Zamawiam wiosnę!
Rokrocznie z uporem mamuta myślę sobie, że przecież przyjdzie, że jeszcze
nigdy nie zawiodła, że idiotyzmem jest twierdzić, że trzeba jej pomóc (topiąc
Marzankę) bo przecież zawsze nadchodzi!
A jednak, zupełnie irracjonalnie, co roku odczuwam, (i dokładnie to wiem,
że nie tylko ja), jakiś rodzaj lęku.
To byłoby zrozumiałe u Maminka, który obudził się z zimowego snu i nie dowierzał
Too -Tiki, że słońce wróci, bo tam, w krajach północy zima to też noc polarna,
a on zawsze ją przesypiał. U nas na
szczęście nie ma nocy po całości i mamy je, znaczy słonko, cały czas, choć bywa
tak schowane pod gęstą powłoką chmur, jakby się zakopało w pierzynach i nie
chciało mu się wcale wstać.
Bywają jednak piękne zimowe dni, skąpane w promieniach słońca zapraszające
śnieżną bielą i błękitem nieba na spacery, narty, sanki czy choćby rzucanie
patyka psu.
Jednak jak pięknie i zimowo by nie było, w okolicach marca odczuwam mrowienie
w dłoniach. Nazywam to Ogrodniczy Świr i wiem, że od mrowienia się zaczyna.
Potem są zaczepki. Mój wzrok zaczepia wszystko, co jest związane z ogrodem
- w centrum handlowym, do którego poszłam po blezer i kalosze, skręcam do
sklepu z działem ogrodniczym i staję przed dopiero co wyłożonymi cebulami,
nasionami, kłączami jak zaczarowana. Nie jestem w stanie się opanować i sięgam
po kłącza host, po szachownicę ( tej nie mam, o! Jaka ładna!), myślę czy wziąć
czerwone kalle czy żółte, bo białych nie ma, a białe są najpiękniejsze. Masa
nasion (pietruszka papryka, pomidory, pasternak te są na „P” a jeszcze
szczypiorek, i inne?) i już lądują w koszyku. Poleżą! Ale będą pod ręką jak
tylko przyjdzie TEN DZIEŃ.
Na zewnątrz jak w garncu, zwodnicze ciepełko, roztopy i śnieżne, spóźnione
zadymki zaplatają się jak chałka i jeszcze absolutnie nie pora na ogród, a ja
już się kręcę, szukam miejsca na ustawienie doniczek z kiełkującymi nasionami.
Niechaj wschodzą!
Planuję, myślę i właściwie nic innego mnie nie interesuje!
Cała czekam, a to czekanie uprzyjemniam sobie oglądając filmy z Geoeffem
Hamiltonem, uroczym panem (wiek średni) od ogródków. Zupełnie naturalnie i
lekko opowiada i pokazuje jak urządza swój mały ogród, i wszystko bez
obowiązującego GLAMOUR! Ma stare wiaderko, i buty i brudne buty bo sam skopuje
ziemię, i zużytą konewkę. Za to jest przesympatyczny i …bardzo mi było przykro,
gdy zbyt młodo zmarł.
Oglądam też Jamie’go Oliwera pokazującego co z własnego ogródka można upiec,
grillować i aż mi ślinka cieknie na widok warzyw z rusztu z czosnkiem i oliwą a
to wszystko na świeżym powietrzu.
Czekam cierpliwie, ale tymi filmami wywołuję, przywołuję, zamawiam wiosnę.
Do mnie przyjdzie pierwszymi kwiatkami, które wsadziłam do ziemi jesienią –
krokusami a potem narcyzami, żonkilami, tulipanami, irysami, czosnkiem
ozdobnym, szafirkami, i delikatną szachownicą kostkową (Fritilaria meleagric
L.).
I mimo wszystko – zdziwię się, a potem ogromnie ucieszę!
Geoff Hamilton