niedziela, 19 lutego 2012

Instrukcja obsługi dziecka.


Dzieci są od zawsze, dzieciństwo – od niedawna. (zasłyszane ale fajne!)
Kiedyś dziecko musiało jakoś dać sobie radę z życiem, z chorobami. Zazwyczaj w warstwach niższych było drobnym utrapieniem, bo trzeba je długo ubierać i żywić, a pomocy w polu – żadnej. Wiadomo było jednak, że kiedyś dorośnie i wtedy – do roboty!
W pałacach i dworach dziecko było owszem, rodzone, ale zajmowały się nim niańki, karmiły mamki a potem to już guwernantka, guwerner. Do rodziców mówiły jak do obcych z dyganiem: „proszę ojca, proszę mamy”. Wieczorem zanim oddaliły się do pokoi dziecinnych dostawały rytualnego buziaka w czółko od zajętych rodziców. Żadnych pieszczot, bo to „psuło dzieci”. Baty – tak i to sprawiane przez pedla albo woźnego, służącego, guwernera, albo kogoś tam ze służby.
Wyrastała armia neurasteników.
Lepiej się miały te wiejskie bachorki karmione maminym, ciepłym cycem, żyjące w jednej izbie z rodzeństwem rodzicami, babkami. Ktoś ponosił, ktoś pokołysał, pobawił się, dotulił.
Kiedy czytałam książkę o tym jak były urządzone domy w minionych epokach, był tam też rozdział o tych częściach domu dla dzieci – a autorka pozwoliła sobie na małe wtrącenie o tym, jakie było tych dzieci chowanie. Niewesołe. Mycie w zimnej wodzie, niańki i guwernantki nie zawsze miłe i kochające, a zazwyczaj kostyczne, nieporadne zalęknione gniewem jaśniepaństwa, gdy dziecko źle dygnie lub zapomni słówka po francusku.
Kojarzy mi się to ze współczesnością, gdy psychologowie przytaczają i takie sprawy:
Pamiętam 11latka, który zadzwonił z ekskluzywnej dzielnicy Sztokholmu i płacząc, powiedział, że ojciec wyjechał na tydzień na golfa, mama na narty i że zostawili mu jedzenie w lodówce i kazali zająć się dziewięcioletnim i siedmioletnim rodzeństwem. Był przerażony i błagał, żeby ktoś przyjechał.”

Gdy wynaleziono wreszcie DZIECIŃSTWO (w Polsce wielkie zasługi miał tu Janusz Korczak) zaczęło się dostrzegać potrzeby dziecka jako CZŁOWIEKA.
Minęło od Jego (Janusza Korczaka) i wielu innych prac, nauk, wiele lat, a wciąż bywamy nieumiejętni w traktowaniu dzieci.
Wam wrażenie, że winna za to jest pycha ludzka. O ile kupując nową pralkę czy telefon uczymy się obsługi, czytamy instrukcje, o tyle uważamy, że z ciążą – wiedza o wychowaniu malucha sama przyjdzie. Nieprawda!

Na świecie istnieje wielki rozziew w traktowaniu dzieci. Na północy – Norwegia, Szwecja, Finlandia zinstytucjonalizowała dzieciństwo może zbyt radykalnie? W biednej Azji dzieci są w dramatycznej sytuacji – zwłaszcza dziewczynki. My, w centrum Europy wcale nie mamy powodów do samozadowolenia, bo wciąż w wielu przypadkach, nie umiemy uczyć się traktowania dziecka jak człowieka. Czemu?
Powodów wiele, a jeden z nich zapamiętałam doskonale: Program w TVP z tzw trudną młodzieżą (dzieci bite, źle traktowane – „ogarnięte” mądrze przez Jerzego Fedorowicza). W studiu księża. Rozmowa o przemocy wobec dzieci i pytanie do księży: dlaczego pośród dziesięciorga przykazań nie ma żadnego (!) o szacunku dla dziecka?! Są dwa o cudzołóstwie, ale zabrakło „Czcij dziecko swoje” albo „Kochaj dziecko swoje jak siebie samego”.
Księża wili się, ale odpowiedzi nie udzielili…
Inne powody to brak wiedzy, własne problemy emocjonalne, ubóstwo duchowe, poczucie bezkarności, zła wola i zwyczajny brak miłości instynktownej, o której znakomicie pisze Vitus Drosher w swoich publikacjach. Ssaki po urodzeniu małych wylizują swoje potomstwo, obwąchują i to jest ten chemiczny proces, który sprawia, że „cząsteczki zapachowe” ze skóry dziecka dostają się do nozdrzy i krwioobiegu samicy a z krwią do mózgu. Tam na poziomie szyszynki, podwzgórza powstaje proces tworzenia się hormonu „opiekuńczego” samicy. To nieromantyczne wyjaśnienie miłości samiczej do dziecka.
Ludzie mają oprócz tego umiejętność myślenia abstrakcyjnego, czyli mogą wspomagać procesy biochemiczne. U ludzi oboje rodziców są Rodzicami na równi i dzisiaj widzę wielu wspaniałych ojców
Dlatego wymyślono, na przekór dotychczasowym sposobom rodzenia dzieci, system rooming-in. Dotychczas jeszcze dwadzieścia lat temu – dziecko po porodzie było zabierane do sali noworodków, żeby położnica mogła odetchnąć, czyli zabierano jej możliwość biochemiczego działania organizmu! Niemowle było oderwane od ciała matki, w którym tkwiło 9 miesięcy (był to JEDYNY znany mu świat ciepły, cichy, oswojony) do całkiem innego – jasnego, głośnego, pozbawionego bezpiecznego zapachu matki, a jeszcze współtowarzysze niedoli wydają wkoło dźwięki świadczące o podobnym zrozpaczeniu! I tylko 5 razy na dobę ktoś niesie ich do karmienia. Na pół godziny z mamą. Straszne! (sama tak rodziłam…)

Wiele matek tak czy inaczej pokochało swoje dzieci, ale i wiele podążając za modami na „zimny wychów” etc sprawiała, że dziecko rozwijało się bez pieszczot dotyku, miłości. Później samo stawało się zimnym rodzicem, nie umiało kochać. Chwała dzisiejszym ojcom zaangażowanym, którzy od niemowlęctwa tulą, kąpią, usypiają – uczą się jak wychowywać maleństwa!
Sam rozsądek, kaftaniki, i najlepsze odżywki nie wystarczają. We współczesnym świecie Europy Środkowej, w którym jesteśmy totalnie skołowane różnymi teoriami a nade wszystko zawstydzone kobiecymi cechami, atrybutami (bo są „płciowe” a nie „genderowe”) obserwuję wręcz fizyczny protest młodych „wyzwolonych” mam, jakby przeciw naturalnej tkliwości i czułości należnej matce. Młode pokolenie odważnych, zwycięskich kobiet wstydzi się, nie znosi wręcz tego, co dotąd było normalne – „rozmiękczenia” macierzyńskiego, tego kołysania, ciepełka, kaczuszkowania i misiowania. A też tkwi w tym totalne niezrozumienie faktu, że maluchom potrzeba tkliwości – DOTYKU, lulania, mruczanek, uśmiechu, do prawidłowego rozwoju!
Odrzucanie nauki o wychowaniu dziecka (polegającym na mądrym traktowaniu ciała i ducha małego dziecka) na rzecz „ja wiem lepiej” skutkuje w późniejszym wieku zdziwieniem, że „moje dziecko jest… niegrzeczne, krnąbrne, neurasteniczne. (dowolne wpisać).
Oczywiście w zalewie poradniczym warto poszukać osób mądrych, wielkich autorytetów (jeśli aż tak jesteśmy zdystansowani do innych – współczesnych)– ot choćby Janusza Korczaka, którego teorie są do dzisiaj podstawą wiedzy o dziecku i dzieciństwie.
Tak czy inaczej „przepieszczenie” niczym dziecku nie grozi! Niedopieszczenie zazwyczaj skutkuje problemami. Błędy wychowawcze poczynione we wczesnym dzieciństwie to bomby z opóźnionym zapłonem które dorosłym już dzieciom często rujnują życie.
Warto poczytać skąd się biorą problemy emocjonalno – psychologiczne (takie jak BPD, DchA, DDA), i masa innych. Bardzo często źródłem ich jest paskudne dzieciństwo. Nie tylko bicie, maltretowanie molestowanie, ale i chłód emocjonalny, prawdziwie lub pozorne odrzucenie, brak miłości, akceptacji i szacunku.
Zawsze mnie dziwi – dlaczego w szkołach nie ma zajęć o tym?
Skąd u wielu rodziców taka pycha, że wszystko sami wiedza lepiej?

postscriptum:
Żeby nie było - ZNAM MNÓSTWO cudownych, młodych mam i tatuśków!

 fot z obrazeczkiniki.bloog.pl

1 komentarz:

  1. Bardzo spodobalo mi sie to co Pani napisala. Wzruszyly mnie slowa: „rozmiękczenia” macierzyńskiego, kołysania, ciepełka, kaczuszkowania i misiowania. Oczywiscie dzieci sa po to aby je kochac, piescic, calowac w te slodkie glowki, by czuly sie wazne, szczesliwe, bezpieczne.
    Jestem mama prawie 3 letniej dziewuszki. Od samych narodzin po dzien dzisiejszy spedzamy ze soba 24h na dobe. Zachwycam sie kazda chwila spedzona z nia i zadne pieniadze, super praca i kariera nie zastapia mi tych szczesliwych chwil. Nie mam zadnych zasad wychowawczych, nie slucham bezcennych rad, nie czytam podrecznikow - robie to co czuje i to sie sprawdza ( czyt. kaczuszkowanie i misiowanie)

    OdpowiedzUsuń