wtorek, 4 sierpnia 2015

Zagadka.

My, Polacy, zazwyczaj doskonale umieliśmy ramię w ramię przeciw Wrogowi.
Nawet z dużo mniejszą siłą, niezbyt nowoczesnym orężem, ale duchem wielcy stawaliśmy w szranki jak jeden mąż.
To zbitek wyrażeń znanych nam od zawsze. Bohaterscy MY!
Jako naród zniewolony byliśmy niemal monolitem, jeśli nie liczyć małych odszczepieńców, kolaborantów i oportunistów, ale to zawsze był jakiś margines, marginesik, bo znakomita większość - ramię w ramię zniszczyć wroga!

Dzisiaj w Polsce nie ma wroga. Znaczy - okupanta, najeźdźcy, zniewoliciela, nie ma jak stanąć przeciw komuś, kto nam zagraża.
A jednak mam wrażenie - ba!, nawet pewność - że to ja jestem czyimś wrogiem, że ktoś zwiera szyki przeciwko… mnie. Nam.

Czy Polak bez Wroga czuje się niepewny, gorszy? Czy życie bez wrogów jest uboższe, nudne? Czy Polak potrzebuje poczucia zagrożenia, żeby mu raźniej płynęła krew? Widzę, wiem, że tak. KTOŚ emocjonalnie chory wszczął schizofreniczny podział Polaków na MY i ONI. Ta choroba natychmiast znalazła znakomitą pożywkę i rozlała się szeroko. Nagle w wolnej Polsce, bezwojennej i żyjącej w pokoju od 70 lat (inni mówią od 30 i to też w pewien sposób trafne, bo choć podczas rządów PZPR pokój był, to nie byliśmy suwerenni i to wkurzało) pojawia się obłąkańczy człowiek a za nim zausznicy i zgrabnie wyodrębniają z naszego Narodu – Wrogów!
Od dawna, od Smoleńska, mam wrażenie jakiegoś totalnego Matrixu.
Ci, którzy z różnych powodów uwierzyli w zamach są super, a inni – niewierzący – są zdrajcami i wszystkim, co najgorsze.
Dygresja. Tuż po tym wypadku przemówiłam się (ładne określenie na niezgodę) z kolegą na ten temat. Twierdziłam, że ten krzyż spod Pałacu Prezydenckiego podzielił Polaków jak nożem. Wściekł się na mnie, że wieszczę ohydę.
Po pół roku napisał, że miałam rację.
Gorzka to racja. I stale mnie zdumiewa to, że gdy w czasach realnego socjalizmu umieliśmy wspólnie żyć w tej naszej Polsce – przy jednym stole siedzieli wierzący i niewierzący, partyjni i bezpartyjni, zagorzali zwolennicy owego socjalizmu, jako nowego ładu i jego przeciwnicy. Jedli obiad, pili wódeczkę, trochę sobie pogadali, ale nadal byli znajomymi, rodziną.
Dzisiaj Polak pisze do Polki zaniepokojonej owym podziałem i piszącej o swojej niezgodzie na tę Polskę, którą chce nam zafundować chory z chęci zemsty człowiek, takie słowa: „I słusznie się boisz. Już jesteś na liście. Zobaczymy się w październiku.
CO TO JEST?!
Jak mogliśmy wszyscy do tego dopuścić, żeby aż tak ustawiono nas przeciw sobie?
Jak możemy godzić się na to, że jeden człowiek z tej samej ojczyzny wygraża drugiemu i to całkiem poważnie? Że jeden Polak obrzuca drugiego kamieniami, wymachuje kijem do bejsbola tylko dlatego, że tamten/tamta ma inne poglądy religijne czy polityczne?! I że za tym wszystkim stoją purpuraci chętnie zaangażowani do tej wojenki polsko-polskiej.
Jak to jest, że tysiące ludzi stanęło po „Jedynie Słusznej Stronie” przeciw swoim sąsiadom, braciom, przeciw innym Polakom?
Wiem, to się zdarzało już wcześniej – różnych szaleńców zna historia, którzy krzykiem i obiecankami, populizmem i specyficznym językiem, podobającym się tłumom sprawiali, że szli za nimi otumanieni ludzie.
Prof. Wojciech Burszta: Co rok silnie manifestuje się to podczas Marszu Niepodległości, gdzie jego entuzjaści mogą grupowo potwierdzać się we własnym światopoglądzie, a jednocześnie pokazać całemu światu, że 11 listopada nie jest dla wszystkich, ale tylko dla tych, którzy myślą tak jak oni. I że istnieje fundamentalny podział "my - oni", a z owego "my" wykluczeni są wszyscy, którzy w tym marszu nie idą.”
Sadziłam, że tyle lat po wojnie, coraz lepiej wykształceni będziemy umieli to zrozumieć i nie damy się, że będziemy lepszym, mądrzejszym narodem. Ale myliłam się. Kibole lżą i wygrażają sobie pięściami, choć przecież oglądają ten sam spektakl! Podczas ustawek gotowi zabijać. Polak - Polaka!
Narodowcy wygrażają pięścią wszystkim, którzy nie są z nimi głosząc brunatne hasła i udając wielce zaangażowanych katolików. Czciciele wiary w Zamach a tym samym w spiskową teorię Jarosława Kaczyńskiego w towarzystwie inaczej myślących czują się nieswojo. Podkreślają swoją odrębność. Nie ma mowy o jakimkolwiek dogadaniu się. PiS nie mówi o reszcie Polaków inaczej jak „Wy…”.

Nagle staliśmy się wrogami naszych rodaków, bo myślimy racjonalnie, bo mamy wiedzę i wykształcenie, bo nie dajemy sobą manipulować widząc więcej i szerzej, bo oddzielamy gusła od nauki, bo chcemy nowoczesnego, rozwijającego się kraju, nie w oparciu o świętą księgę i pouczenia purpuratów, a o naukę i osiągnięcia humanistów. Dajemy się dzielić, skłócać poglądami, ideologią, wiarą, polityką, bo jesteśmy… słabi? Bo nie umiemy być równie zajadli? Hamuje nas kultura, wychowanie w pokoju i szacunku dla innych poglądów. Może to źle? Może dzisiaj klasa, kultura, spokój w dyskusji i grzeczność to cechy niepożądane, bo z góry skazują nas na przegraną?


Czytam, czytam, oglądam i myślę – jak to się stało, że daliśmy się tak podzielić? 

2 komentarze:

  1. I to jest straszne. Boję się tej popaździernikowej Polski.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisała Pani wiele kwestii, które głębią się w mojej głowie już od dawna. Wprawdzie już szmat życia za mną, ale nie tak wyobrażałam sobie dzień dzisiejszy. Szczególnie żal mi, że nie mamy żadnych autorytetów. Nie potrafimy szanować siebie na wzajem. Młodzi, niczego co zwane jest honorem patriotyzmem z domu nie wynosi, a jeżeli - to w wypaczonej i to bardzo wersji. Bardzo często mam wrażenie, że cofamy się w poglądach do średniowiecza.

    OdpowiedzUsuń