Tak sobie wczoraj porozmawiałam z miłą panią
redaktor o tym, jak to jest z samotnością. Że generalnie nie mamy łatwo, my
ludzie 50 plus, kobiety i mężczyźni, gdy rozsypie się życie w stadle, gdy z
powodów różnych stajemy się nagle singlami.
Część z nas z ulgą wchodzi w to samotne życie, a
przynajmniej prężnie udaje, że jest świetnie, a część najzwyczajniej cierpi
mniej lub bardziej i z czasem pojawia się pragnienie znalezienia kogoś
bliskiego.
Nie pierwszy raz spotykam się z zarzutem, że tym
moim bohaterkom tak łatwo to przychodzi: - Przecież kobieta po pięćdziesiątce
dzisiaj nie ma szans!
Jak przed wiekami w Polsce panuje przeświadczenie, że pani po pięćdziesiątce to staruszka nad grobem. To do pewnego stopnia prawda, bo większość pań, wybaczcie, ale same zapędzają się w kozi róg. Mężczyźni podobnie. Panie z powodu polskiego „nie wypada”, i „oj, ale co ludzie powiedzą”, a panowie zazwyczaj z powodu zbyt wybujałych apetytów na cud i brak ….lustra.
Jak przed wiekami w Polsce panuje przeświadczenie, że pani po pięćdziesiątce to staruszka nad grobem. To do pewnego stopnia prawda, bo większość pań, wybaczcie, ale same zapędzają się w kozi róg. Mężczyźni podobnie. Panie z powodu polskiego „nie wypada”, i „oj, ale co ludzie powiedzą”, a panowie zazwyczaj z powodu zbyt wybujałych apetytów na cud i brak ….lustra.
Owe nazbyt rozdęte wymagania też dotyczą pań. Jak
wszyscy, to wszyscy
Kiedyś bardzo mocno i z dziennikarskim zacięciem pobyłam
sobie na portalu randkowym, korespondując też z kilkoma osobami – kobietami,
mężczyznami. To spora dawka wiedzy o pragnieniach, które zazwyczaj są
wygórowane. Właściwie takie powinny być, bo przecież chcemy znaleźć kogoś
wartościowego, fajnego (co za pojemne słówko doprawdy!). Jak to pięknie napisał
Tomasz Jastrun, bo i on obserwował pragnienia znanych Mu kobiet do zapełnienia
samotności (przytoczę z pamięci, bo cytatu nie znajduję): „Najpierw to ma być
przysłowiowy rycerz bez skazy na białym rumaku. Później stopniowo te wygórowane
cechy sprowadzane są do realnego poziomu, aż wreszcie pojawia się to najważniejsze
marzenie - …żeby był.”
Niestety nie każdy ma w sobie tę mądrość, żeby
wiedzieć, iż „towar z second handu” nigdy nie będzie idealny.
Panowie z odzysku, obciążeni poprzednim życiem
rodzinnym, mający już swoje nawyki i ustalone poglądy chcą koniecznie młodej,
zgrabnej, lekko może tylko zaokrąglonej, uroczej domatorki, która umie i chce
ugotować rosół.
Panie chcą uroczego dżentelmena, który uwolniony już
z poprzednich więzów czy to rozwodem czy wdowieństwem nie ma żadnych „ogonów”,
czyli dzieci i wnuków i jest dokładnie taki jak w ich… marzeniach.
I jeśli nie zrobimy korekty, to zapewniam, że z
takim nastawieniem nie ma co polować, szukać, czekać. Ideałów NIE MA!
Wrócę do moich bohaterek literackich, które w jakiś sposób są pewnym moim alter ego.
Ja piszę z obserwacji życia. Pominę fakt, że kobiety
50+ są na rynku pracy niewidzialne, bo ten tekst nie o tym. Ale niestety w
codziennym życiu też tak bywa, tylko że tu same sobie zakładają tę pelerynę, w
której są niedostrzegalne. Ta peleryna to cały zespół przyczyn, od religijnych
i obyczajowych „NIE WYPADA” do wyidealizowania kandydata tak, że nikt nie spełni
takich oczekiwań.
Wymienię: nie wypada „wyjść do ludzi”, nie wypada
pierwszej zagadać, pośmiać się (cóż to za afrodyzjak i wabik taki pełny i lekki
śmiech!) pożartować, potańczyć, pospacerować.
Nie wypada i już! Wypada siedzieć w domu i mieć
za złe.
Pani wyraziła się o Mariannie z „Lilki” z
niedowierzaniem:
- Taka, jak pani pisze, niezbyt atrakcyjna Marianna,
a po rozstaniu z mężem mężczyźni lgną do niej chmarami?!
„Chmarami”? Całych dwóch jej się przytrafiło. Trener
i niezbyt udany Marcin. Też mi „chmara”! Niemniej ona, uwolniona z więzów
małżeńskich i pompowana odwagą przez starego przyjaciela Włodzia i Lilkę po
prostu dała sobie szansę. Odważyła się na przygodę na siłowni. I co? Świat
nie runął w posadach.
Oczywiście można było stworzyć wokół siebie aurę
kompletnej niedostępności i wówczas Jaro – Ofelia nawet by na nią nie spojrzał
okiem chętnego faceta.
Trochę podróżowałam i wiem, że w innych krajach
kobiety 50+ są zauważalne, kolorowe, wesołe i pewne siebie. Nawet jeśli na
rynku pracy mają równie niewesoło, wesołe i odważne, nieskrępowane są w życiu.
Chyba w myśl zasady „lepiej żałować za grzechy, niż żałować że się nie
grzeszyło”. Wchodzą w romanse, tworzą sobie nowe związki, nie obawiają się mieć
przygód miłosnych, kochanków, bo czemu nie? Mają chęć, to widać, to się nazywa
kobiecość i odwaga.
Niestety w Polsce wiele pań ma tak silne hamulce, że
każdy widzi oczyma duszy pas cnoty i żelazną zbroję, choć pod nią, w głębi
siedzi samotna i spragniona czułości kobieta. I na nic żale dopóki tej zbroi
nie zrzucą i nie oddadzą na złom.
Panowie którzy nie umieją sobie znaleźć partnerki
mają przynajmniej odwagę skorzystania z usług profesjonalistki, która za opłatą
zrobi wszystko jak jest w zamówieniu. Polka cierpi w milczeniu i nawet
wibratora sobie nie kupi, bo nie wypada.
Wracając do moich bohaterek książkowych, to zarówno
ja, jak i kilka moich znajomych miałyśmy „swoje za uszami”, gdy samotność nas
dopadła. Jedna z moich uroczych znajomych atrakcyjna pani 60+ nie dość że
bizneswoman, wysportowana jak górska kozica, to i apetyt na seks spory i
realizacja owego – odważna. Bo jej wypada! Ona ma ochotę, więc jakoś to sobie
organizuje, ma chętnych na miły romans, podróż, przygodę. Bo i mądrzy mężczyźni
wiedzą, że gdy sami już nie mają powabu młodzieńca spuszczają z tonu i drobne
zmarszczki, fałdki a zwłaszcza „kalendarz” im nie przeszkadzają, byle był
„feeling”, czyli urok, wdzięk i wspólna chęć bez obciążnika: „ależ to nie
wypada”.
Mój ulubiony tekst „Przez zamknięte okno motyle
nie wlatują” jest nadal aktualny.
Trzeba nie tylko marzyć, chcieć, pragnąć, ale też
zrzucić z siebie balast „nie wypada” i „ja, to JUŻ nie”, „na pewno nikt mnie
nie zechce”.
Widziałam tyle świetnych popięćdziesiątek,
szczupłych i nie, po liftingu i bez, ale radosnych i kolorowych, wiedzących
czego chcą od życia. A ich romansowi mężczyźni lub nowi partnerzy? Mają nadwagę
albo nie, zakola, albo łysiny, siwe włosy, plamki na skórze, zmarszczki,
przeżycia i ustalone poglądy, nawyki. I z pewnością kawał ciekawego życia za
sobą – ile interesujących tematów do poruszenia, aby tylko była chęć wzajemnego
słuchania!
Czasem dojrzałe panie sarkają że nie są
zainteresowanie nowym związkiem bo „po jaką cholerę mi facet?! Żeby mu prać
gacie?”
Hmmm. Jeśli miłość i wspólne bycie na dobre i złe
pani sprowadza do „prania gaci”, to biedna ona. Po pierwsze owe gacie dzisiaj
pierze pralka, nadto muszą być wyprane tak samo jak nasze własne, a po drugie:
gdy się kocha to nawet wieszanie tych gaci na sznurku cieszy J
Mój obecny mąż, którego spotkałam (ku zdumieniu
niektórych pań) w Internecie, to dzisiaj mój najlepszy przyjaciel. Jest bardzo
interesującym i mądrym mężczyzną. Nade wszystko polubiłam Jego wady, bo jak
każdy je ma, ale reszta to bonus! On też musiał polubić moje wady,
przyzwyczajenia i inność. Np. jestem bałaganiarą, roztrzepańcem, a on to jakoś
świetnie to ogarnia. Żeby być razem trzeba było z obu stron pewnych starań i
złamania obaw, i odwagi. Uznania faktu, że jesteśmy różnie ukształtowani, mamy
swoje przyzwyczajenia, większe, mniejsze ułomności, i jeśli się to przyjmie z
wyrozumieniem, uśmiechem i tolerancją można pięknie żyć razem, bo cała reszta, która nas uwiodła – intelekt, humor, czułość, seks i
zwyczajna codzienność jest poza dyskusją. Jest frajdą. W naszym przypadku
opłacało się. Starzejemy się razem zgodnie i pogodnie.