Święta jako świętość.
(tekst nie do wszystkich)
MUSI być rodzinnie, bo jak nie…
Dziennikarze robią wywiady z celebrytami o świętach. Ja na szczęście jestem rozpoznana jako ateistka, więc mnie już nie atakują, żebym opowiedziała o „magii świąt”. Ani jednych, ani drugich.
Boże Narodzenie do mnie przemawia. Siła tradycji, piękne święto, nadto podczas okupacji to było święto polskości i polskiej niezłomnej rodziny, choć w niemieckich okopach, niemieccy chłopcy i ich ojcowie też nucili „Stile Nacht”.
U mnie w moim ateistycznym domu to było Święto Rodziny obchodzone jako rodzaj polskiej tradycji właśnie, (jak inne święta rodzinne) bez religijnych odniesień.
A Wielkanoc? Miłe „jajeczne” święto wiosny.
I niestety stale towarzyszy temu terror „miłej i rodzinnej atmosfery”. W rodzinach, w których religia nie odgrywa już żadnej roli, wiele osób korzysta z wolności od owego terroru i wyjeżdżają spotkać wiosnę gdzieś, gdzie lubią. Zamiast siedzieć w domach z rodziną, z którą nader często nie mają aż tak cudownych więzów, jak te opisywane w prasie kolorowej. Przykładem wywiady z celebrycką rodziną S., jak to jest CUDOWNIE aż do chwili, w której jedna z sióstr opowiedziała ciut za dużo i została czarna owcą i już tak CUDOWNIE nie jest.
U niektórych nadal rodzinna schizofrenia trwa w najlepsze.
Bywa, że rodzinne więzy są naderwane dość istotnie. Rodzina jest podzielona na tych, którzy za każdą cenę udowodnią wszystkim w koło, że jest rodzinnie i CUDOWNIE i na tych, którzy tego terroru świątecznej poprawności nie akceptują i jadą w okresie świąt na Wyspy Kanaryjskie, albo do Wisły. Ewidentnie nie chcą siedzieć zamknięci w domach mamusi czy babci z resztą rodziny i patrzeć jak panie się uwijają próbując zakarmić rodzinę na śmierć. Bo taka tradycja!
Stanowczo dopinguję tych, którzy się wyłamują.
Mamusię, babcię i ciocię z wujami i dziadkami można celebrować na wiele innych sposobów – lepszych niż siedzenie i wcinanie żuru na białej kiełbasie i makowca. Mamę i babcię zabrać do Spa, z wujem, ojcem, dziadkiem pójść/pojechać tam, gdzie by chcieli, a choćby i do Barcelony na wino, czy na Mazury, na ryby, na mecz (tenisowy, bokserski piłkarski). A całorodzinnie obmyślić coś, co wszystkim sprawi frajdę.
Bycie ze sobą tak naprawdę jest ważne a nie terror rodzinności „bo tak wypada”, „bo w święta RODZINA razem być musi!”. Nawet za cenę zaciśniętych zębów?!
PS Ten tekst NIE DOTYCZY tych, dla których spotkania rodzinne są kapitalną okazją do autentycznej radości i frajdy.
U mnie tak bywa w święta, ale i poza świętami też a czasem nas w święta nie ma!
Obecnie Starszaki wyjechały wyluzować do pewnego ośrodka z basenem i kręglami. I świetnie! My z panem Inżynierem, też za rok czmychamy do „ciepłego”. Dzieciakom zostawimy klucze, a rodzinnie spotkamy się w ciepły majowy weekend, gdy wszyscy tego zapragniemy. Zrobię szczawiówki z młodego szczawiu, a kiełbasę z wnuczkami będziemy grillować przy ognisku. Będzie super!