Himalaje – wiem co to jest, i wiem, co to jest himalaizm.
Wiem też, co to jest żeglarstwo, biegi, rzut młotem i szachy. Wiem, co to
zamiłowanie do sportu. Rozumiem, choć sama tego nie czuję. Mam inne
zamiłowania.
Dotarła do mnie wiadomość o śmierci naszych himalaistów, jak
i dotarły inne wieści o innych śmierciach. Wczoraj na skrzyżowaniu 4 km ode
mnie młodzi ludzie (trzeźwi, zdrowi) zagadali się i wjechali pod koła pędzącej
ciężarówki. Nie uprawiali sportu. Nie byli naszymi reprezentantami – jakaś
sekunda nieostrożności i już. Codziennie niemal pokazują nam media czyjąś
śmierć.
Młody sportowiec jest dzisiaj kaleką, bo koleżanka miotająca
młotem rzuciła, a on znalazł się niechcący w polu lotu. Lotnicy spadają z nieba,
bo nawalił samolot sportowy, z konia, bo poniósł. Bywa…
Himalaiści zyskują jakieś specjalne nimby. Z maty zostałam
poinstruowana na fejsbuku, że mam nie zabierać głosu, bo się nie znam, bo nie
rozumiem!
Hola! Wiem, jaką wartość ma życie, szczególnie, gdy ma się
rodzinę, gdy ktoś jest kochany i oczekiwany przez wiele osób w domu.
Czytałam „Moje bieguny” Marka Kamińskiego, w których
opowiada (czego pojąć jednak nie umiem, bo nie lubię jak mi zimno) jak bardzo
kocha te czyste przestrzenie i samotną walkę z wiatrem i zimnem. Szacunek, gdy
po ślubie i staniu się ojcem – zaprzestał, wiedząc, że JAKABY CO, najbliżsi
zostaną z pękniętym sercem.
Himalaistka tłumaczy nam, jacy to jesteśmy głupi, że
komentujemy śmierć naszych himalaistów: „sami sobie wybrali ten los”, że „jakby
zwyciężyli, byłby fanfary i oklaski a jak zginęli to komentujemy” – i co w tym
nienormalnego? Jak się odbiera złoty medal – klaszczemy, a jak ktoś ginie od
upadku, poślizgu etc. – normalne, że komentujemy. Normalne!
To nie była wojna, zabójstwo – sami poszli wiedząc, co może
się stać. I to jest kalkulowanie ryzyka.
Mam uczucia ambiwalentne kiedy czytam apel do społeczeństwa
o datki, albo odpis 1% od podatków, dla rodziny Macieja B.
Z jednej strony żal mi ogromnie rodziny z drugiej pytam –
czy nie był dostatecznie ubezpieczony? Przecież sponsorem ich wyczynów był
niejako polski rząd (dzisiejsze doniesienia prasowe), któremu zależało na tym,
żebyśmy byli tak dobrzy jak Rosjanie, którzy chcą zdobyć koronę ziemi zimą.
Dotacja była spora, (m.in. PKN Orlen) i co, nie było porządnej polisy?! Nadto
Maciej B. miał 58 lat i nie był samotny… Nie liczył się z odczuciami bliskich?
Ryzyko nie było zbyt wielkie? A teraz apel do nas, o zrzutkę? Dziwnie się z tym
czuję.
W Trójce dyskusja o himalaistach i głos kobiety – żony
himalaisty: od czasu, gdy ma nas – przestał. Nie naraża już życia, bo my
jesteśmy dla niego ważniejsze niż pasja. Kiedyś byłoby to piękne bohaterskie,
wielkie, bo to piękna postawa, a dzisiaj okazuje się, że egoistyczne zapędy są
już bezgranicznie ważne. Pani himalaistka (wdowa po himalaiście) pisze: „Będę
na pewno ostrożniejsza, ale nie mogę obiecać, że wyczynowa wspinaczka to już
temat w moim życiu zamknięty. Dziecko nigdy nie było dla mnie żadnym
ograniczeniem”. Tak?! Jak dla mnie – niezrozumiałe, szczególnie że i tatę góry
zabrały.
Może dzisiaj egoizm nazywany „pełną realizacją” jest w
porządku? Nie liczy się nikt, nic, ino moja pasja i ja i JA, i JA!
Nie rozumiem i chyba na zrozumienie tego już za późno. Nie
wyobrażam sobie życia bez mojego męża, nie wyobrażam sobie żeby przedłożył
swoja pasję nad rodzinne zobowiązania i troskę o mnie. Wiem, że taką ma –
motor. Ale nie jeździ. Zrezygnował właśnie dlatego, że nie chce prowokować. Już
i tak tych różnych przypadków w życiu jest coraz więcej, latka lecą, więc i
zdrowie, wypadki. Nie prowokujemy losu. Moja rodzina, mój mąż jest dla mnie
ograniczeniem, z którym nie walczę. Mój egoizm nie jest celem wyższym, bo nie
jestem sama. Takie były odwieczne idee życia w rodzinie, w związku i szczerze
mówiąc zmian na JA nie rozumiem.
AMEN. Brawo Pani Małgosiu! Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńNo właśnie.Przy szczawiu:)doszliśmy do wniosku że nie trzeba stać przy garach dla rodziny.Niech rąbią szybkie zupki-mama się realizuje.Tatuś pójdzie w góry,poszaleje na motorku,pospada na spadochronie-może się nie zabije i też zdąży sobie pojeść zupek aż do wrzodu żołądka.Babcia lata na uniwersytet,dziadek na karty,a nasze dzieciaczki łajdaczą się w galeriach handlowych.Wszyscy mają to co lubią.A ci co cenią inne wartości?Do czego ten świat zmierza.Ja tak nie chcę!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńŚwięta racja.Kto myśli tylko osobie,o swoich wzlotach niech myśli i o swoich upadkach.
OdpowiedzUsuńI niech tak zostanie:)wyjeła mi pani to ust, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzgadzam się w stu procentach...
OdpowiedzUsuńegoizm w czystej postaci...ich już nie ma
zostały matki,żony, dzieci..
pasje ludzkie szanuję, wszystkie, ale egoizmu nie rozumiem
Są napaleńcy którzy swoją pasję traktują jak narkotyk.Są bliscy którzy kochają tych napaleńców bez względu,mimo,ponad wszystko.Tak było jest i będzie.Ogromny szacunek dla mężów i żon którzy w porę zrozumieli.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to kwestia wyznawanych wartości, priorytetów. Jedni mają je takie, a inni inne. Choć zastanawia mnie po co ktoś zakłada rodzinę, skoro ważne są dla niego tylko własne cele i chce się wyszaleć, podczas gdy rodzina jest ustatkowaniem się.
OdpowiedzUsuńKochana Pani Małgorzato! (Mogę tak familiarnie?)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Panią, ale kompletnie się z Panią w tej sprawie nie zgadzam. Ale to dzięki Pani dowiedziałam się o zbiórce na rzecz rodziny p. Berbeki. I za to serdecznie dziękuję. :) Właśnie wpłaciłam pieniądze.
Mocno Panią ściskam i czekam na następny tekst jak zwykle niecierpliwie.
Pani wierna czytelniczka
Mia