Pamiętam, kiedy mieszkałam z rodzicami w bloku na czwartym
piętrze, na sześćdziesięciu dwu metrach kwadratowych, tatko wpadł na pomysł
zwołania zjazdu rodzinnego.
– Mało się znamy, dzieci nie znają wujów i wujenek,
stryjenek, stryjów, dziadków i siebie nawzajem!
Przyjechało do nas dużo ludzi, na pozór kompletnie sobie
obcych – tak sądziliśmy my – dzieciaki, bo starsi rzucali się sobie w objęcia z
okrzykiem
– Felek?! Aleś się zestarzał!
– Zośka? Nic się nie zmieniłaś!
– Ciocia? Wujo? …. Etc.
Rodzice przygotowali nieskomplikowane jedzenie, żeby to nie
ono przytłoczyło nasze spotkanie, w formie szwedzkiego stołu stało sobie koło
okna, a rodzina stłoczona na niewielkim metrażu mogła się zintegrować tym
bardziej, że mój tatko z mamą (polonistką!), przygotowali ściągawki w rodzaju „Who
is who” w rodzinie. Nas, młodzież szalenie to rozbawiło, bo dotąd
funkcjonowaliśmy używając jak wytrychu słów ciocia i wujek, a tu się nagle
okazało, że są wujenki, stryjowie. Tłumaczono to nam i sobie na wszystkie
sposoby, każdy sobie musiał dostosować tytuł do osoby i tak oto nagle ciocia
Zosia i wujek Czesiek stali się dla mnie… stryjostwem! Nam młodym ogromnie się
to spodobało, bo to stare nazewnictwo zabrzmiało autentycznie i zapachniało
czymś takim retro, jakimiś pełniejszymi więzami? Od tamtej pory w naszej
rodzinie obowiązuje ten język! Dlatego dla mojej Synówki nie jestem teściową
,tylko świekrą!
A teraz, za kilka dni – może nie będzie to spęd rodzinny –
duuuuuża Wigilia z rodziną bliższą i dalszą. Będą moje Starszaki, będę ja i
teściowa mojego syna i babcia i wujenka Ola, i mój Pierwszy (mąż) i wnuczka
nasza wspólna – najukochańsza. Mam powierzchnię i wystarczająca ilość krzeseł,
także zadbam o dizajn czyli choinkę i ozdobienie domu. Ugotuję i upiekę! Kapusta
się kisi w domu robiona rękami Siwego – jest Mistrzem! Karp ze stawu już zamrożony
czeka na zrobienie go po żydowsku, zupy pewnie dwie – barszcz czerwony i
grzybowy zrobię, i śledzi co niemiara. To oczywiste! W tym roku pierwszy raz
zrobię pierniczki witrażowe, ciasto już się zrobiło i czeka na werandzie!
Zresztą każdy coś dowiezie w misce, rynience, słoju, butelce i w kuchni pomoże
mi synowa i Olcha; panowie zadbają o porządki i zmywanie (!) i niechby tylko spadł
śnieg jako miła sercu i oku dekoracja! O resztę się nie martwię. My się po,
prostu lubimy!
Kochani – wierzącym i niewierzącym, ale praktykującym
rodzinne spotkania życzę serdeczności i uśmiechu, w ten jedyny taki w roku
wieczór wigilijny. Świec i miłych rozmów, może kominka z ogniem, a jak nie –
ciepełka rodzinnego w sercach!
Pięknie to Pani napisała...bo to nie chodzi przecież o te potrawy, dizajny, itd. tylko o to, żeby się lubić..U nas nikt się nie lubi, mimo, iż łączą nas więzy krwi..Trza to przeżyć jakoś...Wszystkiego dobrego..
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt p.Małgorzato :)
OdpowiedzUsuńUkłony.
Monsieur LaPadite :)
Magia Bożego Narodzenia to właśnie wspólne przygotowania rodzinne ....super to Pani ujęła.....Radosnych świąt...Wiesława ze Zgorzelca.
OdpowiedzUsuńWesolych i wspanialych Swiat Bozego Narodzenia
OdpowiedzUsuńzyczy wierna czytelniczka.
Święta to jednak święta i coś więcej niż dużo jedzenia i nawet najlepsze prezenty... Mam nadzieje, ze święta upłynęły w miłej atmosferze.
OdpowiedzUsuńŚwięta to specjalny czas............
OdpowiedzUsuń