Po burzach i zawirowaniach –
pogodzili się! Było znów wspaniale, ale… jej koleżankom to nie w smak! Judzą –
„skoro raz narozrabiał, to zawsze może to powtórzyć! Nie daj się! Nie wierz mu,
facetom się nie wierzy!” Tak czy siak namówiły skutecznie do… rozwodu. Ona
rzuca papierami, ma wsparcie przyjaciółek! Układ miedzy nimi, jego i jej
wspólne starania, rozmowy, pójście do Canossy, miłość, dzieci – nieważne.
Przeważyły wspierające
koleżanki. Niejedna samotnie wychowująca, bo też rozwódka, więc ona WIE!
Namawia do wyciśnięcia go jak cytrynę i pokazania mu miejsca w szeregu. „On
kłamie, zobaczysz! Oni TACY są!” Osiągnęła swoje i tylko… czy jako przyjaciółka
będzie spłacać kredyt? Zapewni codzienny kontakt dzieciom z ojcem? Przytuli, i
pogada w łóżku, zaprowadzi syna do dentysty? Weźmie odpowiedzialność za rozpad
rodziny?
Zamieściłam taką notkę na
Fb, bo ciekawa jestem zdań na ten temat. Wiem, za mało danych dla konkretnego
osądu, nie znamy backgroundu, ale ja trochę znam… Powinni się dogadać, jest
podstawa. Już, już było dobrze ale wtrąciły się przyjaciółki.
To taki ostatnio
obserwowalny trend „przyjaźni kobiecej”, modnej bardzo i przeciwstawianej
przyjaźni małżeńskiej. Tak! Pamiętam jak pewna stacja telewizyjna zadzwoniła do
mnie z propozycja wzięcia udziały w dyskusji „Czy dopuszczalne jest
przyjaźnienie się z własnym mężem?!”. Kiedy zapytałam czy aż dyskusji trzeba i
co oznacza „dopuszczalne jest?” pani reserchearka objaśniła mi, że wg pani
psycholog i pani feministki które będą gośćmi – nie uchodzi! Przyjaźnić się
możemy z przyjaciółką, a mąż to rzecz nabyta, istota z gruntu nam wroga i obca!
Powiedziałam że mam wręcz
inne zdanie i chętnie je wygłoszę w imieniu tysięcy dobrych i szczęśliwych
małżeństw. Redakcja rakiem wycofała się z zaproszenia mnie do dyskusji. Mój
głos był… demode! Nie trendy – znaczy.
I tak niestety obserwuję tę
damsko – damską przyjaźń która judzi, podburza kobietę w trakcie małżeńskiego
wiru i zbyt często posuwa się bezkarnie za daleko. Przyjaciółki za kobietę
decydują jak ona ma postąpić i dyktują rozwiązania ekstremalne, często bardzo
ostre, złe, nie biorąc pod uwagę dobra dzieci i faktu, że małżeństwa kłóciły
się i godziły od zawsze, byle tylko dać im św spokój. Wyłączając bicie i znęcanie
się – tu wsparcie, pomoc jest bardzo potrzebna ale też bywa, że koleżanki nie
mające stosownej wiedzy potrafią bardziej pogorszyć, niż polepszyć. Lepiej to
idzie facetom. Przykład:
X była bita. Panowie z
rodziny wkurzyli się, pojechali we trzech do niej, i wyprosili ją z domu.
Usiedli do stołu z mężem i zapowiedzieli mu że ona jedzie z nimi zamieszkać do
dalszej rodziny (wszystko zostało przygotowane), a on ma dwa wyjścia – albo
idzie do AA i na terapię, albo nie zbliża się do niej wcale bo mu przestawią
facjatę. Zrzucili się na zapomogę dla niej, na trzy miesiące. Z dala od faceta
znalazła pracę i żyła powoli się wyprostowując. On poszedł na terapię po
okresie strasznego buntu i wścieklicy. Dzisiaj, po dwóch latach separacji znów
są razem. Czy jest alkohol – nie wiem, panowie z rodziny zrobili tyle ile się
dało. Nie namawiali do rozpadu tylko podali rękę.
Współczesne przyjaciółki
posuwają się do takiej socjotechniki, że kobiecie z problemem małżeńskim robią
przysłowiowy kisiel z mózgu i zdecydowanie namawiają na wojnę. Nie dopuszczają
myśli, że oni mogą się dogadać, że wybaczanie było, jest i będzie wpisane w
nasze życie, że bywa iż po takich doświadczeniach związki bywają głębsze,
mocniejsze tylko w pewnym momencie trzeba dać im spokój i zapewnić intymność.
Wiele, zbyt wiele małżeństw
się rozpada, bo mąż nie miał pojęcia że bierze ślub z przyjaciółkami i to one
będą rządzić w ich związku.
www.domaszewska.pl
A mnie się wydawało, że przyjaźń z mężem to coś oczywistego. No bo jak inaczej? I hierarchia wydawała mi się inna - najpierw rodzina (czyt. mąż), a potem przyjaciółki. No nie tak? A po rozwodzie te "przyjaciółki" zajmą się swoim życiem i tyle z radości przyjaźni będzie. Prawdziwa przyjaciółka nie podjudza...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za ten artykuł!
OdpowiedzUsuńJest jakiś taki dziwny trend, że rodzina to dzieci, a mąż przecież obcy. A jak byśmy się czuły gdyby to nam mąż takie herezje opowiadał - że dla niego rodzina to dzieci, a my obce ?
OdpowiedzUsuńChlubna tradycja ratowania, łatania , układania zanika...a ten dowcip rysunkowy rewelacyjny - chyba skradnę !
a co z "przyjaciółkami" ze strony partnera? czy przyjaźń z byłą, skarżenie się jej na klopoty w związku z obecną jest lojalnością czy nie? z Pani jest mądra kobita, jak do to oceniać? Barbórka
OdpowiedzUsuńBarbórko miła!
UsuńSama się serdecznie przyjaźnie z Pierwszym (czyli Ex'em). Mamy dla siebie wiele ciepła i serdeczności, troski i przyjaźni. Nie wyżalam mu się na mojego obecnego, nie mam powodów. Skąd wiesz, że się żali? Może to Twoje domysły? Może się radzi - wtedy oznacza to, że byłą traktuję jak siostrę, kumpla, może nawet mamcię, ale on z TOBĄ jest i CIEBIE wybrał. Daj mu ten luksus, że ma przyjaciół i dobre kontakty z byłą, chwal go za to to i publicznie mów, że popierasz to i podziwiasz że tak potrafi. Ciasna smycz uwiera a na luźnej zawsze się wraca do domu! Szczególnie, gdy w nim jest serdecznie, ciepło i miłośnie.
Pięknych dni przedświątecznych! M.
Ja ostatnio spotkałam się z ciekawym stwierdzeniem: "Nigdy nie pozwól sobie wmówić, kogo masz kochać i kogo nienawidzić. Zawsze ci źle doradzą." i muszę przyznać, że coś w tym jest, zwykło się mówić, że gdy kobieta wiążę się z mężczyzną to rozpada się przyjaźń, bo tam, gdzie mężczyzna, tam nie ma przyjaźni kobiet, albo związek jest nieszczęśliwy, bo przyjaźń liczy się bardziej.
OdpowiedzUsuńPytanie trochę podobne do @Barbórki, co jeśli przyjaźń między kobietą, a mężczyzną jest nieakceptowana przez jego partnerkę, która niegdyś była przyjaciółką owej kobiety? A jedyny argument swoistego ataku na przyjaźń brzmi: "Przyjaźń między kobietą, a mężczyzną nie istnieje, bo nie"?
Może przyjaźń to lepsze rozwiązanie? Ja rozwiodłam się po 15 latach małżeństwa, spakowałam co mogłam i przeprowadziłam się daleko...On (wydawało mi się ) walczył o powrót do nas...po 4 latach przeprowadził się niedaleko nas...wydawało się, że przemyślał wszystko i ...teraz po 3 latach "wspólnego" znów bytu nie mogę się go pozbyć....jest gorzej niż było przed rozwodem....po co zgodziłam się żeby wrócił? ... tak trzeba się było z nim tylko "przyjaźnić"...
OdpowiedzUsuńBo na samym poczatku jest zakochanie - szalone i zwariowane, potem milosc dojrzala i prawdziwa, ktora przeradza sie w milosna przyjazn i na koncu przyzwyczajenie i wygoda, ze ma kto kocykiem na kanapie przykryc i herbatke zrobic.
OdpowiedzUsuńTakie sa koleje losu, normalnego malzenstwa. Niektorym to sie jednak nie udaje i zaczynaja sie klopoty, takie czy siakie, ktore doprowadzaja do rozpadu malzenstwa. Najgorsze jest to, jak wtracaja sie do malzenstwa osoby trzecie (mam na mysli przyjaciolki i znawcow od siedmiu bolesci), bo "trojkaty" zwykle nie dzialaja.
Pomocna reka i zrozumienie jest najlepsza pomoca.
Ale od "damskich bokserow" i pijakow, uchowaj nas Boze! Z tymi to trzeba ostro i stanowczo. Innego wyjscia nie ma!