Tekst Basi Grabowskiej, mojej córki.
Tak mi odpowiedziała na moje pytanie - Lalka, wyjaśnij mi pojęcie mainstreamu*, jak Ty to widzisz?. No i
mam za swoje...
Jedno z modnych i szalenie istotnych, jak się okazuje,
określeń, które trzeba znać, by wypowiadać się o szeroko pojętej kulturze i
sztuce.
Nie dość, że trzeba je znać, to jeszcze warto mieć na jego
temat opinię i to opinię nie dowolną. Otóż nie za dobrze jest o mainstreamie
nie mieć opinii żadnej, wstrzymywać się od głosu czy unikać jednoznacznej
odpowiedzi. Jak tak robisz, to pewnie jesteś mainstreamowy i boisz się
przyznać. Jak jesteś jawnie za mainstreamem to lepiej w ogóle się już nie
odzywaj. Modnie i odpowiednio jest być przeciw. Wszak mainstream to papka,
chała, bezwartościowa karma dla mas, żenada i strata czasu. I nie cytuję tu wyłącznie
tzw. hipsterów (kolejne modne, warte znania określenie grupy społecznej
wyznającej idee „no logo” i wszelakiej alternatywności we wszystkim) ale
różnorakich moich znajomych. Sama nie raz w rozmowach zetknęłam się ze
stwierdzeniami typu: „kiedyś ich słuchałem, ale teraz to już
sprzedali za dużo płyt”, „poznałem fajną dziewczynę, ale… No nie będę z kimś, kto ogląda seriale”, „Fajne to było na początku, ale teraz każdy to sobie wrzuca na Walla”. No i zgłupiałam.
sprzedali za dużo płyt”, „poznałem fajną dziewczynę, ale… No nie będę z kimś, kto ogląda seriale”, „Fajne to było na początku, ale teraz każdy to sobie wrzuca na Walla”. No i zgłupiałam.
Czy to źle, że coś jest popularne, lubiane przez wielu i
zrobiło komercyjną karierę? Oczywiście, fajnie być czasem oryginalnym i
wyjątkowym, wyłuskać z archiwów świetną piosenkę, której nie słyszał jeszcze
nikt i zbierać pochwały za niebanalny gust. Bardzo fajnie! Przyznaję, że lubię
czasem tak zabłysnąć, ale – powtarzam to do znudzenia – nie żyjemy w świecie
zerojedynkowym! To, że ktoś lubi muzykę niszową nie znaczy, że ma automatycznie
gardzić rzeczonym mainstreamem i wywyższać się kosztem mainstreamowców. Czemu w
ogóle tyle pogardy i wyższości w podejściu do kultury?
Do spisania spostrzeżeń o mainstreamie skłoniło mnie
ostatnie zamieszanie
wokół Gotye i jego piosenki „Somebody I used to know”. O tym australijskim artyście belgijskiego pochodzenia wcześniej nie wiedziałam nic. Piosenkę usłyszałam w radiu, zlokalizowałam na youtubie i wrzuciłam na FB bo tekst wydał mi się bardzo interesujący (lubię piosenki opowiadające historię) a muzyka z gatunku „w pierwszej chwili strasznie irytująca a po trzecim przesłuchaniu nie mogę o niej zapomnieć”. Nowe, ciekawe, dzieje się.
wokół Gotye i jego piosenki „Somebody I used to know”. O tym australijskim artyście belgijskiego pochodzenia wcześniej nie wiedziałam nic. Piosenkę usłyszałam w radiu, zlokalizowałam na youtubie i wrzuciłam na FB bo tekst wydał mi się bardzo interesujący (lubię piosenki opowiadające historię) a muzyka z gatunku „w pierwszej chwili strasznie irytująca a po trzecim przesłuchaniu nie mogę o niej zapomnieć”. Nowe, ciekawe, dzieje się.
Po około miesiącu na FB powstają hate-page, hasła anty no i
oczywiście rzesze przeciwników. Dlaczego? Bo się Gotye „przejadł”? Może –
stacje radiowe naprawdę potrafią zakatować każdy przebój. Ale jak coś się
przeje to tego unikasz i już. Nie tępisz.
Skąd więc taka nagonka na Gotye? Bo przestał być świeży i
oryginalny i stał się – niezamierzenie przecież! – hymnem mainstreamu?
Ja się przyznaję bez bicia – jestem mainstreamowa. Słucham
muzyki popularnej ze wspomnianą piosenką Gotye włącznie, oglądam seriale na kablówce,
chodzę do kina na wysokobudżetowe, hollywoodzkie produkcje i dobrze się przy
tym bawię. Sprawia mi to przyjemność i chyba nawet miło mi, że dzielę tę
przyjemność z milionami innych ludzi. Kiedy jednak mam ochotę na podniesienie
sobie ilorazu i sięgam po „ambitną” książkę, „trudny” film, „bolesną” sztukę, specyficzną
muzykę lub inny intelektualnie wymagający materiał, to nie czuję
natychmiastowej potrzeby zdeptania telewizora i ogłoszenia światu, że oto
Zafon/VonTrier/Warlikowski/Von Lekow to jedyny właściwy kierunek a reszta to
chłam.
Wierzę w homeostazę i koegzystencję uzupełniających się,
zróżnicowanych a nawet (czy może zwłaszcza) sprzecznych pojęć i wartości. Na
wszystko jest miejsce we wszechświecie. I na Gotye, i na Na Wspólnej, i na
kinematografię fińską. Nie widzę żadnego powodu aby którekolwiek tępić. I jeśli
na coś w moim świecie nie ma miejsca, to na niczym nieuzasadnioną nienawiść i
pseudointelektualną indoktrynację. Nie mam wystarczającej determinacji do
zgłębiania tematu na tyle, by szafować przykładami, ale jestem przekonana, że
również wśród filmów niszowych zdarzają się słabizny, że w muzyce alternatywnej
nie brakuje nieznośnej kakofonii a w undergroundowych sztukach czasem po prostu
nie wiadomo o co chodzi i reżyser się przestrzelił z interpretacją. W tym samym
czasie w mainstreamowych pasmach TV można wyhaczyć perełki jak dobry cover
wykonany przypadkiem na czyimś koncercie unplugged, wciągający i doskonale
zrealizowany serial historyczny (np. Rzym czy Dynastia Tudorów), lekką i
komediową acz świetnie zagraną sztukę (choćby „Love!” Strzeleckiego). Nie dajmy
sobie wmówić, że tylko underground oferuje nam rozrywkę intelektualną a
mainstream nas z niej wyprał i należy się go publicznie wypierać. Nie dajmy
sobie wmówić, że coś przechodząc z niszy w mainstream traci na wartości, bo to
już absurd. Sztuka – jak to zwykle w życiu bywa – to zachować umiar i
umiejętnie czerpać z KAŻDEGO dostępnego gatunku rozrywki.
Chyba wrzucę sobie na Walla Gotye…
*Mainstream – z
angielskiego „główny nurt”. W wielu dziedzinach życia, nurt myślowy bądź stylistyczny reprezentowany przez większość artystów, twórców lub innych ludzi zaangażowanych w daną dziedzinę. Na płaszczyźnie kulturowej mainstream jest utożsamiany z popkulturą. W opozycji do mainstreamu stoją
subkultury, kontrkultury, underground i wszelkiego rodzaju myślenie i twórczość niszowa, która nie ma takiej popularności i
tylu zwolenników co mainstream.
tylu zwolenników co mainstream.
Miód na moje serce :-) Lubię rozmawiać z ludźmi, którym daleko do fanatyzmu, którzy potrafią uszanować poglądy innych, nie rezygnując bynajmniej ze swoich. A dzisiejsza "moda na modę" mnie po prostu bawi. No cóż, snobizm towarzyszył każdej epoce, a dystans do siebie osiąga się z wiekiem i doświadczeniem. I tym optymistycznym akcentem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:-)