sobota, 8 marca 2014

Yin i Yang czyli jestem połową ludzkości!

Połowa to coś, co jest niepełne, jak w piosence Przybory Inwokacja:
„Bez ciebie  jestem niepełny jak czegoś ćwierć albo pół”.
Połowa, to pięćdziesiąt procent od stu, pół szklanki, jeden kapeć, jeden kolczyk, jedna papużka nierozłączka.
Lubię być kobietą i jestem – ze wszystkimi cechami przypisanymi mojej płci. I mam ... prawo jazdy na ciągnik, wiem, co to fleksa, lakier mikroporowy, drony i prostata, chudy beton. Dzisiaj już ciągnikiem nie jeżdżę, fleksą się nie posługuję, o dronach czytam, o prostatę dbam, a chudy beton nie jest mi już potrzebny.
Mam obok siebie moje drugie pół i dzięki Niemu czuję się „jeszcze bardziej kobietą”. Tak, wiem, singielki i wojujące feministki zaraz mnie naprostują, że nie potrzebujemy faceta, żeby się czuć kobietami ale ja i tak wiem swoje.

Gertruda Steiner błysnęła dowcipem mówiąc że kobiecie mężczyzna potrzebny jak rybie rower. Ale ja nie jestem Gertrudą, jestem heteroseksualna, choć kiedyś, za młodu całowałam się z Kaśką i było fajnie, zabawnie, ale tylko… zabawnie. Z chłopakami było ekscytująco! Zdecydowanie lubiłam i lubię całowanie, a sama siebie całować nie dam rady, więc po coś tam te chłopaki były!
Mój chłopak, mój Yang jest mi potrzebny z kilku zasadniczych powodów (oprócz całowania) i bardziej od roweru, choć rower też mam.
Jest „ogarnięty”. Mama Go nauczyła mnóstwa ważnych rzeczy i dzisiaj umie sam sobie przyszyć guziki, pozmywa, umyje okna, skopie grządkę. Nadto zbuduje statek, szopę, zespawa, zlutuje, wywierci, zainstaluje, sprawdzi poziom oleju i zawiesi budki lęgowe. Inteligentny jest! I czyta, ma wiedzę, więc i Gertruda lubiłaby z Nim pogaduszki. Jest świetnym rozmówcą! 
Miewamy rożne poglądy, punkty widzenia, więc fajnie jest mieć w domu kogoś, z kim można pogadać i nawet twórczo się pokłócić. Twórczo, znaczy bez wydzierania się, gdy mamy całkiem (bywa!) różne zdania, z podpisaniem protokołu rozbieżności, zamiast obrażania się i cichych dni.
On, to decydowanie mój pierwszy czytelnik wszystkiego. Biedak! Znosi to dzielnie. Za to karmię Go jak mogę najwykwintniej, bo jest wdzięcznym odbiorcą moich kulinariów! Lubimy razem jadać. Samotne posiłki są smutne. Nawet psychologowie to zbadali, opisali. Wolimy, jako ludzie, jadać razem. O, właśnie! Wspominał coś o zwyczajnych, duszonych żeberkach! Tak rzadko się o coś upomina, przymawia, że zaraz jak skończę tekst – pojadę do masarni.
Lubimy się i przyjaźnimy. To też ważne, bo oczywiście dobrze jest siebie lubić, ale już przyjaźnić się z samym sobą nie można. On jest moim przyjacielem zdecydowanie.
Lubi mnie i ładnie podkreśla moją kobiecość, a to niełatwe, bo już nie jestem zwiewną, długowłosą i długonogą gazelą, młodą i gładką. Zmarszczki mam, skronie mi siwieją, piersi obwisły a brzuch nie jest już jak deska do prasowania... i wszystko już nie takie, jak u panien eksponowanych na okładkach, rozkładówkach. A jednak mnie lubi!
Ma funkcję – „przytul”. Świetnie jest zapaść się w Jego mocne ramiona, zwłaszcza gdy człowiek zmęczony albo wkurzony, załamany, smutny. To jest absolutnie terapeutyczne! Naturalnie i ja mam tę funkcję!
I najważniejsze - stara, analogowa miłość.
Kochać siebie, to jasne i fajne, ale to nie daje tyle frajdy, zawirowań, „motyli”, wzruszeń (czasem cierpień) oczekiwań, uśmiechu, ciekawości i jeszcze innych tam (bo o miłości jeszcze wszystkiego nie napisano) co kochanie kogoś. Lubię kochać i być kochaną i już.
O! Lubię fizyczną stronę miłości – czułość, erotyzm, i barabaszki w łóżku. Najwymyślniejszy wibrator nie ma funkcji całowania na sto różnych sposobów i wspomnianego przytulania, miziania, głaskania i drapania po plecach. Mam komu szepnąć „Kocham cię” gdy gładzę Go po siwej głowie, bo stale kocham – to i mówię, czemu nie? 
To jest zupełnie inna miłość niż ta, którą się obdarza dzieci, wnuki, psy, koty i Johna Bonjovi’ego, za urodę a Jaromira Nohavicę i Piotra Czajkowskiego za muzykę.
TAK! Zdecydowanie jestem kobietą! A już z Nim, to na maxa! 


4 komentarze:

  1. Małgosia, dawno już nie czytałam "czegoś takiego". Może dlatego, że to, co napisałaś jest Twoje i takie prawdziwe i takie z potrzeby serca i o miłości i o życiu. Co bym napisała, to te słowa powyżej błyszczą i skrzą się. I już...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. :) Myślę, że napisałaś za nas, za wiele kobiet, które myślą, że ich życie jest normalne, wręcz nudne...Jak to czytam to doceniam to co mam, a na pewno mam, jak to piszesz: funkcję przytul i to w obie strony. To bardzo ważna funkcja, chociaż czasami mój mąż mi powtarza, że nienormalni jesteśmy tak tuląc się do siebie po tylu latach...tylko, że właśnie dzięki temu lat tyle przetrwaliśmy. I tak to...H.




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż Gonia mogę powiedzieć? Przeproś Siwego! Ja całuję Cię mocno, najmocniej! Tak po przyjacielsku ale cóz... tylko tak mi wolno. Inaczej ma Bea :-) Cmok Waldek

      Usuń
  3. U mnie po 34 latach małżeństwa jest bardzo podobnie i odbieram TO jako wielki dar od losu. Dziękuję za ten wpis - pięknie napisane:) Cieszy mnie, że inni też tak mają, chociaż tych naprawdę szczęśliwych związków Yin i Yang spotyka się niestety niewiele... I słyszy się o nich rzadko, bo kto eksponowałby udane pożycie, kiedy wokół tyle rozwodów, samotności, rozczarowań, złości na partnera...Dobro jest ciche, zło głośne... Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń