środa, 8 maja 2013

Eutanazja, czyli co ja mogę?


Znany noblista Christian de Duve, poddał się eutanazji.
Zajmował się fizjologią komórek, miał 95 lat i poddał się jej – miał tę możliwość, której mu zazdroszczę. Chciałabym być panią swego losu – bo dotąd zawsze nią byłam, ale niepokoi mnie to, że w moim imieniu wypowiadają się o tych sprawach obcy mi ideologicznie ludzie wmawiając mi, jak choremu kaszę, co dla mnie byłoby, czy też będzie najlepsze. Powiedziałabym im, jak Danuta Szaflarska w filmie Pora umierać: „Niech mnie w dupę pocałują”.
Chciałabym mieć możliwość zakończenia mojej wizyty tu, na tym może nienajlepszym ze światów (najlepszym ze znanych mi organoleptycznie i osobiście) samodzielnie – jeśli będę miała powody i ochotę. Nie mam myśli samobójczych, ani skłonności, ale rozumiem, że MOŻE przyjść taka chwila, taki ból, taka beznadzieja, że podejmę tę decyzję i chciałabym żeby ją uszanowano. Rodzice powołali mnie do życia ale od uzyskania pełnej samoświadomości (jakoś niedawno stwierdziłam, że już ją jako tako posiadłam) sama kieruję swoimi sprawami. Państwo wtrąca mi się to tu, to tam, (zwłaszcza w pieniądze, drogi i leczenie) sensownie albo namolnie, ale jestem sama za siebie odpowiedzialna i uważam za wielki komfort pana Christiana, że mógł podjąć suwerenną decyzję, pożegnać się, i odfrunąć.
Miałam starego wuja który kiedyś powiedział do nas:
– umarłbym już.
Oczywiście my – w klekot, że co też wujek mówi, że przecież… Przerwał nam gestem i uzasadnił:
– Nudno mi tu na świecie, mało rozumiem, w nosie mam to wszystko, jestem zmęczony. Umarłbym i już!
To była dla mnie lekcja jedna z wielu, bo z kolei Janusz Świtaj domagający się eutanazji z powodu tetraplegii, zmienił zdanie, gdy zajęła się nim organizacja Anny Dymnej i pokazała jak żyć mimo wszystko. Janusz powziął więc inną decyzję i jednak żyje. Młody jest i znalazł sens. Oczywiście gdyby, gdyby…
Zawsze są jakieś gdyby, a ja chcę sama zadecydować świadomie i z mocy danego mi prawa, że np. już wystarczy. Może mu nudno, a może nadto cierpię?
Dyrektor warszawskiego hospicjum mówił kiedyś mądrze, że gdyby chory miał wystarczająca opiekę paliatywną i MIŁOŚĆ oraz troskę rodziny, eutanazja zeszłaby na dalszy plan, a może w ogóle byłaby zbędna?
Może. Ale dzisiaj jest jak jest i nie chciałabym rodziny zanadto obarczać (jakby co) moim długim i upodlających odchodzeniem w cierpieniu. Hospicjów mało, nowoczesne leki mało dostępne, marihuana zakazana, fajdanie w pieluszki i życie rośliny to już dno… Nie chciałabym tak!
I nie życzę sobie tłumaczenia mi jak małemu dziecku, że Bóg chce inaczej i nie wolno mi przeciwstawiać się Jego woli. Nie jestem z Nim w aż tak lennych, wiernopoddańczych stosunkach. A poza tym, gdy On powołuje wiernego do siebie obdarzając go np. zapaleniem wyrostka, płuc, otrzewnej, sepsą, zawałem, czy inną przypadłością w efekcie której wierny ma stanąć przed boskim obliczem, to czy reanimacja, operacja, antybiotyki i sztuczne serce, płuco, nerka, etc – to nie jest wywijanie się? Wykręcenie od boskiego wezwania? „O, jeszcze nie teraz Panie B! Jeszcze lekarze mi dadzą tlenu, 300 volt, amoksycyklinę, i pożyję jeszcze! Jeszcze nie teraz Szanowny!”.
Pamiętam moją znajomą, która zapadła na raka narządów kobiecych i kompletnie odmówiła leczenia, a też środków przeciwbólowych mówiąc (miała 30+, była żoną i matką i nie sądziłam, że aż tak była silnie wierzącą) że to Pan ją powołuje do siebie więc ona nie będzie Mu się sprzeciwiać.
Umierała w potwornych męczarniach wyjąc z bólu jak zwierzę… Może widziała w tym jakieś cel, a może nie chciała zaprzeczać sama sobie? Nie wiem.
Wiem natomiast, że cierpienie nie uszlachetnia. „Cierpiąc nie stajesz się lepszy, co najwyżej bardziej nieszczęśliwy”.
Czy Christian de Duve cierpiał, czy było mu już nudno – obojętne. Zadecydował SAM, i moim zdaniem jako człowiek, miał do tego pełne prawo.   
Też tak chcę!

8 komentarzy:

  1. Jestem osobą wierzącą i praktykującą, mimo to jestem za eutanazją... Na razie podjęłam decyzję o spaleniu moich zwłok. Nie chcę, aby kochane mi osoby musiały mnie myć, wąchać moje psujące się ciało i nie daj Boże, rezygnowały z pracy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Małgosiu, nie wiem jak to się dzieję, ale każdy Pani tekst jest podsumowaniem moich myśli, spostrzeżeń. Jest Pani niesamowita! W trafności argumentacji, mądrości. Proszę pisać i nigdy nie przestawać!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Małgorzato, nie dajmy się systemowi. Weźmy sprawę we własne ręce. Czytałem w jakiejś powieści, że wystarczy zrobić zastrzyk w żyłę pustą strzykawką. Gdy pęcherz powietrza dociera do serca, zawał murowany! No chyba, że autor mnie nabrał. A może to była autorka?...

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Małgorzato kiedy nowa powieść??

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani Małgorzato, tyle życia przed Panią, niech Pani nie myśli o tym tylko napisze coś nowego. ,,Dom nad rozlewiskiem jest bardzo wciągający". ;) Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie wiem do końca czy eutanazja to coś dla mnie ale jak patrzę w pracy na osobę która zjada własnego pampersa z zawartością i odwiedzające ją dzieci patrzą na nią z obrzydzeniem i przerażeniem zastanawiając się gdzie podziała się ich matka i kto to leży na tym łóżku to nie jest to wyjście które odrzucam

    OdpowiedzUsuń