Czas jakiś temu wysłuchałam w radiu wielkiej dyskusji toczącej się wokół czasopisma BACHOR. Spór toczący się nie o dzieci, a wyłącznie o estetykę. Obie strony wytaczały ostro swoje argumenty.
Jedna ze stron, że Bachor to jednak w ich interpretacji
pieszczotliwe określenie dziecka, fakt dość surowe, do którego przywiązujemy generalnie
negatywne emocje, gdy posłużymy się stereotypem wrzeszczącej pijanej matki
szarpiącej swoje małe dziecko z okrzykiem „Ty cholerny bachorze”. Fakt – przy
tak negatywnych emocjach słowo bachor brzmi pejoratywnie. Jednak ciepłe
bachorku nie ma w sobie niczego złego. (Jak i niczego złego nie miał na myśli
mój tatko mówiący do mnie zołzo, zołzino).
Jednak musiała być jakaś przyczyna, dla której portal i
czasopismo tak właśnie się nazwało. Jest nią hiperglikemia macierzyństwa
obserwowalna ostatnio aż nadto. To zjawisko różowego rodzicielstwa słodkiego
jak ulepek, cudnego różanego i anielskiego.
Są tacy, których od tego mdli, mimo, że właściwie każdy z
nas o rodzicielstwo się otarł i jako dziecko, i jako rodzic.
Mnie też już mdli, a nawet wkurza traktowanie rodzicielstwa jako
szczególnego stanu kapłańskiego. Ani księdzu ani matce (bo właściwie tylko
matki i inne kobiety toczą tu spór) nie wolno niczego zarzucać! To osoby
święte, nietykalne, posiadające rodzaj a prori otrzymanej aureoli i
nietykalności. Każde słowo krytyki jest natychmiast torpedowane! Tak i dostało
się profesorowi Mikołejce, bo śmiał językiem zjadliwca, skrytykować matki–jazgotki.
Szczerze mówiąc dołączam się do stanu zbrzydzenia pana profesora, bo świat jest
dla ludzi i każdy z nas ma prawo do dobrego samopoczucia, przestrzeni i
samorealizacji. Ale jeśli ta przestrzeń jest nadgryzana przez wszędobylskie i
głośne matki uzurpujące sobie prawo do głośnych swarów, nie uciszania
rozkrzyczanych dzieci (bo rozwijają się) i niewybrednych komentarzy, które rażą
uszy nie tylko pana profesora, mamy prawo – my już nie uświęceni rodzice mieć
deczko pretensji.
Profesor zresztą ma pretensje do tych, które wzrosły i
pozostają w prymitywizmie i demonstracyjnym rozpasaniu pt „jestem matką i wolno
mi wszystko”, a przecież nie każda takim typem mateczki jest! Nie każdą więc
matkę obraża profesor!
Wrócę do Bachora jako portalu, czasopisma i… zjawiska.
Nazwałam je reakcją (ostrą) na przesłodzenie i rozdęcie
macierzyństwa.
Nie pamiętam kto to powiedział: „dzieci są od zawsze,
dzieciństwo od niedawna”. Ważne słowa. Oczywiście ważne jest skupienie się nad
dobrym, niekrzywdzącym dzieciństwie, ale ważne też nieprzeginanie w stronę
świętych krów! Bo kiedy matki a zwłaszcza dzieci poczują się takimi świętymi
krowami to biada pokoleniu, które musi to znosić. To tak jakby żądać
specjalnych praw dla innych grup wiekowych, a przecież nikt szczególnych praw
się nie dopomina tylko dlatego że ma 50 lat. Tak wychowane dzieci w kulcie
bożka, zawłaszczają wszelkie obszary nie tylko życia rodziców, dziadków, ale i reszty
społeczeństwa, z czasem wyrastając na przysłowiowe rarogi, niestety pozbawione
empatii, egocentryczne, roszczeniowe i sobiepańskie.
Nie widzę niczego nienormalnego w uczeniu dzieci szacunku
dla rodziców, dziadków i innych ludzi objawiającego się w nie zawłaszczaniu
przestrzeni publicznej wyłącznie dla siebie! Nie widzę niczego złego w
wychowywaniu dzieci w poszanowaniu potrzeby ciszy w miejscach publicznych
(restauracje, środki lokomocji, sklepy etc.).
Nie uważam, że w imię nieskrępowanego rozwoju dziecku (i
matce) wolno wszystko.
Czasopismo i portal Bachor w sposób bardzo naturalny (krzywa
Gaussa) zgromadził wszystkich tych, którym cacane i wyróżowione dzieciństwo
naszych milusińskich a zwłaszcza sposób mówienia i pisania o nim, nie
odpowiada, mają dość napastliwej psychopedagogiki i ustawiania dziecka w
pozycji różowego pępka świata. Dzieci trzeba rodzić, wychowywać dbać o nie, ale
nie jest to żaden stan święty. Raczej bywa świętoszkowaty, często rażący tym
całym niunianiem, kaczuszkowaniem i kiczem we wzornictwie.
Jako matka, dużo z dzieciakami rozmawiałam, śmiechu było u
nas co niemiara, i łażenia po drzewach na działce dziadków (babcia ich nauczyła
drzew i drabiny!) Ale nie znosiłam piaskownic i tych mateczek, które utyskiwały
na cały świat – na teściową, na celulit, na męża, i na… bachora, przez którego
nudno im i czują że świat im ucieka. Nie utożsamiałam się z tymi frustratkami,
złościły mnie.
Macierzyństwo, to szczególny czas dość intymny, ale mijający.
Uważam, że nie muszę jako społeczeństwo uczestniczyć w tym barankowo misiowym
świecie, bo już wyrosłam! Nie chcę co krok potykać się o propagandę
rodzicielstwa i dzieciństwa. Nie mam nic przeciwko karmiącej publicznie matce,
to piękny widok, ale wrzeszczące dzieci w restauracjach i nie reagujące mamusie
zwyczajnie mnie wkurzają.
Czytam sobie teraz właśnie tekst na portalu Bachor.pl i
śmieję się w głos. Owszem wulgaryzmy (które mnie jakoś nie rażą, no, może ciut)
i treści niby obrazoburcze są ewidentnym odreagowaniem na to całe ti – ti – ti
w innych mediach.
BACHOR to rodzaj Rodziny Adamsów, w której jednak dzieci nie
wyślizgiwały się z kocyków nie były maltretowane i bite do krwi, a tylko były
ubierane na czarno i posługiwały się czarnym humorem.
Nie widzę niczego złego w tym, że widzę tam reklamę pościeli
dla dziecka w trupie czaszki z piszczelami, albo dyskusję o dziecięcej
histerii, agresji, manipulacji (wspomnę film „Musimy porozmawiać o Kevinie”) i
tym, że z niewyspania niektórym matkom nerwy puszczają, wszak niewyspanie to
stan groźny dla zdrowia. Mają prawo ludziska pokazać, przerobić ze sobą i te
czarne, trudne chwile macierzyństwa, ojcostwa. Mają prawo do wśćieku, złości,
wołania o pomstę, gdy dziecko da im do wiwatu, a czasem umie dać!
Medal ma dwie strony, z jednej strony mamy dziecko.pl z
drugiej bachormagazyn.pl, a w środku cała reszta!
zdjęcie obrazu Marka Ryden'a
Zgadzam się z Panią w całej rozciągłości tematu i nie cierpię czytać strasznie mądrych tekstów niejakiej Super Niani, która nie znosi sprzeciwu i każe czytać swoje teksty ze zrozumieniem, że to klaps, że macierzyństwo, że macierzyństwo powinno być książkowe. Swoje dzieci tak wychowywałam, aby nie wchodziły w paradę innym ludziom, aby były skromne, aby wiedziały, że są dla mnie strasznie ważne i nie wdawałam się w dyskusję z innymi znudzonymi matkami, a robiłam konsekwentnie swoje, nie czytając poradników, których teraz jest zatrzęsienie, a mądrości w matkach jakby coraz mniej.
OdpowiedzUsuńPani Małgorzato, pięknie i celnie napisane. @Anonimowy, Dorota Zawadzka nigdy nie mówi, że macierzyństwo powinno być książkowe, ona doradza i pomaga w wielu sytuacjach trudnych, trudnych właśnie dla matek, które chcą wychowywać a nie hodować swoje potomstwo. Jest przeciwniczką bicia jak większość osób cywilizowanych, bo nie bije się drugiego człowieka, a dziecko tymże człowiekiem jest.
UsuńJako matka dwóch pociech wolę bachormagazyn.pl. Bliższy życia!
OdpowiedzUsuńMyślę, że już mamy pokolenie nieodpowiedzialnych, egoistycznych i aroganckich młodych ludzi, którzy myślą że jest im wszystko wolno.
OdpowiedzUsuńNie chciałabym tu akurat pisać/mówić o Dorocie Zawadzkiej, bo nie o niej mowa.
OdpowiedzUsuńChodzi o zjawisko przesytu modą na wysłodzone teksty i wzornictwo "różowego" rodzicielstwa, czyli podawanie nam potrawy wyłącznie cudownej, słodkiej i wspaniałej, podczas gdy każdy z nas wie, iż tak nie jest. Stąd narodziny BACHORA jako ruchu antyróżowego.
Mnie też razi zbyt wielka ilość wulgaryzmów, ale model The Adams Family jako antidotum na róż, błękicik i kaczusie - kupuję