środa, 21 grudnia 2011

Pan Stasio jest chory i leży w łóżeczku.


Tak się kiedyś stało, że mój Mały Staś zachorował na coś, a właściwie to była mała operacja przepukliny, miał świeże szwy i szybko go wypisano ze szpitala, bo zapewniłam lekarza, że dziecko będzie pod dobrą opieką całodobową. Po licho ma leżeć sam w szpitalu, skoro to tylko szwy na brzuszku, o które trzeba dbać, żeby się ładnie zrosło?

W domu byłam ja z córeczką, mąż jak każdy mąż – w pracy (nikt wtedy nie słyszał o urlopach tacierzyńskich).
Basia była wtedy słodką dwulatką i bałam się, że jak zacznie włazić do Staśka na łóżko pobawić się z nim i niechcący oprze się łokciem, czy nadepnie mu na szew i będzie kiepsko, więc Staś został na czas rehabilitacji w domu u mojej mamy.
Zajął tam centralne, królewskie miejsce na tapczanie babci! Siedział jak basza, oparty o wielkie poduchy i był sobie Rannym Królewiczem, o którego dbała babcia Marynka, czyli moja mama.
Oboje się ogromnie lubili, i znakomicie spędzali czas w swoim towarzystwie. Mama robiła Stasiowi posiłki i podawała na tacy do łóżka, czytała, rozmawiała, a też sam Staś budował sobie na tej samej tacy zamki z lego i czytał książeczki. Nie narzekał, nie marudził. Fajnie im było razem!
To był przedświąteczny czas, więc moja Mama wzorem swojej Mamy, czyli wzorem babci Tali, wyjęła pewnego wieczoru nożyczki, pudło do szycia, koraliki, kolorowy papier, słomki różne, farby, klej i jakieś kuchenne drobiazgi, które wydawać by się mogło są do wyrzucenia, ale po obejrzeniu okiem mamy – przydadzą się znakomicie! Zrobiła też dwie wydmuszki z jajek.
Staś uważnie ciął kolorowy papier na cienkie paseczki i robił delikatny i drobny łańcuch, a moja mama siedząc koło niego i gawędząc z nim, robiła różności na choinkę.
Z połówki kulistej, plastikowej solniczki (druga połówka się gdzieś zgubiła czy zgniotła…) zrobiła czaszę spadochronu, robiąc w wewnętrznej listewce solniczki dziurki gorącą igłą. Potem dowiązała do tych otworków nitki – linki i na dole umieściła stasiowego żołnierzyka, z kolekcji piechoty.
Wydmuszki zostały balonami. Mama pomalowała je kolorowo, a potem szydełkiem zrobiła siatki, które utrzymywały czaszę (wydmuszkę) a dorobione linki trzymały kosz wydziergany z grubego kordonka. W koszu znów wachtę pełnili żołnierze z batalionu stasiowego wojska. Potem mama robiła różne ludowe pajączki, grzybki i inne figurki, ozdóbki, rozmawiając z wnukiem, klejąc papierki, koraliki, tnąc słomki.
Wyszło z tego pudełeczko ślicznych, ręcznie robionych ozdób choinkowych.
Podobne do tego, które mama miała jeszcze z czasów, gdy ja byłam malutka, a ona i jej uczennice robiły ręcznie takie ozdoby w gimnazjum imienia Marii Curie Skłodowskiej, na Saskiej Kępie, na zajęciach plastycznych.
Piękne, kruche, bardzo starannie robione, wymagające benedyktyńskiej drobiazgowości i pracy, cierpliwości cacka (Z taśmy do maszyn cyfrowych wszyscy robiliśmy gwiazdki) Na naszej choince przez wiele lat dyndały takie ręcznie robione zabaweczki.

Później przyszła era innego dizajnu, jakieś te choinki robiliśmy małe, drobne, inne, z zabaweczkami mikrusienkimi, drewnianymi, ale ze sklepu, potem był czas zdobienia choinki jakoś jednokolorowo… Takie tam, mody.

Dzisiaj myślę, że jak mi podrośnie ciut wnuczka albo wcześniej, za rok, jak już Święta będę spędzała u siebie na totalnej wsi – wrócę do tych ręcznie robionych zabawek.
Wiem jak to robiła mama, sama mam zmysł plastyczny, poradzę sobie!
Mój Siwy napali w kominku, nastawi płytę ze świątecznymi piosenkami, zrobi nam herbaty albo poda wino i pierniczki, a ja wyciągnę koraliki, klej, pudło z nićmi i guzikami, kolorowy papier, piórka, kordonki, orzeszki i suszki z lata, farby i… pamięć!

Dobrych, Zwyczajnych, Staroświeckich Świąt życzę NAM WSZYSTKIM!

Małgosia od robótek ręcznych.


 znalezione w necie

2 komentarze:

  1. Gosia,
    najpiękniejsze sa choinki ..wielopokoleniowe,to cała frajda oglądać i przyglądać sie wszystkim cudeńkom.Nie znoszę jednolitych,monotematycznych i jednokolorowych nie choinek ale w sumie stroików.Lata temu sama jako była uczennica Studium nauczycielskiego robiłam takie cudeńka z moją córą..teraz brak czasu i..chyba dopiero z wnukami znowu zacznie mi sie przypominać..a jak to sie robiło..Takie robienie ozdób to jest właśnie część oczekiwania na święta..Same superlatywy wynikają z tak spędzonego razem czasu.Moja Babcia opowiadał mi jak w czasie okupacji sama robiła ze zgromadzonych papierków ozdoby na maleńką wojenna choineczkę..później sama robiła takie ozdoby ze mną..i to jest piękne..Przypomniałaś mi- muszę nastawić kolędę i przywołać nastrój:))

    OdpowiedzUsuń
  2. śliczne ozdoby! Choinka z duszą :) Na mojej w tym roku zawisły małe drewniane ręcznie malowane figurki i pierniki z bakaliami i posypkami :) Przed świętami nie zabrakło też dnia pierogowego, co mnie wycisza, uspokaja i zmusza do refleksji :) Optymizm też zapożyczyłam, proszę trzymać się ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń