Opowiadał mi to ktoś znajomy, użyję jak On – osoby
pierwszej.
Zmarła mama, ojciec został sam w mieście odległym od mojego
o 550 km. Po jej odejściu tatko wydawał mi się w wystarczająco dobrej formie
żebym nie musiał się zamartwiać. Moje wątpliwości rozwiewały częste telefony.
Było OK. Po kilku latach postanowiłem tatę odwiedzić na dłużej, bo już było mi
głupio, że tyle czasu latałem po świecie, pracowałem, a Jego tak jakoś
odstawiłem na boczny tor. Ucieszył się, uściskał mnie i gadaliśmy długo i
fajnie. Na stół tatko postawił obiad: pięknie upieczona goloneczkę, chrzan
ogórki i… karafkę zmrożonej wódeczki. Przemilczałem. To w końcu dla mnie tak
się szarpnął! Nawet nic nie powiedziałem jak wcinał z apetytem chrupiącą
skórkę, lubi tłuszczyk. W duchu jednak rósł mój niepokój. Wychyliliśmy po kilka
kieliszeczków owej zimnej wódeczki. Tatko rozmawiał nienasycony moją osobą.
Ożywiony i jakiś inny. Potem wiadomo, herbata, jakieś ciasto i nagle widzę, jak
pój ojciec sięga po papierosa! Tego już było za wiele. Pamiętałem jak mama…
- Tato! Tato, proszę cię! Co to jest?! Palisz?!
- Synek! Rzadko, ale zawsze lubiłem po tłustym, zapalić!
- A cholesterol, mama byłaby …
- Synku… – ojciec popatrzył na mnie niemal boleśnie – mama
miała idee fix na punkcie zdrowia. Codziennie garści jakiś leków, paraleków
witamin… Zawsze wszystko wyolbrzymiała, sprawdzała, badała i każdą nowość
natychmiast tu implantowała. Ty wiesz ile mnie kosztowało odstawienie fajek?
Tak lubiłem sobie zapalić! No, dobrze, niezdrowe. A jedzenie? Nagle wszystko
okazało się niezdrowe i złe, bo się naczytała babskich gazetek! Już tylko nam
zostały te obrzydliwe warzywa na parze, ciemny chleb po którym zawsze miałem
straszne wiatry, ryba z wody – wyobrażasz sobie?! I do picia woda, albo
herbatka ziołowa! Ohyda! I stale tylko: „Nie wolno ci i nie wolno!”
… A teraz jej nie ma. Ja synku, mam 80 lat i co? Nadal
uważasz, że nie powinienem sobie pozwolić na to, co tak bardzo lubię? Dobre
jedzenie, zimna wódeczka do śledzika, czasem papierosek, szachy z kolegami to
taka radość! Tylko właściwie to mi zostało.
Zapytałem, czy chociaż chodzi do lekarza. Chodzi. Bierze
tylko coś na serce. Resztę wywalił tych tam ulepszaczy zdrowia z reklam
telewizyjnych. Jak się barwnie wyraził „piguły na głowy bolenie i dupy
swędzenie”.
– I wiesz – mój
kolega oświecił się sam – dokładnie zrozumiałem, o co mu chodzi. Ma umrzeć
zdrowszy, czy radośniejszy? Nazajutrz nie mówiłem nic, jak jadł na śniadanie
gorące parówki z jajkiem, bo choć wiem, że to gówno, on je wcinał z apetytem.
Zjedliśmy świetne flaki z piwem w jego ulubionej knajpie, a w parku znów
wyjarał szluga – mój kochany ojciec!
Był taki dowcip o starym małżeństwie i św. Piotrze,
pamiętasz? Gośka, czy my nie świrujemy z tymi modami, wpadliśmy w jakąś
schizofrenię z tymi nibylekami, poprawiaczami wszystkiego i zdrowym jedzeniem?
Czytałaś o mafii cholesterolowej i wmawianym nam leczeniu bo dwunastu facetów
tak ustawiło poprzeczkę, że właściwie każdy, Gośka, KAŻDY ma podwyższony
cholesterol! Czytałem, że jak ktoś ciężko pracuje to mu skacze fizjologicznie
nawet do 400. Mama doprowadził to ich „zdrowe życie” do absurdu i właściwie
zamęczała tatę tym swoim zapałem. A zmarła pierwsza. Co? …Jak myślisz, Gocha?