Słuchałam go wracając ze smętarza (to nie błąd, lubię to słowo).
Ten fragment jest mi bliski. Kładłam wianuszek na grobie Rodziców.
Pomyślałam, że ja też się starzeję...
"Mama robi dla mnie specjalnie zalewajkę, ja
siekam
cebulkę do skwarek, gadamy. Wspominamy, opowiadam
też mamie
szczegółowo o sprawach w Turku. Ciekawa
jest nawet
tego, co tam jem!
Wzruszają
mnie jej stare już ręce, powykrzywiane artretyzmem.
Ma cienką
skórę, plamki na niej i nabrzmiałe żyły.
Palec
wskazujący, obolały, trzyma wyprostowany. Na szyi
zwiotczałej
skóra w fałdach wisi nieładnie, twarz mamy
w
zmarszczkach. Moja kochana mama… Niby zbrzydła, ale
jak podnosi
na mnie oczy całe w iskierkach uśmiechu, jest
taka piękna.
Chciałbym jej powiedzieć, ile dla mnie znaczy,
ile przyjaźni
matczynej mi ofiarowała, więcej niż surowy ojciec,
ale nie
potrafię. Słowa grzęzną mi w gardle.
Rozmawiamy
o nagrobku ojca, o tym, że trzeba go wyremontować.
Jutro pojadę
z nią na cmentarz. Życie nie stoi
w miejscu.
Czuję bolesny skurcz na myśl, że przecież i mamy
mi kiedyś
zabraknie. Oby jak najpóźniej!
Na
cmentarzu cisza dnia powszedniego. Faktycznie, grób
ojca jakiś
taki żałosny, stara rama z lastriko obłupana z lewej
strony.
Zasuszone kwiatki.
– Mamo, zamówmy
nowy nagrobek, co?
– Wiesiu,
to teraz taki wydatek! Może jakoś później, jak
już umrę. I
wiesz co… Spalcie mnie, ja tak nie lubię wilgoci!
I będę
pewna, że się nie obudzę!
Głupio mi
tego słuchać. Chowam wzrok, bagatelizuję.
Umieranie.
Kres naszych dni. Idiotyczny temat dla rozważań,
szczególnie
ze starym człowiekiem. Mój Boże… ja
też się
staję starym człowiekiem! Idę za mamą… do starości,
do śmierci.
Mama opowiada coś o sąsiadce z naszego starego
domu, a ja
nie słucham, pogrążony w nagłej refleksji.
Starzeję się
jak moi rodzice! Tatko kiedyś był wielkim, czerstwym
chłopem, a
po latach, gdy zobaczyłem go w szpitalu,
zdał mi się
jak sucharek, taki… drobny, maleńki. (…)
Wieczorem
zagadnąłem Kryśkę, o ten nagrobek gdy byliśmy sami.
– Daj spokój
– ostudziła mnie szybko. – Nie naciskaj, bo
mama zaraz
się poczuje w obowiązku wskoczyć do nowego
grobu, a tak, jakoś się trzyma. Daj spokój!"
Małgosiu, ....czytając te słowa, czułam gule w gardle, nawet oczy mi zawilgotniały...tak, czas upływa zbyt szybko, moja mama chorowała tylko miesiąc, albo aż miesiąc, niby tak niedawno, a to już minie 5 lat, a tata, który choruje od lat, i nie umiał nawet bankomatu obsłużyć, ciężko chory, ale jest...a ja sobie wyrzucam, że ciągle, praca i ciągle brak czasu. Trzeba chyba nam takich momentów, by zwolnić i się zatrzymać. Podjęłaś trudny temat,...ale dotyczący nas wszystkich.
OdpowiedzUsuńPani Małgosiu! Pisze Pani wspaniałe książki, prostym "zwyczajnym" językiem opisując samą kwintesencję życia. Dziękuję i pozdrawiam! - imienniczka.
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona książka:-)...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCudna książka, tak jakbym czytała o sąsiedzie z bloku...pozdrawiam ciepło :) Lucyna
OdpowiedzUsuńDziękuję za część 2 i czekam na ... część 3. Pozdrawiam serdecznie.Lucyna
OdpowiedzUsuń