Jakby się
tak zastanowić i prześledzić to, czym nas atakują media, to nie ma się z czego
cieszyć a nawet – po głębszej analizie – załamka na całej linii.
Jakoś
niczego, jako ludziska, nie nauczyliśmy się. Religie kręcą zbiorową
świadomością w każdą stronę – bywa, że dobrą, ale fundamentaliści jednak (w
każdej się znajdą i wrzeszczą najgłośniej) wykręcają wszelkie idee w stronę
wojowania z kimś, czymś, z jakimś wrogiem diabłem. Ludzie przeciw ludziom.
Smutne.
Czytam
Narrenturm Sapkowskiego, Czytam Imię Róży Eco (tym razem uszami, jako
audiobook) – mroki Średniowiecza to nieustanne prucie flaków jednych wierzących
w jedynego Boga drugim wierzącym w tego samego Boga. Niepojęte! Inkwizycja,
narzucanie wyłącznie swojej najmojszej prawdy za wszelka cenę, krucjaty i
wojny, strach i stałe generowanie lęku, a jednocześnie sybaryckie życie
biskupów, stosy i walka o przetrwanie tych najbiedniejszych. O traktowaniu
kobiet nie wspomnę. Wszystko z Bogiem i Chrystusem na ustach.
I dzisiaj
podobnie. Naród podzielony krzyżem a niegodziwości zamiatane pod dywan,
wygenderowany (wydżenderowany) nowy diabeł, żeby jakoś zmienić wektor krytyki.
Nie napawa
to radością i optymizmem.
Wielka
finansjera, przekręty, afery, mordy, wredne ploty i pomówienia hien
dziennikarskich, nieszczęścia – to spłynęło z mediów w tym roku szerokim
strumieniem.
Nic tylko
iść do GS-u i kupić sznur.
Ale... Gdy
się skupić na tym, co sobie wybieramy na życie, co lubimy, kim się lubimy
otaczać, kogo i czego słuchamy, może się okazać, że żyjemy w świecie – jakby – alternatywnym.
Bez wojny ideologicznej, bez osobistych wrogów, bez nienawiści i szczucia. Może
z dyskusjami ale ad rem a nie ad personam.
Za oknem, na
spacerze, podczas rozlicznych wyjazdów i pobytów w różnych miejscach widzę i
spotykam wiele osób szczęśliwych, zadowolonych i uśmiechniętych, mimo kłopotów,
problemów z pieniędzmi i zdrowiem. Żyją zwyczajnie, pogodnie, kochają się,
spotykają z przyjaciółmi, śpiewają w chórach albo zespołach ludowych, albo
tylko przy goleniu. Hodują kota, psa, uprawiają ziemię albo jakieś ogródki,
umieją godzinami opowiadać o tym, jak się szczepi jabłonie, jak się przechowuje
hippeastrum do następnego kwitnienia, robią przetwory, nalewki, budują
drewutnie albo samoloty...
Spotkałam
wspaniałych artystów, których nikt nigdy nie zaprosi do telewizji (na
szczęście!) realizujących swoje artystyczne pasje w małych środowiskach. Tak!
Jest cały wielki, artystyczny świat poza telewizją i jej programami typu
reality/talent show. I dobrze! Są pisarze, malarze i poeci niedostrzegani przez
kapituły, tworzący pięknie, umieją wzruszyć, poruszyć, zaciekawić. Poznałam
najzwyklejsze rodziny, w których toczy się dobre życie, w których jeszcze ciągle
miłość „realizuje się” z szacunkiem i czułością. Rodziny patchworkowe, które
cieszą się sobą, że są „zestawem powiększonym” i że więcej tu miejsca na
różnorodność, sympatię i wsparcie, niż jakieś podjazdowe wojenki czy
podszczypywanki. Tak! Są takie i jest ich niemało.
Dzięki
spotkaniom z takimi ludźmi jeszcze nie zwariowałam, nie załamałam się po małej,
dziwnej awanturze (zamiast rzeczowej rozmowy).
Oni, dobrzy
ludzie, dają mi siłę i optymizm. Przekonanie, że jak długo tacy jesteśmy -
spragnieni dobra, piękna, spokoju, serdeczności, uprzejmości, estymy,
zwyczajnej radości życia – mamy wybór czym, kim się otaczamy, będzie nam dobrze
i pięknie! Nauczymy tego nasze dzieci, może i wnuki?
Moja córka mieszkająca
w Australii na pytanie: „jak tam jest” odpowiedziała po namyśle:
– Wiesz, tak
trochę po brytyjsku, w sensie pewnej przejrzystości i porządku ale cały czas
nastrój jakby wakacyjny. Ludzie się uśmiechają i nie są tak pospinani. Może to
sprawa długiego lata? A może poluzowanego gorsecika?
Podoba mi się. Już niedługo mam nadzieję
wchłonąć tę atmosferę.
W Nowym Roku
życzę Wam zatem mniej mediów, mniej plotek i kopania się z koniem, mniej uwagi
poświęcanej tematom narzucanym przez plotkarzy i hejterów. Więcej uśmiechu,
rodzinności, własnego, ciekawego życia, radości z wnuków, dzieciaków, ogrodu, z
pracy, z kontaktów towarzyskich, przeżytych radości i wzruszeń. Kontakt z
pięknymi ludźmi, zjawiskami (choćby to był piękny zachód słońca), przeżyciami,
radość z osiągnięć i najzwyklejsza staroświecka miłość, to taka prosta recepta
na dobre samopoczucie.
No i
australijskiego luzu i słońca w kapeluszu życzę Wam, Kochani w tym Nowym 2014
Roku!