środa, 20 czerwca 2012

Lalka


No, nie będzie to tekst o Lalce Bolesława Prusa.
Opowiem o lalce w moim życiu (przedmiocie kpin dzisiejszych feministek) i o tym, co ona mi dała.
Moja lalka jedna i druga i zapewne ta trzecia, to były zwykłe, plastikowe lale, jedna łysa, inne z włosami. Ta z włosami, nie bardzo przypominała bobo, ani dorosłą pannę, ani dziewczynkę. Była... lalką i już.
Najfajniejsza zabawa lalką to zabawa we dwie, albo trzy - w dom albo w przedszkole, w gotowanie dla lal albo po prostu spacer z nimi, w wózkach i zabawa w małe mamcie. To były biedne czasy i dlatego mama lalkę córce kupowała, ale już cała reszta była kwestią pomyślunku i nauki.
- Mamo, moja lalka nie ma się w co ubrać!
- Kochanie, to musisz się nauczyć szyć, uszyjesz jej różne rzeczy sama! Tu masz pudło z igłami i nićmi, nożyczki, a tu jest moja stara bluzka. Choć, pokażę ci, jak to się robi!

Taka wspólna z mamą zabawa - nauka szycia, była bardzo miła. Oczywiście potem poszła w ruch stara chustka apaszka mamy, a w uznaniu mojej cierpliwości i starań, mama sama uszyła mojej lali pościel.
Jesienią lala Aga marzła, wiec mama pokazała mi jak pracować szydełkiem i jak dziergać na drutach. Dostałam kłębek wełny taki jaki był w domu i własne szydełko. Druty były mamine. Aga zyskała sweter (trochę pokraczny, ale jednak!) i berecik. Nawet pomponik zrobiłam sama! Któregoś dnia, moja przyjaciółka przyniosła kawałek kapelusza od babci i szepnęła radośnie, że uszyjemy naszym lalkom papucie! Jakie to było proste! Przecież już umiałyśmy szyć, obrębiać! A forma była banalna! Postarałyśmy się o kawałki dermy i już pojawiła się druga para bucików. Za tym kurtka zapinana na guziki, efektem czego umiem przyszywać guziki na płasko, na nóżce i na stopce. Potem zrobiłam szal tacie! Pierwszy taki dorosły! Był okropny, nierówny, z kawałków wełenek, ale tacie się podobał.

Po kilkunastu latach zaczęłam sama sobie robić na drutach i szydełkiem swetry, których zazdrościły mi koleżanki, a one szyły nam szwedy (szerokie spodnie lata '70) z dewetyny, sztruksu. Miałam taką minispódniczkę w kolorze miodu, i sama sobie na niej ponaszywałam brązowe ludzkie stopy, była bardzo atrakcyjna!
Dół spodni haftowałam sobie w kwietną łąkę (czasy hippie), bo i haftować umiałam!

Moi koledzy z podwórka mieli podobnie. Wszelkie zabawki w tym pepesze, dzidy, łuki, kapsle, etc były dziełem ich rąk. Niejeden mój kumpello miała własną skrzynkę narzędziową zrobioną oczywiście na zajęciach technicznych w szkole, pod okiem pana.
Na tych zajęciach robiliśmy też pyzy i sałatki jarzynowe, zupę pomidorową i kisiel.

My, dziewczynki też umiałyśmy się posługiwać scyzorykiem rozpalać ognisko, łazić po drzewach. Ja w szkole byłam najlepsza z cięcia sklejki na krajzedze!
Moje dzieciństwo, dało mi mnóstwo umiejętności, samodzielności, wymyślania jak Mc Gywer, albo nasz Pan Słodowy.
Kiedy moje dzieci były małe, moja mama nauczyła je łazić po drabinie i po drzewach.
A dzisiaj.....
- Mamo kup mi!


Aga i ja w 1962 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz