Znam wiele osób, wielu ludzi, jak to w życiu bywa, gdy się
ma sześćdziesiąt lat.
I wspaniałe są te chwile, gdy ludzie zaskakują. No, nie
wszyscy, ale są tacy!
Mówi się „nie oceniaj”, choć nie jest to możliwe, bo zawsze
jakiś tam choćby cień oceny pojawia się na największym nawet marginesie.
Nauczyliśmy się oceniać wszystko i wszystkich przez własny
pryzmat, co jest właściwie dla tych, którzy tak czują się bezpiecznie – mają
swój katalog, swój zapis tego, co dobre, mądre, sensowne, bezpieczne, znane
(sobie) a co nie, i to dość łatwa i lekka kwalifikacja tego, co spotykamy w
świecie.
Wiem, że ludzie działają w sposób czasem daleki od moich
wzorców. Ale powoli się uczę tego, żeby ich świat, ich wybory, decyzje
postrzegać oddzielnie od moich własnych klisz, widzieć i rozumieć ich
immanentność, odmienność bez ustawicznego porównywania, osądzania.
Wczoraj uzmysłowiłam sobie, że znam dwie świetne, doprawdy świetne i bardzo interesujące kobiety - M i J.
(Znam więcej ludzi niezwykłych, ale dzisiaj opiszę te
konkretne dwie)
M – była „miastowym zwierzęciem”, nadto „korporacyjnym
żołnierzem”, choć stale ją coś uwierało, morasiło (lubię neologizmy!), szeptało,
że to nie jest jej ścieżka. M powoli dojrzała do tego, co chce robić – chce
sobie podróżować po świecie i żyć z pracy rąk zarabiając na proste jedzenie i
dalsze podróże. Nie gromadzić dóbr. Gromadzić przeżycia.
Co robi i gdzie mieszka? Mieszka u prostych ludzi, zarabia
pracując najczęściej jako kelnerka czy podobnie i ogląda, poznaje świat,
obyczaje, ludzi.
Mówi, że ma torbę własnych rzeczy i niczego więcej jej nie
potrzeba. Jej (nie pytam o stan cywilny) mężowi/narzeczonemu też, bo podróżują
tak i żyją razem. Miała mieszkanie i RZECZY. Mieszkanie wynajęła, rzeczy sprzedała
– wszystko, co tylko się dało.
„Da się” – mówi. Rzeczy wiążą, otaczają, pewnie są potrzebne
w życiu osiadłym - maszynka do mięsa, prostownica do włosów, półka na
kosmetyki, pralka, szafa, zasłonki czy garsonki, szpilki i telewizor.
„Nie mam tego i jest mi wspaniale” – mówi szczerze.
Zwiedziła już mnóstwo miejsc i jest stale w drodze, jak nomada.
Dzisiaj pisała do mnie z wioski w Tajlandii, gdzie mieszka u biednej rodziny,
pracuje a popołudniu żyje z nimi biednym ale jak twierdzi, dobrym życiem. Opisała
jak zjada jabłko budyniowe J Zabawia piątkę maluchów i wysyła nam bajeczne
zdjęcia.
J. z wielkim trudem pokonując własne ograniczenia zdobyła
wyższe wykształcenie i z pomocą przyjaciółki mamy znalazła się w Stanach
Zjednoczonych. Znalazła pracę zgodną z zainteresowaniami i wykształceniem –
pracuje ze zwierzętami, naturą. Ale teraz… właśnie dochodzi do siebie w szpitalu,
bo ... oddała nerkę profesorowi, którego uważa za człowieka wielce wartościowego. Walściwie to ich kilkoro zgłosiło się jako dawcy dla niego. Wybrano ją. Oboje sa po zabiegu i czuja się świetnie.
Szokujące dla przeciętnego człowieka.
Oddać coś tak dalece własnego? No, jeszcze dawstwo krwi jest akceptowalne, szpiku, ale… nerkę?!
Oddać coś tak dalece własnego? No, jeszcze dawstwo krwi jest akceptowalne, szpiku, ale… nerkę?!
Nie oceniam przez własny pryzmat ani M ani J. Wówczas
oceniałabym tak naprawdę siebie. Nauczyłam się oceniać, a właściwie oglądać,
akceptować czyjeś postępowanie, decyzje, jako osobny kosmos, bez oceny przez
własny pryzmat, choć naturalne jest, że moje odczucia są uwarunkowane tym jak
zostałam wychowana, co czytałam, jakich ludzi spotykałam i jaką się stałam na
te moje dojrzałe lata.
Wczoraj zatrzymałam moją uwagę na tych dwóch odważnych i
ciekawych kobietach. Myślę o nich intensywnie, ciepło i z szacunkiem. Obie są
zadziwiające.
W obu przypadkach, każdej z nich potrzebna była odwaga w podjęciu decyzji. Każda z nich zrobiła to, co uznała za ważne, sensowne i satysfakcjonujące, wbrew a może nawet kompletnie nie licząc się z oczekiwaniami rodziny. A z tego co wiem, obie mają mądrych bliskich, którzy podobnie jak ja – nie oceniają, szanują suwerenne decyzje tych jakże odmiennych od wielu innych kobiet.
W obu przypadkach, każdej z nich potrzebna była odwaga w podjęciu decyzji. Każda z nich zrobiła to, co uznała za ważne, sensowne i satysfakcjonujące, wbrew a może nawet kompletnie nie licząc się z oczekiwaniami rodziny. A z tego co wiem, obie mają mądrych bliskich, którzy podobnie jak ja – nie oceniają, szanują suwerenne decyzje tych jakże odmiennych od wielu innych kobiet.
To wielce inspirujące znać takie osoby, cieszyć się, że mogę
z nimi rozmawiać, dowiadywać się jakie są, co sprawiło, że takie są i śledzić
ich ciekawe odmienne od mojego życie.
Zmiany, zwłaszcza drastyczne wymagają odwagi, ale jak mówi M
tylko na początku, tylko pierwszy raz trzeba się wybić z utartej, znanej
trajektorii, a potem się już jest w nowej.