poniedziałek, 19 marca 2012

Wiosna



Zamawiam wiosnę!
Rokrocznie z uporem mamuta myślę sobie, że przecież przyjdzie, że jeszcze nigdy nie zawiodła, że idiotyzmem jest twierdzić, że trzeba jej pomóc (topiąc Marzankę) bo przecież zawsze nadchodzi!
A jednak, zupełnie irracjonalnie, co roku odczuwam, (i dokładnie to wiem, że nie tylko ja), jakiś rodzaj lęku.
To byłoby zrozumiałe u Maminka, który obudził się z zimowego snu i nie dowierzał Too -Tiki, że słońce wróci, bo tam, w krajach północy zima to też noc polarna, a on zawsze ją przesypiał. U nas na szczęście nie ma nocy po całości i mamy je, znaczy słonko, cały czas, choć bywa tak schowane pod gęstą powłoką chmur, jakby się zakopało w pierzynach i nie chciało mu się wcale wstać.
Bywają jednak piękne zimowe dni, skąpane w promieniach słońca zapraszające śnieżną bielą i błękitem nieba na spacery, narty, sanki czy choćby rzucanie patyka psu.
Jednak jak pięknie i zimowo by nie było, w okolicach marca odczuwam mrowienie w dłoniach. Nazywam to Ogrodniczy Świr i wiem, że od mrowienia się zaczyna.
Potem są zaczepki. Mój wzrok zaczepia wszystko, co jest związane z ogrodem - w centrum handlowym, do którego poszłam po blezer i kalosze, skręcam do sklepu z działem ogrodniczym i staję przed dopiero co wyłożonymi cebulami, nasionami, kłączami jak zaczarowana. Nie jestem w stanie się opanować i sięgam po kłącza host, po szachownicę ( tej nie mam, o! Jaka ładna!), myślę czy wziąć czerwone kalle czy żółte, bo białych nie ma, a białe są najpiękniejsze. Masa nasion (pietruszka papryka, pomidory, pasternak te są na „P” a jeszcze szczypiorek, i inne?) i już lądują w koszyku. Poleżą! Ale będą pod ręką jak tylko przyjdzie TEN DZIEŃ.
Na zewnątrz jak w garncu, zwodnicze ciepełko, roztopy i śnieżne, spóźnione zadymki zaplatają się jak chałka i jeszcze absolutnie nie pora na ogród, a ja już się kręcę, szukam miejsca na ustawienie doniczek z kiełkującymi nasionami. Niechaj wschodzą!
Planuję, myślę i właściwie nic innego mnie nie interesuje!
Cała czekam, a to czekanie uprzyjemniam sobie oglądając filmy z Geoeffem Hamiltonem, uroczym panem (wiek średni) od ogródków. Zupełnie naturalnie i lekko opowiada i pokazuje jak urządza swój mały ogród, i wszystko bez obowiązującego GLAMOUR! Ma stare wiaderko, i buty i brudne buty bo sam skopuje ziemię, i zużytą konewkę. Za to jest przesympatyczny i …bardzo mi było przykro, gdy zbyt młodo zmarł.
Oglądam też Jamie’go Oliwera pokazującego co z własnego ogródka można upiec, grillować i aż mi ślinka cieknie na widok warzyw z rusztu z czosnkiem i oliwą a to wszystko na świeżym powietrzu.
Czekam cierpliwie, ale tymi filmami wywołuję, przywołuję, zamawiam wiosnę.
Do mnie przyjdzie pierwszymi kwiatkami, które wsadziłam do ziemi jesienią – krokusami a potem narcyzami, żonkilami, tulipanami, irysami, czosnkiem ozdobnym, szafirkami, i delikatną szachownicą kostkową (Fritilaria meleagric L.).
I mimo wszystko – zdziwię się, a potem ogromnie ucieszę! 



Geoff Hamilton

środa, 14 marca 2012

O WuCetach, sraczykach kibelkach, toaletach – czyli o tym, czego nie ma!


Gdy udzielam wywiadów dotyczących moich wyjazdów i pobytów w Korei Południowej nikt nie chce się pochylić nad tematem, który dla mnie jest wielki i ważny, a świadczy dobitnie o tym, że to tam jest cywilizacja dla ludzi, a u nas hmmm… znacznie mniejsza.
O czym to ja? A o fizjologii, Kochani moi!
Cokolwiek by się nie działo, kimkolwiek byśmy nie byli, z pewnością jesteśmy organizmami żywymi (kłania się lekcja biologii z LO) które charakteryzują się takimi oto cechami:
- Oddychają
- Odżywiają się.
- Wydalają
- Rozmnażają się
- Są zbudowane z komórek
- Poruszają się
- Reagują na bodźce
- Rosną
I nic tego nie zmieni, to paradygmat.
A skoro tak, skoro jako organizmy żywe poruszamy się po świecie, stwarzamy sobie ku temu znakomite warunki. Coraz nowocześniejsze maszyny transportujące, sieć hoteli, pensjonatów, i wielką sieć „karmidełek” czyli restauracji, barów, „punktów gastronomicznych”, jak to się mówi językiem oficjalno – turystycznym. Większość krajów na świecie uważa turystykę, a więc nasze pragnienie ciągłych zmian lokacyjnych za przemysł, który przynosi wielkie dochody. I jedynie Korea Południowa, która paradoksalnie nie jest krajem o najwyższym wskaźniku odpowiedzialności stworzyła mi jako turystce pełen komfort! Tu zadbano o wszystkie cechy organizmu żywego, który się przemieszcza. Mam na myśli też tę cechę, o której włodarze miast i terenów turystycznie atrakcyjnych często nie chcą myśleć, mówić, zauważać, bo jest … kłopotliwie wstydliwa. Mam na myśli wydalanie, czyli przeciwny biegun odżywiania.
Dla mnie nie wstydliwa, bo normalna, ale cóż, nasza pruderia jest wielka i… głupia.
Kora Południowa jak długa i szeroka wyposażana jest (to proces ciągły) w wielką ilość toalet publicznych. Są wszędzie! W wielkich i małych miastach, miasteczkach i w górach i dolinach, koło świątyń i nad morzem, dosłownie co kilkaset metrów stoi sobie budyneczek dla naszych potrzeb. Azja jak każdy turysta to potwierdzi, to jedna wielka jadłodajnia typu Quot libet. Od wyjątkowo wykwintnych restauracji, jakie widziałam w Singapurze, Hongkongu, do ulicznych straganów chętnie obleganych przez wszystkich -najbiedniejszych i bardzo bogatych. Równość!
MUSZĄ więc być i toalety! To jest związane z ową naturalną naszą cechą organizmu żywego, a jednak w Europie pod tym względem komfortu nie ma. Każdy potrzebujący (KAŻDY bywa w tej potrzebie, co jakiś czas) szuka toalety. Tym bardziej w naszych czasach, gdy wciąż słyszymy – PIJ WODĘ! Dobrze, rozumiem, ale … Jak ją wydalać? Gdzie?
W kawiarniach wypada coś zamówić żeby skorzystać, lub prosić o pozwolenie, co jest krępujące. Mac Donaldy świadome, że się do nich szło „za potrzebą” też wprowadziły zamykanie WC, aparaty wrzutowe lub „klucz jest w kasie”(to przykre i upokarzające – prawda?). Niektóre stacje benzynowe bywają bezpłatne, ale w centrum miasta ich nie ma! Zwiedzamy Paryż, Rzym, Warszawę czy inne miejsce w Europie i zaciskamy zęby, szukamy po kieszeniach euro, żeby móc wydalić produkty przemiany materii, bo to nasz najnormalniejszy odruch – jak oddychanie.
Ogłaszam więc, że najbardziej cywilizowanym krajem na świecie pod tym względem jest Korea Pd, w której TE SPRAWY załatwia się właściwie wszędzie w dobrych i higienicznych warunkach, bezpłatnie – co podkreślam! I dodam jeszcze, że w coraz lepszych warunkach – to są przedziały dla matek z malutkim dzieckiem (miejsce do przewijania) z małym dzieckiem – obok „dorosłego” jest mały kibelek dla dziecka, są kabiny dla pań w potrzebie ze specjalną deską, dzięki której można się umyć i odświeżyć, oczywiście bieżąca woda i mydło, czasem (przy autostradach) aparaty z chusteczkami, podpaskami tamponami pieluchami. Nie wszędzie, ale już coraz częściej. Papier bywa czasem wyczerpany, ale nie powodu kradzieży, a zużycia. Zazwyczaj jest dobra wentylacja i dla oszczędności żarówek, sporo szkła w dachu, matowe okna. Bywa też muzyka w tle. Bardzo mi się to podoba, bo to właśnie sprawia, że jako turystka czuje się doprawdy komfortowo. Pobocza szos, dróg, lasy i zagajniki nie są urozmaicone „papierzakami” i gównianymi minami piechotnymi. Jest czysto, a ludzie zadowoleni.
Jak mówiło się kiedyś: mała rzecz, a cieszy!





poniedziałek, 5 marca 2012

żałoba

 
Nie wiem kto jest autorem, ale to powinno gdzieś zawisnąć. Może u mnie?!

"Witajcie!

Na wstępie chciałbym wyrazić mój prawdziwy smutek i współczucie dla wszystkich poszkodowanych w katastrofie kolejowej minionego weekendu. Mam pełną świadomość, że bliscy osób, które uczestniczyły w tym wypadku potrzebują w tej chwili wsparcia we wszelakich formach. To była z pewnością kolejna niepotrzebna tragedia.

Chciałbym jednak poruszyć teraz kwestię, która być może zostać odebrana przez niektórych jako oburzająca - tego mam również pełną świadomość. A mianowicie...

Ogólnopolska żałoba narodowa narzucona przez Pana Prezydenta RP.

Skutkiem ogłoszenie żałoby narodowej (kolejnej w przeciągu ostatnich kilku lat) jest odwołanie w dniach 5-6 marca wszelkich imprez masowych - spektakli, koncertów, imprez sportowych itd. (w wielu przypadkach przygotowywanych od wielu miesięcy).
Tym samym jednym odgórnym dekretem na 2 dni straciło pracę (a tym samym poniosło znaczące straty finansowe) wiele tysięcy osób związanych z organizacją imprez artystycznych (aktorzy, wokaliści, muzycy, producenci, dyrektorzy teatrów).

Z powodu (prawdopodobnie) błędu jednego człowieka, wiele tysięcy osób straciło znacząco część swoich miesięcznych dochodów - w wielu przypadkach spowodowało to straty, które będą odrabiane przez nich przez wiele następnych tygodni.
Niektórych imprez artystycznych nie da się tak po prostu przełożyć, a poza tym pozostają jeszcze koszty takiego przełożenia, które są ponoszone przez osoby, które nie miały żadnego związku z zaistniałą sytuacją (nie spowodowały tego wypadku, nie podjęły też decyzji o wprowadzeniu żałoby narodowej).

Artyści zakontraktowani na te terminy stracili swoje honoraria - nie wiadomo, czy będą mogli uczestniczyć w niej w innym terminie i czy w ogóle uda się ustalić nowe terminy danej imprezy artystycznej.
Producenci spektakli i dyrektorzy teatrów zapłacą bezzwrotnie za:
- koszty zwrotów biletów
- ponowną akcję reklamową
- ponowną pracę logistyczną wszystkich działów administracji
- koszty eksploatacji zamkniętych sal (wynajem + świadczenia)
i wiele innych kosztów.

Państwo nie dokona żadnej refundacji powyższych poniesionych strat w sytuacji, w której wymusiło na artystach dni wolne od pracy i tym samym zarabiania pieniędzy.
Zaznaczam, że jest to praktycznie jedyny zawód, który doznaje tak poważnych strat finansowych podczas żałoby narodowej. Niektóre zawody doznają bowiem w tym czasie prawdziwej euforii: wszelcy ratownicy medyczni, służby porządkowe, reporterzy, dziennikarze, producenci zniczy, handlarze flag, kwiaciarze itd.

Politycy podbudują sobie w tym czasie pozycje swoich zapomnianych partii politycznych, wysuwając kolejne tezy "czyja to była wina", opuszczą flagi na budynkach państwowych, uczczą pamięć "minutą ciszy", a na koniec miesiąca pobiorą swoje pełne miesięczne pensje.

A może mogliby oddać swoje wynagrodzenia za te 2 dni żałoby na fundusz poszkodowanych w katastrofie?

Ja jako producent płacę sumiennie od 1 stycznia 2011 podatek VAT 23% od organizacji imprez, jako aktor stracę niedługo 50% kosztów uzyskania od moich umów o dzieło, jako żałobnik co roku pracuję po parę tygodni na odrobienie moich strat finansowych, poniesionych z tytułu wprowadzenia kolejnej żałoby narodowej.

Dlaczego mam za to płacić?!!!

Żałoba narodowa - niech będzie, ale w takim razie niech Państwo płaci za sytuację, którą wymusza na niewinnych artystach.

Pozostaje chyba tylko dziękować, że nie jest wprowadzana rokroczna tygodniowa żałoba po akcji "Znicz" (kiedy ginie ok. 100 osób na drogach podczas jednego weekendu) lub miesięczna w styczniu (kiedy po podsumowaniu roku okazuję się, że na polskich drogach zginęło ok. 4000 osób).

Na koniec, żeby uprzedzić ruch urzędników, którzy nie czują żadnego skrępowania, aby zadzwonić do artysty i poprosić go o charytatywny udział w imprezie "ku czci"... żeby powiedział jakiś ładny wiersz... albo przeczytał list w zastępstwie polityka, który nie będzie w stanie go wydukać... albo zaśpiewał jakieś epitafium, bo będzie pięknie... Bo to przecież taki zawód niemalże duchowy - informuję, że mam koszmary po nocach z powodu rachunków, które będę musiał zapłacić nie wiadomo za co, nie jestem w stanie występować, boli mnie gardło, położę się do szpitala, może uda się jakieś odszkodowanie dostać.

z poważaniem
i szacunkiem dla wszystkich

Artysta w Żałobie

P.S. Ciekaw jestem, czy jeśli na początku czerwca jakiś bus ze szkolną wycieczką wpadnie do rowu na dziurawej autostradzie to Pan Prezydent ogłosi żałobę narodową i odwoła mecz otwarcia EURO 2012.
Jako artysta patriota deklaruję, że w takiej sytuacji, aby ratować honor kraju skomponuję i wykonam nieodpłatnie na stadionie oratorium pod roboczym tytułem Świecie nasz, to Polska właśnie."