Warszawa.
Mili znajomi zaprosili nas
na imieniny Wieśka. Lubimy go, więc pojechaliśmy, tym chętniej, że rzadko
bywamy w mieście, zwłaszcza na imprezach knajpianych. Wiesiu (okolice 60)
ułatwia życie Ani – żonie, żeby nie stała przy garach, nie sprzątała i w ogóle żeby
czuła się gościem, więc zaprosił wszystkich bliskich znajomych do starej,
warszawskiej restauracji Pod Retmanem.
Tu się czas zatrzymał. We
wszystkich aspektach – kelnerzy, menu, wystrój i cała reszta. I dobrze, bo my –
siwiejące głowy czujemy się tu jak w czasach młodości.
Okazało się że wiele
obecnych tu par, czasem z imponującym, małżeńskim stażem, bywa tu nader często!
Tu się świętuje święta różne – rocznice, urodziny, imieniny, sylwestry etc i to
tak chętnie i często, że podobno taksówkarze warszawscy już ich znają i pytają
„to, co? Pod Retmana dzisiaj?”.
I wcale drogo to nie
wychodzi, towarzystwo średnio zamożne. Raz na jakiś czas stać ich na taki
wieczór. Nie napiszę nic o jedzeniu, alkoholach i muzyce (na żywo). Spodobał mi
się nastrój i towarzystwo. Lubią się, znają od dawna, wspominają kto z kim ile
lat. Tańczą parami, nie dyskotekowe łamańce, ale po staroświecku – tango,
walczyki, fokstroty. I my dajemy radę! Potem ja i On urwaliśmy się na spacer po
Starówce. Dawno mnie tu nie było, a On był tu ostatni raz w 90 latach! Nie jest
warszawiakiem.
Ciepły wieczór. Na
Krakowskim masa ludzi! Spacerują, gadają, ktoś gra, ktoś śpiewa, inni puszczają
w powietrze luminescencyjne zabaweczki rodem z Avataru. Wszystko byłoby takie
fajne gdyby nie jakiś polityczny wiec pod Kolumną Zygmunta i głośne, z
megafonów płynące: „…bo tam ZABITO nam prezydenta, i my jako naród nic z tym
nie robimy!!!”. Czyli w podtekście – wypowiedzmy wojnę Rosji. Jasne!
Jakie to głupie i jakie
beznadziejne miejsce do tych pohukiwań stale jednak dzielących nas jako
Polaków! Zmiatamy stąd aby dalej.
Dochodzimy do Rynku. Trochę
zmian widzę, ale sama Starówka stoi cierpliwie, ta sama już tyle lat! I gdyby
nie nasz, warszawski upór i nienawistna w innych rejonach Polski akcja „Cały
naród buduje swoją stolicę” (niestety wielu miastom polskim odebrano zapasy
cegły i rozbierano na ten cel domy), Starówki by nie było… Dzisiejsi
właściciele kamienic mają powód do tego, żeby dziękować ówczesnym władzom i
determinacji przyjezdnych (nikt ich nie nazywał słoikami) i rodowitych
warszawiaków, że Starówka stoi odbudowana z pietyzmem.
Restauracji w bród! Z lewa
słychać tapera, z prawej czuć frytki, ludzie siedzą, jedzą, piją i rozmawiają.
Jest fajnie. Idziemy trochę tropami Małżeństwa z Rozsądku. O, tu stał
Olbrychski i Stępowski i sprzedawali obrazy, a tam na Kamiennych Schodkach,
Andrzej marzył o rozbiciu Złej Bandy zagrażającej Joasi J.
Na Kanonii cicho, nie ma
knajp i jest urokliwie. Taki nasz malusi, warszawski zakątek, a’la Złota
Uliczka w Pradze. No oczywiście inny, nie ze Średniowiecza rodem, ale jak tam,
wszystko tu małe.
I znów plac królewski z
Zamkiem.
„Ostateczną decyzję o
odbudowie stołecznego Zamku Królewskiego podjęło 19 stycznia 1971 roku Biuro
Polityczne KC PZPR pod przewodnictwem nowego I sekretarza Edwarda Gierka. 26
stycznia zainaugurowano działalność Obywatelskiego Komitetu Odbudowy Zamku
Królewskiego w Warszawie pod kierownictwem szefa stołecznego PZPR Józefa Kępy,
ale wiceprzewodniczącym został zasłużony muzealnik prof. Stanisław Lorentz.
Wykonanie robót zlecono Pracowni Konserwacji Zabytków, generalnym projektantem
mianowano - prof. Bogusławskiego, a uprawnienia do zatwierdzania projektów
otrzymała Komisja Architektoniczno-Konserwatorska prof. Zachwatowicza.(…)
Pierwszym dyrektorem placówki został w 1980 prof. Aleksander Gieysztor. W tym samym roku Stare Miasto z Zamkiem Królewskim wpisano
na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO.”
Nie chce być inaczej! Ani
Marsjanie ani krasnalki – Zamek odbudowaliśmy my, Polacy w czasach tzw. komuny
i cieszmy się, że jest!
Zmykamy pod kościół św. Anny
i idziemy w dół, do Mariensztatu. Koło barierki młody człowiek sika na trawnik,
bardzo przeprasza wzdychając z wyraźną ulgą, i ja go rozgrzeszam, bo w Warszawie
knajp po kokardę, pić piwo można wszędzie (niby zakaz jest a jednak wszędzie
siedzą ludziska i piją nie tylko piwo. I natura jednak musi co przyjęte –
oddać!) a publicznych kibelków jak na lekarstwo. Mimo wszystko w powietrzu
czujemy zapach czarnego bzu. Kwitnie wokół. Ciekawe, powojenny? A ten
kasztanowiec też? Chyba tak… po wojnie było tu totalne rumowisko z gruzów.
„Kamień na kamieniu” – jak sobie Adolf życzył.
Na Mariensztacie są knajpki
z ogródkami, a nad Wisłą, u stóp Starówki koło kolorowych fontann mnóstwo
ludzi. Wisła odgrodzona tajemniczym parkanem. Co to będzie?
Przyjemny wieczór. Z lekka
staroświecki, ale i my niemłodzi.
Warszawa nas nie zmęczyła.
Jeszcze jutro ona, ale potem wracamy w całkiem inny, odległy krajobraz – do
ciszy.
fot Sławek www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=989019
Aż chce się tam być:)Tak pięknie napisane...
OdpowiedzUsuńGdańsk górą nawet w stolicy
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że mogę podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Nazywam się Brenda i byłem szczęśliwy. Dopóki mój mąż nie powiedział, że go zdradzam, oboje staliśmy się dokuczliwymi parami, nie mógł w to uwierzyć, ani nie zaufał moim słowom, więc złożyliśmy wniosek o rozwód, później zostaliśmy rozdzieleni i ślubowaliśmy, że nigdy się nie pogodzimy. Długo próbowałem iść dalej, ale nie mogłem pozostać bez niego, więc zacząłem poszukiwania powrotu męża, a potem skierowano mnie do Dr.IZOYA. Świetny człowiek, którego spotkałem, rzucił zaklęcie miłosne i zmusił mojego męża do powrotu w ciągu 24 godzin. dzięki temu jestem tutaj, aby udostępnić kontakt dr IZOYA, skontaktować się z nim poprzez drizayaomosolution@gmail.com. Jest naprawdę potężny i specjalizuje się w następujących sprawach ...
OdpowiedzUsuń(1) Kochaj zaklęcia wszelkiego rodzaju. (2) Przestań rozwodzić się. (3) Zakończ jałowość. (4) Potrzebujesz pomocy duchowej.