poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Charlottka z decybelami.


Jako najprawdziwsza dinka (rodzaj żeński od dinozaura) pojechałam z moim Siwym na Koncert Dinozaurów Rock’a do Doliny Charlotty. Jedni mają swoją Dolinę Krzemową, inni Dolinę Charlotty. To już uznana scena spotkań muzyczno-teatralnych nad morzem, choć z samej doliny nad morze jest kawałek, ale Ustka, Słupsk, to wszak miasta nadmorskiego wypoczynku, a hotel i amfiteatr to atrakcja wakacyjna nie do pogardzenia. Tak czy siak, w sezonie dzieje się tu i teatralnie, i muzycznie. Dolina się rozrasta i rozwija. Przybywa miejsc siedzących, są wielkie ekrany, ładnie też są zagospodarowane zakątki kulinarne z karkówką żurkiem, kiełbasą i piwem, i tylko patrzeć przyjemnych toalet, chociaż na tymczasowy rządek czystych Toi-Toi narzekać nie sposób.

Co roku spotykają się tu latem dinozaury i to nie tylko na scenie ale przede wszystkim na widowni. Tym razem z okazji urodzin Siwego, zafundowaliśmy sobie i dzieciakom koncert Budki Suflera i Uriah Heep – legendy lat 70. Supprotem był zespół Złe Psy. OK, czy ja co mówię?

Budka wystąpiła jako pierwsza. Zachowała swą szlachetność i wie, że na TAKI koncert przychodzi niegdysiejsza młodzież, która chce posłuchać niegdysiejszej muzyki. I chłopaki dali nam swoje kawałki progresywnego rocka, bez współczesnych komercyjnych kawałków typu „Bo do tanga trzeba dwojga”, czy „Bal wszystkich świętych” (Dobre kawałki, ale nie na ten koncert). Nie było też słynnej „Jolki”, za to dostaliśmy dobre, mocne songi, kawałki z doskonałymi tekstami i potężnym, choć dla niektórych trudnym głosem Krzysztofa Cugowskiego. On sam od dawna zachowuje na scenie znakomity umiar w ekspresji. Głos tak, szał – nie. Nie sposób wspomnieć o młodym narybku Budki Suflera, bo starzy „wyjadacze” to przecież legenda i trzon, ale od jakiegoś czasu gra z nimi dość młody gitarzysta Łukasz Pilch. Ale za to jak gra! Nie mam zamiaru opisywać gry na gitarze, bo to jakby opisywać smak albo zapach. Trzeba na niego po prostu nastawić ucho! Iść na koncert.

Uriah Heep poczęstowali nas swoim dość nowym łomotem, znaczy repertuarem, stanowczo zbyt głośnym i brzmiącym bardziej niestety jak bombardowanie Drezna, niż ich stare, dobre przeboje. Mojego zachwytu nie wzbudzili, a kilkanaście osób wraz z nami wyszło, chociaż już spod samochodu usłyszeliśmy Gypsy Queen. Nie wróciliśmy. Trzymają się znakomicie, zresztą jak my wszyscy młodzi z tamtych lat. I to właściwie wzięło mnie na tym koncercie najbardziej. Ze wzruszeniem obserwowałam młodzież tam obecną! Zupełnie młodzi ludzie, niektórzy nawet mają na głowie te same włosy, za które matka, ojciec i dyrektor ganiali ich do fryzjera. Dzisiaj one siwe, związane w cienki kucyk, ale jak się jest rockmanem to całą gębą! Inni wyłysieli, przytyli, albo mają zmarszczki jak dziadkowie, no bo pewnie już nimi są! Dziewczyny to już całkiem inne! Poskracały włosy, pofarbowały, straciły dawne figury, nie noszą już „miniówek” i rozszerzanych jeansów, kolorowych drewniaczków, brylków „lenonek”. Noszą za to optyczne okulary, mają menopauzę albo są już po ale… to stale my! Młodzi z lat siedemdziesiątych! Dzisiaj, na tym koncercie to nawet młodsi niż zazwyczaj!

I tylko zdziwiło mnie to, że nie umiemy się przyznać publicznie, że było… ZA GŁOŚNO. Są pewne progi hałasu, kiedy basy uderzają fizycznie w uszy i w klatkę piersiową zbyt mocno, wyczuwalnie, i kiedy umysł chcący słuchać rock’a ogania się jak od natrętnej muchy od myśli: „Kurcze, mogliby ściszyć, a i tak by nieźle dawało”.
Wykonawcy stoją za wzmacniaczami – nie słyszą tego aż tak, a my, odbiorcy czujemy fale uderzeń. Zresztą ów koncert był bardzo dobrze słyszalny u znajomych na działce 5 km dalej! Przez pola i lasy! Wyszłam zahukana, zbita dosłownie, basami, wzmacniaczami, które zamiast dać czadu, stłukły mnie aż do fizycznego bólu. Po, licho?

Prywatna prośba do życia:
Poszłabym z Siwym na taki sam koncert jaki dał Dawid Gilmore w Royal Festiwal Hall w Londynie (nagranie „In Concert”), na nostalgiczny koncert Paula Mc Cartney’a, szalonej, znakomitej Tiny Tuner (wiem, wiem, już nie występuje), może się uda?

A na razie przed nami, w listopadzie, cichszy znacznie koncert Jaromira Nohavicy. Ale to już zupełnie inna bajka…


Młody narybek Budki Suflera – absolutnie rewelacyjny Łukasz Pilch.
Fot. Michał Kondas, www.fotoekspresja.pl

6 komentarzy:

  1. że cooo? Łukasz Pilch 'absolutnie rewelacyjny' ?! totalne bzdury. nie chce sie nad nim pastwic, ale jest miernota i zwyklym rzemieslnikiem, jednym z najgorszych gitarzystow w historii budki. po prostu odgrywa co mu kazano. czesto nie potrafi nawet dobrze wejsc w piosenkach, nie trzyma tempa, a solowkom brakuje feelingu(az zal patrzec jak sie spina grajac je). teraz i tak jest troche lepiej. poczatki mial tragiczne. a piszac rewelacyjny obrazasz naprawde dobrych gitarzystow, którzy grali w budce. przede wszystkim GENIALNY Marek Raduli-polecam obejrzec koncert w spodku 99, czy live at carnegie hall (razem z Mietkiem Jureckim na basie, mieli power) -wtedy slychac różnice w porownaniu ze słabym Pilchem, Krzysztof Mandziara, Jan Borysewicz czy nawet Janiak. Budka miała szczescie do gitarzystow. a na blog wszedłem przypadkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowny Anonimie. Nikogo nie obrażam. Nie napisałam złego słowa o Raduli'm. I... DE GUSTIBUS, ale zastanawia mnie - skoro on taki kiepas, to czemu go przyjęli???!!! Tacy Mistrzowie wzięli sobie Łukasza na ośmieszenie?
    A może u Ciebie to zwyczajna dawka polskiej zawiści?
    Chyba tak. Autorka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonim sie zgłasza. W żadnym wypadku nie jest to nazwana przez Ciebie "polska zawiść". Po prostu stwierdzam fakt i ubolewam, że 'nowy' skład, nie pasuje do Budki Suflera, zespolu-instytucji na polskiej scenie muzyki rozrywkowej. Nie jestem w tej opinii osamotniony. Większosc fanow Budki teskni za duetem Raduli-Jurecki, z którymi zespół osiagnal genialny okres w latach 90. I piszę to jako fan Budki. Żeby ta róznicę zrozumiec trzeba posłuchac nagran dawniejszych i obecnych. A Łukasz moze nie jest aż takim 'kiepasem', ale ma bardzo wysoko ustawioną poprzeczke, której niestety nie przeskoczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Ja też jestem fanem Budki, a za Radulim i Jureckim nie tęsknię. Zgadzam się z tym, że Łukasz nigdy nie dorówna Radulemu, który jest może nawet najlepszy w Polsce, ale nie o to tutaj chodzi. Inną rzeczą jest to, że teraz w koncertach Budki aranże są mniej rockowe i akcent muzyczny nie jest już położony na gitarę. Przez prawie dekadę Pilch uczynił naprawdę ogromne postępy. Wystarczy posłuchać tego jak poradził sobie z materiałem z Cienia. Sami muzycy byli nim zachwyceni. Jasne, że byli członkowie pewnie zagraliby to lepiej, ale mnie jest to wcale nie potrzebne. Miałem niesamowitą przyjemność słuchać na żywo koncertu z Radiowej Trójki i to było coś niesamowitego! Zawsze staram się obiektywnie i w pewien sposób krytycznie oceniać koncert, natomiast wtedy nie zabrakło mi niczego absolutnie! W tym roku kiedy Budka rozpoczęła rockową trasę Cienia właśnie gitara w Budce weszła na pierwszy plan i Łukasz zdaje ten egzamin na bardzo dobry.
      P.S. I jeszcze pytanie do Anonimowego: Skąd Pan wie o tej większości fanów tęskniących za starym składem? Jest wiele utworów z bogatszym aranżem, które brzmią dużo lepiej niż w starym składzie.

      Usuń
  4. OK, podpiszmy zatem protokół rozbieżności, bo Ty masz swoje a ja swoje. Może być?

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłem, widziałem koncert 26 października 2012 r. w Lublinie. Byłem i jestem pełen podziwu dla zespołu. A Pan Łukasz - jak dla mnie rewelacja. Pozdrawiam serdecznie Robert

    OdpowiedzUsuń