i drabiny!) Ale nie znosiłam piaskownic i tych mateczek, które utyskiwały na cały świat – na teściową, na celulit, na męża, i na… bachora, przez którego nudno im i czują że świat im ucieka. Nie utożsamiałam się z tymi frustratkami, złościły mnie.

Macierzyństwo, to szczególny czas dość intymny, ale mijający. Uważam, że nie muszę jako społeczeństwo uczestniczyć w tym barankowo misiowym świecie, bo już wyrosłam! Nie chcę co krok potykać się o propagandę rodzicielstwa i dzieciństwa. Nie mam nic przeciwko karmiącej publicznie matce, to piękny widok, ale wrzeszczące dzieci w restauracjach i nie reagujące mamusie zwyczajnie mnie wkurzają.
Czytam sobie teraz właśnie tekst na portalu Bachor.pl i śmieję się w głos. Owszem wulgaryzmy (które mnie jakoś nie rażą, no, może ciut) i treści niby obrazoburcze są ewidentnym odreagowaniem na to całe ti – ti – ti w innych mediach.
BACHOR to rodzaj Rodziny Adamsów, w której jednak dzieci nie wyślizgiwały się z kocyków nie były maltretowane i bite do krwi, a tylko były ubierane na czarno i posługiwały się czarnym humorem.
Nie widzę niczego złego w tym, że widzę tam reklamę pościeli dla dziecka w trupie czaszki z piszczelami, albo dyskusję o dziecięcej histerii, agresji, manipulacji (wspomnę film „Musimy porozmawiać o Kevinie”) i tym, że z niewyspania niektórym matkom nerwy puszczają, wszak niewyspanie to stan groźny dla zdrowia. Mają prawo ludziska pokazać, przerobić ze sobą i te czarne, trudne chwile macierzyństwa, ojcostwa. Mają prawo do wśćieku, złości, wołania o pomstę, gdy dziecko da im do wiwatu, a czasem umie dać!
Medal ma dwie strony, z jednej strony mamy dziecko.pl z drugiej bachormagazyn.pl, a w środku cała reszta! 

 okładka Bachora

zdjęcie obrazu Marka Ryden'a

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Panią w całej rozciągłości tematu i nie cierpię czytać strasznie mądrych tekstów niejakiej Super Niani, która nie znosi sprzeciwu i każe czytać swoje teksty ze zrozumieniem, że to klaps, że macierzyństwo, że macierzyństwo powinno być książkowe. Swoje dzieci tak wychowywałam, aby nie wchodziły w paradę innym ludziom, aby były skromne, aby wiedziały, że są dla mnie strasznie ważne i nie wdawałam się w dyskusję z innymi znudzonymi matkami, a robiłam konsekwentnie swoje, nie czytając poradników, których teraz jest zatrzęsienie, a mądrości w matkach jakby coraz mniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Małgorzato, pięknie i celnie napisane. @Anonimowy, Dorota Zawadzka nigdy nie mówi, że macierzyństwo powinno być książkowe, ona doradza i pomaga w wielu sytuacjach trudnych, trudnych właśnie dla matek, które chcą wychowywać a nie hodować swoje potomstwo. Jest przeciwniczką bicia jak większość osób cywilizowanych, bo nie bije się drugiego człowieka, a dziecko tymże człowiekiem jest.

      Usuń
  2. Jako matka dwóch pociech wolę bachormagazyn.pl. Bliższy życia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że już mamy pokolenie nieodpowiedzialnych, egoistycznych i aroganckich młodych ludzi, którzy myślą że jest im wszystko wolno.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chciałabym tu akurat pisać/mówić o Dorocie Zawadzkiej, bo nie o niej mowa.
    Chodzi o zjawisko przesytu modą na wysłodzone teksty i wzornictwo "różowego" rodzicielstwa, czyli podawanie nam potrawy wyłącznie cudownej, słodkiej i wspaniałej, podczas gdy każdy z nas wie, iż tak nie jest. Stąd narodziny BACHORA jako ruchu antyróżowego.
    Mnie też razi zbyt wielka ilość wulgaryzmów, ale model The Adams Family jako antidotum na róż, błękicik i kaczusie - kupuję

    OdpowiedzUsuń