I nie o zalewę octową mi chodzi, nie o śledzie, ani
śliwki
Jeszcze raz:
W zalewie obecnych pretensji do służby zdrowia opowiem coś o szpitalu w Giżycku. To stary szpital, mieści się z starym, pruskim budynku z czerwonej cegły. Jest udoskonalany, poprawiany ale same mury i wnętrze są jakie są! Stare, niewygodne. 15 lat temu, kiedy byłam tam pacjentką, zainicjowałam wspaniałą rozmowę. Było to po wieczorze, gdy na naszą salę przywieziono babunię stareńką i nieprzytomną. Lekarze już dawno w domu, a w szpitalu tylko my – pacjentki i pielęgniarki. Jakiś lekarz na dyżurze który tylko zakwalifikował babcię do hospitalizacji a wszystko inne – jutro.
Babcia miała podejrzenie złamania szyjki biodrowej czy coś. Pielęgniarki na naszych oczach przebierały ją, i pakowały do łóżka. Robiły to czule i delikatnie, choć babcia była nieprzytomna. Mimo to mówiły do niej „No, kochaneczko, a teraz podniesiemy pupę, o tak, i zdejmiemy…”.
Nieprzytomna była obsikana „po pachy” starczym, śmierdzącym moczem, była ciężka więc cały zabieg umycia jej i przebrania w koszulę był dla dwóch dziewczyn nie lada wyczynem. Zmęczyły się bardzo, i ten… smród, a one ciągle takie miłe, serdeczne! Potem kroplówka, i jak już było po wszystkim zobaczyłam, że babina ma sztuczną szczękę. Zawołałam siostrę Jolę, która z okrzykiem, „o, prawda!”, jęła wyjmować tę szczękę, z ciągnącą się, gęstą śliną. Miałam mdłości.
Opłukała ją i zawinęła w serwetkę, włożyła babci do stoliczka, do szufladki i raz jeszcze dotknęła babci czoła, policzka, sprawdziła kroplówkę, i upewniła się że „jakby co” – damy jej znać.
Nazajutrz opowiadałam o tym lekarzom na zabiegu (zdejmowali mi gips, czy co tam, przypadkowo dwóch ich było). I usłyszałam:
- No, cóż, pani Małgosiu, prawda jest taka, że dziewczyny (pielęgniarki) są niedocenione jak cholera! Bo to one tu naprawdę leczą, opiekują się wami, sprawdzają szwy, dają leki, skaczą koło was wspomagając zdrowienie, zrastanie. To one! A my… my tylko składamy połamane gnaty!
Skromnie, ale i pięknie.
Sądzę, że to było jakieś pokłosie tego, czego uczył ich Mistrz, przedwojenny profesor, którego uczniem był ówczesny wówczas ordynator. Siostry w Giżycku były nadzwyczajne, pracowite, kochane. Jola wyjaśniła mi to po swojemu:
- pani Małgosiu, my tu się znamy z grubsza. Małe miasto, okoliczne wsie… O, pani Basia ma kwiaciarnię, a pani Ewa jest nauczycielką – pokazała ręką. Jak ja bym mogła im w oczy spojrzeć na ulicy gdybym była jakaś… chamka?
Proste.
Nie wiem jak jest dzisiaj, ale z pewnością jest wielu, wielu świetnych lekarzy, są wspaniałe pielęgniarki i tylko w zalewie krytyki nikt nie pisze, nie mówi o tych troskliwych, fajnych, rzetelnych, uczciwych. To takie niemedialne.
Jeszcze raz:
W zalewie obecnych pretensji do służby zdrowia opowiem coś o szpitalu w Giżycku. To stary szpital, mieści się z starym, pruskim budynku z czerwonej cegły. Jest udoskonalany, poprawiany ale same mury i wnętrze są jakie są! Stare, niewygodne. 15 lat temu, kiedy byłam tam pacjentką, zainicjowałam wspaniałą rozmowę. Było to po wieczorze, gdy na naszą salę przywieziono babunię stareńką i nieprzytomną. Lekarze już dawno w domu, a w szpitalu tylko my – pacjentki i pielęgniarki. Jakiś lekarz na dyżurze który tylko zakwalifikował babcię do hospitalizacji a wszystko inne – jutro.
Babcia miała podejrzenie złamania szyjki biodrowej czy coś. Pielęgniarki na naszych oczach przebierały ją, i pakowały do łóżka. Robiły to czule i delikatnie, choć babcia była nieprzytomna. Mimo to mówiły do niej „No, kochaneczko, a teraz podniesiemy pupę, o tak, i zdejmiemy…”.
Nieprzytomna była obsikana „po pachy” starczym, śmierdzącym moczem, była ciężka więc cały zabieg umycia jej i przebrania w koszulę był dla dwóch dziewczyn nie lada wyczynem. Zmęczyły się bardzo, i ten… smród, a one ciągle takie miłe, serdeczne! Potem kroplówka, i jak już było po wszystkim zobaczyłam, że babina ma sztuczną szczękę. Zawołałam siostrę Jolę, która z okrzykiem, „o, prawda!”, jęła wyjmować tę szczękę, z ciągnącą się, gęstą śliną. Miałam mdłości.
Opłukała ją i zawinęła w serwetkę, włożyła babci do stoliczka, do szufladki i raz jeszcze dotknęła babci czoła, policzka, sprawdziła kroplówkę, i upewniła się że „jakby co” – damy jej znać.
Nazajutrz opowiadałam o tym lekarzom na zabiegu (zdejmowali mi gips, czy co tam, przypadkowo dwóch ich było). I usłyszałam:
- No, cóż, pani Małgosiu, prawda jest taka, że dziewczyny (pielęgniarki) są niedocenione jak cholera! Bo to one tu naprawdę leczą, opiekują się wami, sprawdzają szwy, dają leki, skaczą koło was wspomagając zdrowienie, zrastanie. To one! A my… my tylko składamy połamane gnaty!
Skromnie, ale i pięknie.
Sądzę, że to było jakieś pokłosie tego, czego uczył ich Mistrz, przedwojenny profesor, którego uczniem był ówczesny wówczas ordynator. Siostry w Giżycku były nadzwyczajne, pracowite, kochane. Jola wyjaśniła mi to po swojemu:
- pani Małgosiu, my tu się znamy z grubsza. Małe miasto, okoliczne wsie… O, pani Basia ma kwiaciarnię, a pani Ewa jest nauczycielką – pokazała ręką. Jak ja bym mogła im w oczy spojrzeć na ulicy gdybym była jakaś… chamka?
Proste.
Nie wiem jak jest dzisiaj, ale z pewnością jest wielu, wielu świetnych lekarzy, są wspaniałe pielęgniarki i tylko w zalewie krytyki nikt nie pisze, nie mówi o tych troskliwych, fajnych, rzetelnych, uczciwych. To takie niemedialne.
Miło jest przeczytać takie słowa o swoim zawodzie. Rzadko się zdarza żeby lekarze tak docenili. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że są "normalni" lekarze i pielęgniarki. Np. w Szpitalu Bródnowskim - co prawda było to jeszcze dawniej, ale wtedy też się narzekało na służbę zdrowia. Polacy lubia narzekać, a o normalności i dobroci nie lubią mówić. Media też kochaja tylko sensację.
OdpowiedzUsuńdotyczy to każdego zawodu ale wolimy karmić się stereotypami-podobno najbardziej u innych przeszkadzają nam nasze błędy :))
OdpowiedzUsuńMyślę,że owa Jola jest już na emeryturze a na jej miejsce przyszła Dżulia i dobrze babcie tarmosi.
OdpowiedzUsuńPrzykre,ale dzisiejsze pielęgniarki młodego pokolenia to przeważnie pannice które się nie dostały do innych szkół.
Dobrze się czyta taki wpis, szczególnie gdy ma się własne (dobre) wspomnienia ze szpitali :) Szczególnie z ostatniego- położniczego, gdzie oczekuje się więcej, nie mogąc samej o siebie zadbać należycie.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wypowiedź Anonimowego- cóż uważam, że do szkoły pielęgniarskiej nie jest tak łatwo się dostać. A już na pewno nie tak łatwo utrzymać. To trzeba lubić. Ale każda pielęgniarka jest człowiekiem- ma swoje gorsze i lepsze dni.
Pozdrawiam serdecznie z Ksawerowa :)
Dolaczam do Doci, dziekuje. Niestety czasami trafiaja sie pacjenci w pretensjach, którzy po prostu... nie zauwazaja, ze nasza praca, to cos wiecej, niz tylko praca.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się bo niedawno takie rzeczy przechodziłam ze swoją Mamą...niestety już nie żyje...
OdpowiedzUsuńMałe miejscowości mają tę zaletę i wadę ,że nie jesteśmy anonimowi....w takich przypadkach to zaleta..