Tak, tak, wiem: zmieniły się czasy, mody standardy.
Coś się jednak zmieniać nie powinno. Profesjonalizm i dobry
smak, a tego od lat już brakuje w Opolu. Gruzo! Wróć!
Jeśli się ktoś wychował na pysznej, domowej kuchni, to mu chrupki kukurydziane i słone paluszki nie zastąpią obiadu! Moje pokolenie miało tę frajdę, że na scenie opolskiego teatru widzieliśmy i słyszeliśmy (najczęściej, z drobnymi wpadkami) rzeczy wypracowane, na poziomie i większość z nich przeszła do kanonów muzyki rozrywkowej.
Dyskretna konferansjerka, czyli niezapomniany Mistrz Lucjan Kyrdyński i towarzyszące mu damy – Irena Dziedzic, Maria Wróblewska, Krystyna Loska, Edyta Wojtczak, Bożena Walter i inne, (których zapewne nie pamiętam), to była stara, dobra szkoła. Dykcja, prezencja i klasa.
Konferansjer był od zapowiedzi. Kilku (nie kilkudziesięciu) miłych słów, w których nade wszystko dowiadywaliśmy KTO był kompozytorem, KTO autorem tekstu i KTO zaśpiewa. Piosenka była sukcesem tej trójcy!
Dzisiaj to chyba wstydliwe, bo nikt o nich nie wspomina. I słusznie, bo właściwie każda piosenka wykonana na deskach opolskiego amfiteatru to niewysilony bzdet zarówno muzyczny jak i słowny. Wszystko tak podobne do siebie, że i zaśpiewać przy goleniu (łydek) nie da się!
W KAŻDEJ piosence to samo: - albo „bądź sobą a zdobędziesz szczyt” (jaki?) albo „kocham cię, a ty nie chcesz mię” czy kompilacja różnych uniesień miłosnych. Najczęściej muzyka kompletnie nie współgra z tekstem.
Na tym tle stare piosenki Zabrałaś mi lato czy O kochasiu, który odszedł w siną dal jawi się zdumiewająco odkrywczym cudem. Nie wspominając o takich cackach jak Tańczące Eurydyki, Na całych jeziorach ty, czy Jaskółka , ech, długo by wymieniać! Z efektów specjalnych – orkiestra Stefana Rachonia i Jego urok. I to wystarczało, żeby był wysoki poziom i taka zabawa, że ulice pustoszały.
Dzisiaj – jak to się kolokwialnie mówi – „…i kamieni kupa”. Jak dla mnie nawet nie kamienie a żwirek jakiś… Przerost formy – nadęcie jak do Oskarów a impreza jak w Parzęczewie Dolnym podczas święta straży pożarnej.
Dziwaczny twór Loża Ekspertów – pani szafarka, pani spikerka, pani od rolników poszukujących żony i pani psycholożka, pan aktor (no, jeszcze) i pan… Pudzianowski, dzisiaj już celebryta do wszystkiego. I wreszcie jedyny znawca, Robert Janowski, cichy i skromny. Chyba zażenowany.
Zadanie tej loży dla mnie kompletnie niezrozumiałe, wprowadzające sztuczne rozdęcie i zamieszanie, bo przecież SUPERY już ustalone były, więc po licho ten cyrk? Tym bardziej, że widać było, że „eksperci” już i tak wiedzą, kto dostanie nagrodę.
Walory estetyczne? Panie się starają - modna kiecka, jakis image, styl (najczęściej). Od zawsze wspaniale stiuningowana Maryla. Zawsze zaskakujaca i stylowa na swój Rodowiczy sposób. Mnie za każdym razem bawi i ciekawi - jak będzie? (i tylko dysonansem było wejście na scenę może i szalenie zdolnego Donatana w niebieskim dresie, który nie zdzierżył niewygranej i pobił się ponoć z menagerem Michała Szpaka. Cóz komentować? Dresiarskie zachowania).
Własnie - panowie... Panowie wyglądają zazwyczaj tak, jakby własnie robili porządki w piwnicy. To już dramat od lat. Impreza jak amerykńskie Oskary (w zamyśle) a chłopcy we flanelowych koszulach, złachani i "podwórkowi". Mamusia nie nauczyła, czy to poziom dziecinnej nonszalancji? A może krecia robota szafarek? Może "szafarzy" dla chłopców - brak?
Jedyny który zawsze się wyróżnia to Sebastian Karpiel Bułecka i przebrany (taki styl) Michał Szpak. No i starsze pokolenie kórego na szczęście w Oplu nie ma (Kiliański, Bajor, Radek) w myśl zasady "najlepsi akrtyści to ci, których w Opolu nie ma"
Szkoda młodzi, bo wygląd zobowiązuje. Miło jest widzieć dobrze ubranego chłopaka, niekoniecznie w dresy i eksponującego mniej lub bardziej interesujące tatuaże (szczerze mówiąc już nudne i dyskusyjne jako walor estetyczny).
Szkoda młodzi, bo wygląd zobowiązuje. Miło jest widzieć dobrze ubranego chłopaka, niekoniecznie w dresy i eksponującego mniej lub bardziej interesujące tatuaże (szczerze mówiąc już nudne i dyskusyjne jako walor estetyczny).
Masa efektów specjalnych, scena rozedrgana światłami i tylnim projekcjami jak w kalejdoskopie chyba tylko po to, żeby odciągnąć widzów od mizerii sceny. I po licho reszta? Dziwny chórek, zapowiadacze kabaretowi i tancerze, krzesła i jakieś pańcie w mimicznych scenkach – rozpraszają i odwracają uwagę od sprawy, która powinna być zasadnicza – piosenek.
Ach! I jeszcze te nagrody dla widzów w amfiteatrze: jakieś
totalnie obciachowe plakaty niby to reklamujące festiwal, ale tak naprawdę
reklamujące sponsora. Kompletna żenada.
Piosenek nie było…
Autorów nie było…
Kompozytorów nie było…
Była żenada i obciach.
Był za to wielki „szoł” brukowca (!), więc mieliśmy słowo SUPER
odmienione po tysiąckroć – jak to mówi młodzież „do obrzygu”.
Opole zaorywa się samo od lat.
Wnioskuję o rozwiązanie, albo przyklęknięcie na kolanku przed Jerzym Gruzą, powrót do prostej formy i uświadomienie ludziom, że piosenka to TEKST, MUZYKA, aranżacja i wykonanie, czyli śpiew. Niekoniecznie krzyk. (chciałam napisać fortissimo, ale wielu naszych artystów mogłoby nie wiedzieć o co chodzi). Piano (cicho) też może zachwycić.
Wnioskuję o rozwiązanie, albo przyklęknięcie na kolanku przed Jerzym Gruzą, powrót do prostej formy i uświadomienie ludziom, że piosenka to TEKST, MUZYKA, aranżacja i wykonanie, czyli śpiew. Niekoniecznie krzyk. (chciałam napisać fortissimo, ale wielu naszych artystów mogłoby nie wiedzieć o co chodzi). Piano (cicho) też może zachwycić.
A dzisiaj mamy nowotwór, czyli - WYKON. Tfu!
Jak to zakończyć?
Młodzieżowym znów tekstem: ”Nie ogarniam tej kuwety”. Wielu
nie ogarnia, a mimo to ktoś z uporem mamuta od kilku lat wciska nam ten kit.
Cóż pecunia, Słupek i tupet…
Szkoda.
Cóż pecunia, Słupek i tupet…
Szkoda.
Brawo Pani Małgosiu za tekst. Zgadzam się z Panią w 100%.Pozdrawiam ciepło nie tylko ze względu na upalny dzień.
OdpowiedzUsuńPS. Czekam niecierpliwie na część 3 książki Zwyczajny facet...
Jeśli w tej nucie opisywać, co Pani, to można by rzec, że kiedyś i książki były ambitne, na poziomie, a drukowano TYLKO naprawdę dobre nazwiska, a nie jakieś Kalacińskie, Grochole, tudzież inne warszawianki.
OdpowiedzUsuńNikt nikogo nie zmusza do czytania książek Grocholi czy Kalecińskiej....to sprawa wyboru, również dotyczy programów radiowych czy tv...
UsuńAnka
Ryśka Landowska:
UsuńMożna lubić i nie lubić, ja nie wchodzę na blogi osób których nie lubię. A robienie błędów w nazwisku świadczy o niskim poziomie wpisującego.
Zgadzam się z Panią całkowicie. Wczoraj nie zdzierżyłam tego "koncertu" i wyłączyłam telewizor po kilku "wykonach".
OdpowiedzUsuńTak, wykon to dobre określenie tego, co oglądałam na scenie, bo z wykonawstwem nie miało to nic wspólnego. "Do obrzygu" ten cały festiwal, szkoda na to pieniędzy i ... moich nerwów.
Pani Małgorzato, podpisuję się obiema rękami pod tym tekstem. Dlatego po dwóch piosenkach zrezygnowałam z oglądania i słuchania. Pewnie jestem z pokolenia, które nie nadąża tylko pytam się za czym. Teraz zazwyczaj nie liczy się jakość tylko ilość SMS-ów. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSama prawda. Kiedyś na festiwal w Opolu czekało się z niecierpliwością, była to wspaniała uczta duchowa, teraz szkoda czasu na oglądanie i słuchanie "tego czegoś" - nie wiadomo jak nazwać to dziwowisko (kiedyś było to widowisko).
OdpowiedzUsuń